Powtarzam się pewnie stwierdzając, że pogodę mamy od iluś lat angielską. Choć nie, w lecie jest zazwyczaj upalnie i sucho. Za to zimą temperatura rzadko schodzi poniżej zera i efekt jest taki, że biało praktycznie nie bywa. Za to rośliny cały czas wegetują. I to chyba dobre słowo, bo wszystko wygląda okropnie, ale jak się przyjrzeć, to jest zielono.
Przedwczoraj i wczoraj padał śnieg. Zrobiło się odrobinę biało. Nawet wieczorem wyszliśmy z Łu do ogródka, gdzie nie było czarno jak w d... tylko ładnie wszystkie kształty się zarysowywało. Zupełnie inny klimat jest, gdy jest śnieg. Nawet mówiłam, że pewnie nie byłoby tyle zimowych depresji i poczucia braku światła, gdyby można było wyjść po zmroku w biel, na której wystarczy niewiele światła, aby wszystko było widać.
Dzisiaj znowu powyżej zera, ale pochmurno, ponuro, mokro (mokro ma być podobno do marca, co mnie nie martwi po ubiegłorocznych suszach).
Wyszłam na chwilę do ogródka i zdziwiłam się, ile roślin kwitnie!
Zaczynając od bratków, które obserwuję z okna kuchennego:
Może nie wyglądają ładnie, są zmaltretowane opadami i mrozem, ale ciągle kwitną.
Jaśminy chyba od listopada mają jakieś pojedyncze kwiatki. I jest ich coraz więcej.
Kwitną też jaśminowce:
I dzisiejszym odkryciem była dla mnie prymulka:
Poza tym ostały się jeszcze jakieś owocki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz