Oczywiście nie mogłoby być tak pięknie, jak by mogło.
Cały dzień ciurkadełko ciurkało. I git. Pięknie było, pięknie szemrało, nawet jedno spotkanie firmowe przesiedziałam wsłuchując się w śpiew ptaków i plusk strumyczka (i kosiarkę za płotem, ale kto by tam się przejmował). Po południu idę, patrzę, a tu ciurka jakby słabiej. I bąbelki widać że lecą, czyli powietrze zaciąga. Dolałam trochę wody, jakby lepiej, więc szybkie zastanawianie się, co to może być? Wczoraj było dolane dużo wody, więc gdzie uciekła? Może pompa się wynurzyła (plastikowa jest) i łapie powietrze? Może dzieciaki wyciągnęły wąż z kamienia i coś naciągnęły, że powietrze bokiem wchodzi? Trochę wody dolałam, przez chwilę było lepiej, potem znowu gorzej.
No nic, trzeba było rozgrzebać wszystko. Niby zrobione prosto, mniejsza kratka wema do dostania się do kastry przygotowana i założona geowłókniną, zasypana kamieniami. Jednak chyba nie uda się już tak pięknie wszystkiego poukładać, jak robiło się to 'na czysto' na początku.
W każdym razie kulę trzeba było przesunąć bardziej na środek kastry. Wczoraj, żeby ładnie ułożyć obrzeże, przesunęliśmy kratkę z kulą. Ale kuli nie przesunęliśmy, żeby ją wyśrodkować nad kastrą. W każdym razie teraz wszystko jest rozgrzebane. W nocy pewnie nawpada tam tysiące ślimaków i żab i się potopią i będą śmierdzieć. :S
Ech, taka chujowa ogrodniczka, co to nie popatrzyła przed zasypaniem kamieniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz