niedziela, 2 kwietnia 2023

2023 rok...

 ...od ostatniego wpisu minęły niemal dwa lata. Tyle się w tym czasie wydarzyło... 

Może trochę wrócę. Nie chciałabym stracić tych myśli tutaj.

Ogród dopiero muszę obfotografować, żeby coś pokazać, natomiast wrzucam... fiołki ze strzelińskiego cmentarza. Z kilku powodów.


wtorek, 31 sierpnia 2021

Grupa FB dotycząca nalewek

 Zapisałam się jakiś czas temu do jednej grupy FB dotyczącej nalewek. Aby tu nie przynudzać moimi wypocinami co, gdzie, kiedy zalałam spirytem, co jaki śliczny ma kolor, to tam się produkowałam. No i dzisiaj dałam post, który dotyczył głównie filtrowania, bo tym się głównie dzisiaj zajmowałam. I dostałam opr, że nie dałam przepisu. Przepisy są gdzieś w innych moich wpisach, lub na zdjęciać. Zresztą ja się nie trzymam żadnych przepisów, więc tylko zapisuję sobie na karteczkach przyczepionych do słojów co i kiedy zrobiłam. Żaden to przepis, ale takie były wymogi grupy, to i dawałam. No, ale że dzisiaj zupełnie nie o tym, to zaczęłam się wykłócać, że niech spadają.

Zatem, na wszelki wypadek, gdyby mieli mnie wywalić z grupy, to tu sobie powrzucam.

2 lipca
Dereniowa Maciejówka 1/2021
Świdośliwa. Chyba już gotowa do zbioru. Jeszcze nie robiłam z niej nalewki. Przepisy pewnie do znalezienia, ale jeśli macie jakieś doświadczenia, propozycje, uwagi co robić a czego nie to chętnie poczytam komentarze.
Update: Hmm, jednak przepisu nie znalazłam, tylko linki, gdzie niby powinien być, a nie ma. Oczywiście mogę zrobić w standardowy sposób, ale jeśli macie jakieś ciekawe przepisy, to również poproszę. Lub o komentarz, że 'standardowe' sposoby (1. zasypanie cukrem, po jakimś czasie po odlaniu soku zalanie rozcieńczonym spirytusem; 2. zalanie spirytusem, po maceracji zasypanie cukrem) się nie nadają.


5 lipca
Dereniowa Maciejówka 2/2021
Mnie już dopadła faza w tym roku. Od lewej wiśnia własna, czerwone porzeczki z świdośliwą i chilli, maliny 'od sołtysa' z miętą. Maliny od razu w alko, pozostałe po rozpuszczeniu cukru.
Edit. Długo (chyba) będzie.
Napomniana, zresztą słusznie, że trzeba podawać receptury, niestety, w pierwszej chwili muszę napisać, że zazwyczaj nie trzymam się żadnych. Modyfikuję w trakcie, w zależności co fantazja podpowie. Co prawda na razie nie szaleję, bo doświadczenie z nalewkami mam dopiero trzyletnie, ale ponieważ w ogródku ciągle coś dojrzewa, to już kilkadziesiąt butelek spod mojej ręki wyszło, a i rodzinne tradycje jakieś są. Generalnie czuję się jak lajkonik, ale bawi mnie wykorzystanie głównie własnych zbiorów do czegoś, co sprawia trochę radości i innym. Poza tym ładnie wyglądają słoje na oknie, szczególnie przy jesiennym słońcu ciepłe kolory nalewu są miłe dla oka. Oczywiście tego, co sprawia radość jest sporo więcej. Każdy znajdzie coś dla siebie.
Nie wiem, czy jest jakiś podział 'nalewkarzy' (może coś podpowiecie? albo spróbujemy się pobawić w określenie typów?), ale siebie zaliczam do 'ciumkaczy', co to niedużo, ale od czasu lubią pociumkać wspominając różne sytuacje, które kojarzą mi się z daną nalewką. I tak na przykład mam 'dereniówkę strajkową' (rozlewałam w październiku ubiegłego roku, każdy pewnie wie o co chodzi) i 'tarninówkę zaboroską' (od takiej jednej wyprawy), krupnik anyżowy (tym razem nie wódka, tylko własna nalewka, może kiedyś wkleję zdjęcia i opis, jak zrobiona), i szereg innych. Intrygują mnie owoce i co z nich wychodzi. Na liście i inne cuda czy eksperymenty przyjdzie pewnie czas w kolejnych latach. W ogrodzie jest dużo rzeczy do jedzenia, więc i nalewkę pewnie da się z nich zrobić.
Do nalewek używam słojów 3-4 litrowych. Na razie nie robiłam nic w większych ilościach (krzaki w ogrodzie jeszcze małe i wszystkiego jest po trochę, dlatego mieszam różne rzeczy) i takie słoje mi wystarczą. Ma to jedną dużą wadę, że gdy nalewka jest smaczna, to szybko jej nie ma. Owoce, jeśli swoje i w miarę czyste, to staram się nie myć; wsypuję do słoja, zasypuję cukrem bądź zalewam alkoholem. Większość owocowych nalewek lubi światło i ciepło, więc stawiam na oknie, robią za ozdobę. Krupnik wymagał długiego trzymania w chłodzie i ciemności (aż się miód rozpuści), to leżał sobie w szafce i nikt o nim nie pamiętał.
Do zalewania używam zazwyczaj mieszanki spirytusu zbożowego i wódki krupnik. Czemu te? Mój tato eksperymentował z różnymi alkoholami. Zazwyczaj różne bimbrowe dają potem bimbrowy posmak, którego nie cierpię. Że musi być zbożowy, a nie na przykład ziemniaczany, to ktoś mi podpowiedział i tego się trzymam. W żadnej z moich nalewek nie wyczuwałam wódkowego czy spirytusowego smaku, choć robię mocne (jakoś tak wychodzą). Czemu krupnik? Chyba też dlatego, że akurat miałam, gdy robiłam pierwszą nalewkę. Że dobra wyszła i nic nie 'waliło wódą', to się tego trzymam. Mocnych alko (z wyjątkiem ciumkania nalewek) nie pijam, to delikatne smaki akurat mi podeszły. Tak sprawdziłam i było ok. Nie zmienię tej bazy, chyba że życie zmusi. Raz już zmusiło do użycia spirytusu nalewkowego 60 proc. Smakowo wyszło ok., ale cenowo raczej gorzej.
Co do trzech słojów na oknie...
Co zrobiłam i co planuję zrobić z wiśniami opisałam już komuś niżej, w komentarzach.
Czerwona porzeczka + świdośliwa. W tym roku udało mi się chyba złapać porzeczkę w idealnym momencie. Jeszcze nie zaczęła opadać na ziemię, owoce były piękne i duże. Niestety, tylko 1,5 kg. Świdośliwa (lamarcka) ma niestety to do siebie, że dojrzewa nierównomiernie. Część może opaść, część jeszczcze nie jest czarna. Pozbierałam co było, bo ptaki też starają się 'dobrać do stołu'. Wyszło trochę ponad pół kilograma, czyli niedużo, ale i drzewko maleńkie, ok. 2 m. Gdzieś mi wpadł przepis na nalewkę porzeczkową, a że jeszcze nie próbowałam, to czas było poeksperymentować. Kilogram porzeczki i 0,25 kg świdośliwy do słoja, zasypane szklanką cukru. Że akurat ktoś pisał o piri-piri, to stwierdziłam, że do porzeczkowej kwaśności coś ostrego będzie dobre. Stąd pół papryczki chilli (takiej z warzywniaka). Nalewka na pewno będzie kwaśna i mam nadzieję, że delikatnie będzie szczypać w język. Co da świdośliwa? Może odrobinę mączystości? Ma smaczne, słodkie owoce, kojarzące mi się bardzo delikatnie z mącznym smakiem głogu. Może nic nie doda? Może zepsuje? Zobaczę za parę miesięcy. Do tej pory robiłam z niej dżemy i były całkiem smaczne. Jako dżem porzeczkowo-świdośliwowy skończyła też reszta tego, co zebrałam. Co dalej? Za jutro, albo za dwa dni (cukier już się praktycznie rozpuścił):
1. Albo odleję sok i tylko owoce zaleję alkoholem (pół litra krupniku i pół litra czystego spirytusu, w tej kolejności, bodajże samym spirytusem nie należy zalewać, ale nie wiem, czy czegoś nie mieszam). Sok wtedy trzeba będzie zapasteryzować, aby po około 6 tygodniach (zakładam, że u mnie przełom sierpinia i września) połączyć z alkoholem z owoców. Trochę roboty z samym sokiem, ale owoce są wtedy bardziej spenetrowane przez alkohol.
2. Albo po prostu doleję do słoja pół litra krupniku i pół litra spirytusu, a we wrześniu odleję, odcedzę, jeśli trzeba klarować, to filtruję. To najprostszy sposób, ale brak mu trochę finezji.
Trzeci słój, czyli maliny. 1,5 kg maliny Laszki, od lokalnego rolnika. W zeszłym roku robiłam dwa typy nalewki malinowej na innej malinie (bardziej na sok) od tego gospodarza: jeden przez zasypanie cukrem i zagotowanie do zrobienia soku, i połączenie soku z alkoholem (potem odstawienie); drugi, przez zalanie owoców alkoholem na parę tygodni, potem 'wyciąganie' resztek alkoholu cukrem. W tym drugim przepisie nalewka wyszła o zdecydowanie bardziej czystym i karminowym kolorze, i o smaku bardziej naturalnie malinowym, dlatego w tym roku będę starała się powtórzyć ten drugi przepis. Kilka listków mięty, bo malina z miętą bardzo dobrze się powinna komponować. Inspirację wzięłam z jednego z postów Marek Krasa 'Kilka pomysłów na maliny' (nie wiem jak podlinkować tutaj).
I to chyba cała opowieść dotycząca tych trzech słojów. Na komentarze, sugestie, uwagi jestem otwarta.






18 lipca
Dereniowa Maciejówka 3/2021
Dwa tygodnie mijają. Jak widać wszystkie nalewki mają już piękny kolor, choć akurat na zdjęciu są po 'wstrzasaniu słojem', więc mętne.
Pierwotna ilość alko wydała mi się mała, więc do każdego słoja dodałam 0,5 l krupniku (wódki). Ponadto udało mi się zebrać jeszcze jakieś resztki wiśni, więc wylądowały w słoju.
Jak na moje oko maliny mogłabym uzupełnić alko do 4 litrów. Wyszłoby więcej nalewki, ale może byłaby za bardzo rozcieńczona? Maliny jeszcze nie widziały cukru, więc może czas na ewentualne rozcieńczanie będzie po skończeniu prac z owocami?
Co i kiedy dodawałam jest opisane na karteczkach.







31 lipca
Dereniowa Maciejówka 4/2021
Kolejny słój do kolekcji tegorocznej. Czarnej porzeczki jeszcze nie robiłam, bo zawsze to konkurencja, czy robić dżem (fantastyczny), czy nalewkę. Oczywiście z własnych owoców. Co zrobiłam jest na zdjęciach. Co zrobię dalej? Klasycznie, po 6 tygodniach zleję i zasypie cukrem. Planuję jeszcze dodać z litr alko. A może mozna więcej? Z porzeczki pewnie będzie fantastyczna nalewka i tradycyjnie wyjdzie mało. Ile alko mogę na 1,3 kg owoców?





8 sierpnia
Dereniowa Maciejówka, 5/2021
Kolejny krok z tegorocznymi nalewkami.
Po pierwsze wygląda na to, że w tym roku cierpię na urodzaj derenia. Po drugie zaczęło mi brakować słojów. Po trzecie z powodów 1 i 2 wzięłam się za ciąg dalszy z malinami i to od malin zacznę opis. Zlałam to, co wlałam, czyli dwa litry alkoholu. Pierwotne 1,5 kg malin zasypałam ok. 0,8 kg cukru. I tak zostawię na ok. tydzień.
A zaczęło się od tego, że zajrzałam do krzaka derenia, który pierwszy raz w tym roku naprawdę zaowocowal. Ilość owoców przerosła moje oczekiwania, a że duża ich część leżała na ziemi, to nie zostało mi nic, jak szybko pozbierać, zanim ślimaki zjedzą. Że już pod wieczór i komary żarły udało się zebrać 2,3 kg. Tak że dwa razy tyle zostało jeszcze do pozbierania, może rano przed pracą ogarnę. Na razie jeden słój pożyczyłam, ale myślę, czy nie umieścić wszystkiego w balonie 15 l. Ma ktoś doświadczenie? I przeraża mnie ilość potrzebnego alko. Mniej więcej litr 60% na każdy kilogram? Z torbami można pójść, tym bardziej, że jak co roku zakładam jeszcze, że zrobię pigwowkę. No nic, na razie wszyscy w koło się cieszą.
Co z derenia zrobię? Jeszcze nie wiem. Na razie zalałam butelką Soplicy i butelką spirytusu. Czy Soplica to aromatyzowany alkohol? Czy może być? Nie znam się, nie pijam wódek.
Cdn.


10 sierpnia
Dereniowa Maciejówka 6/2021
Część derenia już się maceruje drugi dzień (2,3 kg), część poszła na dżem - dzięki Marek Krasa za podpowiedź z płatkami róży. Dodałam zmiksowane z cukrem i faktycznie pięknie pachnie. Dzisiaj nazbierałam jeszcze 1,7 kg derenia i... Tylko słoja zabrakło. Dlatego cedzę maliny. Co się da odsączyć to do butelki, resztę jeszcze w mniejszym słoju zasypię szklanką cukru i potem będę dobierać proporcje syropu do zlanego już maceratu. I tu sprzedaję własny patent. Do cedzenia owoców próbowałam różnych rzeczy: ściereczek, gazy i co tam wpadło w ręce. Najlepiej na pierwsze cedzenie/filtrowanie sprawdziły mi się torebki wielorazowe na warzywa, które można kupić w Lidlu czy Biedronce. Bardzo mocne, można odciskać. Plastikowe, więc dobrze się myją. Na zdjęciu jak widać można je założyć również na słój.
A dereń czeka na zwolnienie słoja.
To może pytanie do bardziej doświadczonych: czym można wzbogacać smak dereniówki?




15 sierpnia
Takie artystyczne pestki z nalewki. Sposób na łatwe wyciągnięcie samych pestek, że zmacerowanych wiśni. Oczywiście wydrylowany były wcześniej, ale kilkanaście z szypułkami i liśćmi dodałam do owoców.




29 sierpnia
Dereniowa Maciejówka 7/2021
Nalewka z czerwonej porzeczki z dodatkiem świdośliwy i chilli. Przepis na zdjęciach. Niemniej mam pytanie, bo tego typu nalewkę robię po raz pierwszy. Obecnie, jeszcze świeżutka, jest w smaku lekko cierpkawo-gorzkawa. Spodziewałabym się bardziej porzeczkowego smaku. Czy dosłodzić? Czy poczekać aż dojrzeje i wtedy smak się wygładzi? Co mogło dać tej cierpkości i goryczki? Pestki porzeczki? Może krócej powinna się macerować?






31 sierpnia
Dereniowa Maciejówka 8/2021
Taka pogoda, że akurat na siedzenie w domu i np. filtrowanie nalewek. Zatem przez ręcznik papierowy przeszła nalewka z czerwonej porzeczki. Ciekawe, że zapewne po kolorze spece byliby w stanie odróżnić zawartość szkła. Mam wrażenie, że każdy owoc ma swoją specyficzną nutę, której nota bene zupełnie nie widać na zdjęciu, więc netowych nalewek nie warto porównywać.
Ręczniki papierowe do filtrowania polecam. Są trwałe, nie rozpłyną się, tanie, powszechnie dostępne. Filtry do kawy przez ostatnie dwa lata nie wpadły mi w ręce, ale już z doświadczenia mogę napisać, że 'gestosć splotu' ma średnie znaczenie. Każdy filtr się zapycha i jeśli nie mamy specjalnych urządzeń ciśnieniowych (kto ma?) i filtrujemy grawitacyjnie (pewnie wszyscy) to lepiej się nastawić na dłuższy, spokojny proces kilkuetapowy, niż robienie 'na szybko'. U mnie taki proces zawiera odstanie (zmętnienie opada), zlewanie górnej frakcji przez filtr - chyba dla wielu owoców będzie to wystarczające, dolna frakcja będzie musiała być pewnie filtrowana jeszcze raz, czy dwa. Aby to stwierdzić można odstawić butelki na kolejny tydzień. Jeśli coś jest na dole to górną, czystą część filtruję najpierw, część z osadem osobno. Wtedy dość szybko mam pierwszą partię nalewki czyściutką i klarowną do butelek ma prezenty.
A, i butelki 'prezentowe' mi wyszły więc zamówiłam kolejnych 20 😏.
Co do butelek, to na prezenty wybieram takie 375 ml, zakładając, że prezent mniejszy czy większy cieszy tak samo, a z każdych 2 litrów nalewki mam jeden więcej, więc i radości więcej. 😁
Na zdjęciu jeszcze dojrzewa czarna porzeczka po lewej i dereń z aronią i bez aronii po prawej. Pośrodku przefiltrowana czerwoną porzeczką. Poczeka tydzień, zobaczę czy jeszcze trzeba filtrować. Jeśli nie, to akurat przyjdą zamówione butelki.
Receptury są w poprzednich moich wpisach.

No to teraz mogą sobie kasować.

Kupa mięci... krupnik

 Internet jako fantastyczne źródlo wszelkiej informacji. Niestety, zazwyczaj byle jakiej, ale czasem takiej wartej zapamiętania.

W zeszłym roku robiłam nalewkę krupnikową. Bardzo się przyłożyłam, najlepsze produkty, ale... napisane było bodajże 6 gwiazdek anyżu. Dałam gdzieś połowę a i tak czuć głównie tę przyprawę. Zatem na razie nie planowałam powtarzać eksperymentu, ale... dostałam taki wpis w jednej z grup, który uznałam, że warto zachować:

zrób taki, nie będziesz żałować. Ja anyżu w ogóle nie używam, bo raz że nie lubię, a dwa, moim zdaniem spłaszcza smak każdej nalewki.
Pół gałki muszkatołowej startej na tarce
laska świeżej wanilii
solidny rulon cynamonu
kawałek imbiru w plasterkach
5 goździków
8 ziaren kardamonu
skórka z 1/2 cytryny/limonki
3 kwiaty muszkatołowca
Zalane spirytusem 73% (jakieś 150 ml) i wsadzone w ciemne miejsce na 3 tygodnie
Od czasu do czasu trzeba zamieszać.
Po 3 tygodniach zlewamy przez gazę.
Jeśli chodzi o krupnik to rozpuszczam miód w wodzie. Mieszam doprowadzam do wrzenia i usuwam szumowinki. Dodaję spirytus, trochę kwasku cytrynowego lub soku z cytryny i powoli dodaję macer ziołowy.
Proporcje:
0,9 l miód
0,4 l wody
1 l spirytusu
2 łyżeczki soku z cytryny.
Filtruję, zlewam do butelek"

poniedziałek, 26 lipca 2021

Kupa mięci... wrotycz...

 ...czyli takie z jednej strony dość powszechne zioło, o którym mało kto wie, jak wiele ma zastosowań, i jak mocnych zastosowań.

Żeby było ciekawiej, to aby przenieść sobie wiedzę gdzieś z FB przez telefon, to poniższe wkleiłam w komentarz w innym wpisie. Dotyczy dyskusji o nalewce z wrotycza, czy też użycia wrotycza jako dodatku do innych nalewek.

"W takim razie proponuję na początek zrobić czystą wrotyczówkę i wtedy zobaczy Pan czy zapach i smak będzie dla Pana do przyjęcia i czy zechce Pan tego ziela do czegoś użyć: "Nalewka wrotyczowa - Tinctura Tanaceti: do 1 szklanki świeżego lub suchego i zmielonego ziela wlać 250-300 ml alkoholu 40-70%; macerować 7 dni w szczelnie zamkniętym słoju i w ciemnym miejscu. Przefiltrować. Zażywać 2-3 razy dziennie po 10 ml w 100 ml wody. Ponadto do płukania (1 łyżka nalewki na pół szklanki wody), okładów, przemywania skóry i pędzlowania skórnych zmian chorobowych (nierozcieńczona). Nalewka sporządzona na 70% alkoholu działa rozgrzewająco, przeciwbólowo i przeciwreumatycznie. Nierozcieńczoną nalewkę można wcierać w obolałe kończyny dolne i w stawy. (...) Przedawkowanie przetworów wrotyczowych objawia sie nudnościami, wymiotami, odbijaniem, biegunką, zaczerwieniem twarzy, kichaniem, zawrotami głowy, wzdęciami, poceniem się (lejący się pot), częstomoczem i charakterystycznym biciem serca. Po godzinie od spożycia nadmiernej dawki wodnego wyciągu i po 20 minutach od spożycia alkoholowego wyciągu rozwijają się halucynacje (omamy). W moczu pojawia sie białko i krew. Objawem jest też częstomocz. Osoby wrażliwe zapadają w śpiączkę z objawami drgawek. Zaburzenia akcji serca mogą być niebezpieczne.

Nalewka wrotyczowa może spowodować uzależnienie.
Mleko, potrawy tłuste i olej rycynowy przyśpieszają wchłanianie składników terpenowych wrotyczu.
Nie podawać kobietom ciężarnym i kobietom karmiącym (laktacja). Wrotycz powoduje poronienie. Składniki czynne wrotyczu przechodzą do mleka. "- dr Różański."

czwartek, 10 czerwca 2021

Staram się myśleć pozytywnie

 Ciurkadełko na razie jest w stanie rozkładu. Wczoraj zrobiłam test ile wody ubyło w ciągu dnia po przesunięciu kuli. Wyszło i tak, że około 15-20 litrów, czyli dużo. Konieczne będzie ściągnięcie wszystkiego, łącznie z kulą, i ułożenie folii na nowo. Planujemy też inaczej ustawić krawężniki, aby zachować spadki z nich do kastry. To pewnie w weekend się zajmę, bo w tygodniu trudno.

Pocieszam się kwiatami w ogrodzie. 

Zaczyna się sezon na róże. Nie zrobiłam jeszcze zdjęć przed domem, bo na razie miliony zaciśniętych pączków, ale jak wybuchną...

I Łu zerwał pierwsze czereśnie. Za wcześnie trochę, ale przynajmniej zdążył przed szpakami.



poniedziałek, 7 czerwca 2021

Chujowa ogrodniczka 2

 Oczywiście nie mogłoby być tak pięknie, jak by mogło.

Cały dzień ciurkadełko ciurkało. I git. Pięknie było, pięknie szemrało, nawet jedno spotkanie firmowe przesiedziałam wsłuchując się w śpiew ptaków i plusk strumyczka (i kosiarkę za płotem, ale kto by tam się przejmował). Po południu idę, patrzę, a tu ciurka jakby słabiej. I bąbelki widać że lecą, czyli powietrze zaciąga. Dolałam trochę wody, jakby lepiej, więc szybkie zastanawianie się, co to może być? Wczoraj było dolane dużo wody, więc gdzie uciekła? Może pompa się wynurzyła (plastikowa jest) i łapie powietrze? Może dzieciaki wyciągnęły wąż z kamienia i coś naciągnęły, że powietrze bokiem wchodzi? Trochę wody dolałam, przez chwilę było lepiej, potem znowu gorzej. 

No nic, trzeba było rozgrzebać wszystko. Niby zrobione prosto, mniejsza kratka wema do dostania się do kastry przygotowana i założona geowłókniną, zasypana kamieniami. Jednak chyba nie uda się już tak pięknie wszystkiego poukładać, jak robiło się to 'na czysto' na początku. 

W każdym razie kulę trzeba było przesunąć bardziej na środek kastry. Wczoraj, żeby ładnie ułożyć obrzeże, przesunęliśmy kratkę z kulą. Ale kuli nie przesunęliśmy, żeby ją wyśrodkować nad kastrą. W każdym razie teraz wszystko jest rozgrzebane. W nocy pewnie nawpada tam tysiące ślimaków i żab i się potopią i będą śmierdzieć. :S

Ech, taka chujowa ogrodniczka, co to nie popatrzyła przed zasypaniem kamieniami.



Poidełko

 Hmm, ostatnio wzięliśmy się za robienie rzeczy nieskończonych w trakcie budowy, o których myśleliśmy dawno, ale cały czas czekały. W czwartek mają zamontować balustradę do schodów (siedem lat funkcjonujemy bez), ostatnio zamontowali słupy do półpergoli. Pół, bo daszku nie będzie tylko na linkach ma być rozpinany materiał. Zrobiony też został odpływ z podjazdu, przed płotem opaska z krawężników i o czymś pewnie jeszcze nie pamiętam. Głównie są to 'projekty' Łu, a ja tylko coś pomagałam. Ja za to się wzięłam za likwidację piaskownicy przed oknem okiennym i zrobienie w tym miejscu fontanny (to dużo za dużo powiedziane)/poidełka dla ptaków/jeży/kotów itd.

Taka mała fotorelacja z procesu:

Najgorsza robota, czyli rycie (również kilofem) w ziemi utwardzonej przez koparkowego (chyba gdzieś to opisywałam). Miejsce po piaskownicy, której zarys jest zachowany.

Przymiarki kastry. Ciągle za płytko.

Kratki na kawałkach płytek z obrzeży chodnikowych. Da się, ale jednak pełny krawężnik dużo lepiej się sprawdza a koszt stosunkowo nieduży.


Kastra wyłożona dodatkowo folią, żeby z większej powierzchni zbierać wodę. Jak widać, gdy folia ułoży się w środku, to sporo brakuje. Nie chciało mi się tego poprawiać, choć dałoby się.

Na większej kratce będzie stała kula (i tam dostawiliśmy też kamienie). Mniejsza kratka ma być ruchoma. W razie potrzeby, czy jesienią, żeby wyjąć pompkę, kamienie się odgarnie z mniejszej kraty i będzie można ją podnieść.


Na kraty wema położona agrowłóknina, żeby kamienie i śmieci nie wpadały do kastry.
Podstawa pod kulę.
Kulka już stoi.
Montaż pompki, przeciąganie węża przez dziurę w kamieniu i dokręcenie końcówek do pompy. Końcówki do 'zarobienia' węża (również przy wylocie z kamienia) znalazłam w elementach pompy.



Dodane bordery.
Tak jakoś nam wyszło, że może dostawić jeszcze kilka granitowych skałek, które znaleźliśmy na działce.


I zasypywanie krat.

Taki efekt prawie ostateczny. Prawie,  bo jeszcze obsadzę roślinami, żeby było bardziej 'w naturze'. Kot, jak widać, na posterunku. Nie wiem, czy nie będzie to dla niego miejsce polowań :(


Małe podsumowanie kosztów:

  • kula kamienna 35 cm średnicy z dziurką 3 cm : 480 zł + transport;
  • pompka: 140 zł;
  • dwie kratki wema 100 x 60 cm i 100 x 40 cm: 236 zł;
  • kastra budowlana (pojemnik 80 l): 27 zł;

Ponadto:

  • kawałek folii budowlanej (napisałam na forum, że potrzebuję): czekolada;
  • kawałek agrowłókniny: wygrzebałam z naszych staroci;
  • obrzeże chodnikowe (miały być tylko jakieś odpadki obrzeża pozostałe po innych pracach, ale ostatecznie użyte zostały dwa pełne obrzeża długości 1 m; i jest to dużo lepsze rozwiązanie niż poziomowanie kilku kawałków, ale użyć można pewnie cokolwiek pod kratki wema, żeby stabilnie na czymś leżały i nie opierały się o kastrę): ok. 25 zł;
  • 1mb węża bodajże 3/4 cala: kupiłam kilka lat temu i leżał, koszt może 2-3 zł;
  • bordery w koło (miało nie być, ale może łatwiej będzie utrzymać kamienie i otoczenie w ryzach), około 2-3 mb, było 'na stanie', ale to koszt ok. 20-30 zł;
  • grys granitowy frakcji 8-16, ok. 2 taczki (płaciłam 100 zł za tonę, został po innych pracach);
  • polne kamienie granitowe - wszystkie wykopane z naszej działki w trakcie budowy.

Podsumowując, niezbędne koszty zamknęły się w 1000 zł i pewnie jest to realny koszt wykonania całości (ponieważ pewnie za kamień udałoby się potargować, czego głupia nie zrobiłam; pompka pewnie wystarczyłaby taka za 70 zł). Ja kupiłam taką z wydajnością 2000 l/h, bo gdzieś ktoś podawał, dla kamienia z wypływem, ale pracuje na minimalnej mocy. Pewnie wystarczyłaby taka 500, może 700 l/h.

Jeszcze planuję kupić włącznik/wyłącznik czasowy oraz krótki przedłużacz, aby ukryć ten włącznik pod tarasem. W nocy chyba nie musi pracować? Zużycie prądu 35watów/h.



Etykiety

życie rodzinne (124) ogród (121) budowa (102) przetwory (31) marudzenie (28) plany (28) jojczenie (27) dywagacje (21) sso (20) filozofowanie (17) rośliny (17) dach (16) obserwacje (15) przyroda (15) zwierzęta (15) działka (14) mieszkanie (14) przyłącza (14) wnętrza (14) aranżacje (13) finanse (13) ogólne (13) życie na wsi (13) problemy (11) stan 0 (11) woda (11) covid19 (10) droga (10) nalewki (10) przepisy (9) sąsiedzi (9) kalkulacje (8) marzenia (8) okna (8) ptaki (8) wspomnienia (8) z netu (8) święta (8) ciocia dobra rada (7) prąd (7) bździuny (6) ogrzewanie (6) sądziad (6) absurdy (5) instalacje (5) kot (5) książki (5) radości (5) wiosna (5) zasłony (5) zdjęcia (5) zima (5) co ja robię tu? (4) elewacja (4) historycznie (4) kanalizacja (4) nie wiem co powiedzieć (4) politycznie tfu (4) sprawy wsi (4) wygrzebane z lamusa (4) łazienki (4) drzwi (3) fontanna (3) gaz (3) genealogia (3) inspiracje (3) kuchnia (3) odkrycia (3) pory roku (3) schody (3) wino (3) wyczytane (3) cuda natury (2) dokumenty (2) dom (2) energooszczędność (2) kompost (2) ku pamięci (2) ogrodzenie (2) pet challenge (2) piękne słowa (2) podłoga (2) przeprowadzka (2) ssz (2) wymiękam (2) zioła (2) a (1) bruki (1) dialogi (1) domek na drzewie (1) działania (1) kosopleciny (1) krupnik (1) muzyka (1) okolica (1) pogoda (1) poidełko (1) pytania bez odpowiedzi (1) reklama (1) strachy na lachy (1) szkoła (1) słowiańszczyzna (1) taras (1) tydzień Ziemi (1) wynajem (1) wypieki (1) z dialogów (1) zbiory (1) śmieci (1)