wtorek, 20 maja 2014

Ocieplenie poddasza cd.

Przyjechali. Są. Wykonawcy poddasza, znaczy się.
I robią, choć jeszcze im sporo zostało, więc nie chwalę dnia przed zachodem słońca.
Pomieszczenie nad garażem wygląda tak:

poniedziałek, 19 maja 2014

Ocieplenie poddasza cd.

Od piątku cisza.
Dzisiaj skonsultowaliśmy się z prawnikiem. W przypadku wejścia komornika na konto, to pieniądze są nie do odzyskania. Chyba, że będzie ich więcej niż wierzytelności, ale na to nie ma co liczyć. Oczywiście można iść do sądu, ale to trwa. Wyszło, że najbardziej optymalne jest jednak skłonić gościa do wykonania usługi.
Po takim argumencie Łu zebrał się i zadzwonił do gościa. Jutro ma podobno być.

sobota, 17 maja 2014

Wczoraj...

...nie miałam siły już pisać. Zresztą nie było o czym, w znaczeniu: brak progresu. Jest za to trochę nerwów no i babrania się w błocie. Ale po kolei...
Sprawa wyglądała na początek dnia tak, że wykonawca miał przyjechać, materiał miał dotrzeć do 11. Wykonawca miał zrobić swoje i pojechać. Ciąg zdarzeń jednak wyglądał zupełnie inaczej.
Wykonawca przyjechał jak należy, porozkładał się, posprawdzał, czy może się podpiąć do prądu (wymagane bodajże zabezpieczenie 20A). W budynku tyle było, ale w skrzynce na zewnątrz nie, bo było 16A. Zmienili na 20A - również maszyna nie ruszyła.
Łu najpierw musiał jeszcze wszystko przygotować (pozabezpieczać okna, ściany, 'odciąć' od ocieplania szczyt), więc roboty miał dość sporo. Potem jeszcze leciał po bezpiecznik 25A, który dopiero dał radę.
W międzyczasie zaczęło lać.
Materiał przywieźli o 15. Łu zamówił więc noclegi dla wykonawców w pobliskim hoteliku.
Gdy ja przybyłam po 17 zastałam:
- materiał stojący na środku drogi. Na szczęście naszej prywatnej, to może nikomu (znaczy się sąsiadowi za nami) nie zdąży przeszkadzać;
- wszystko unurzane w błocie i wszechlejącym deszczu;
- maszyna pracowała, ale właściciel z pracownikiem stali, bądź chodzili po błocie, znaczy się - nie pracują.
Coś się zapaliło, jakiś wężyk, czy kabel, trzeba było wyłączyć naprawić i teraz trzeba na nowo rozgrzewać materiał. To grzeją. Zajrzałam do środka, zrobione może 10 m2.
Pogadałam chwilę z pracownikiem. Jedne z pierwszych słów, jakie usłyszałam od właściciela, to:
'Będą państwo zadowoleni!', wtedy nogi się pode mną ugięły. Próbowałam się dopytać co w przypadku takich problemów, jak rozwiązania, głównie dowiedziałam się, że tak się zdarza. Zero jakieś refleksji.
Stanie trwało jakieś pół godziny, po czym roboty ruszyły.
Nie na długo. Nie dopytywałam o co chodzi, żeby nie stresować, widziałam, że coś zmieniali dysze. Stwierdziłam, że nie ma co im stać nad karkami, dałam telefon do siebie i pojechałam do domu.
W domu, po niedługiej chwili telefon, że coś tam i muszą pojechać naprawić, i żeby przyjechać zamknąć chałupę. A tak w ogóle, to że nie mają pieniędzy na naprawę i żeby im dać 1000 zł.
W jakiej ciemnej dupie trzeba być, żeby dojść do takiego stanu?
- Pieniędzy nie dam.
- Czy może zadzwonić do męża?
- A niech dzwoni.
Dotarłam na działkę. Nikt do mnie nie wyszedł z busa. Pokręciłam się i widzę, że odjeżdżają. To podeszłam i się pytam, czy ten materiał (4 beczki) ma tak zostać na środku drogi?
- No, a jak mają go przenieść, skoro to tonę waży?
- Ale przecież można było rozładować na terenie działki?
A postawili tak, że teraz busem nie może zza nich wyjechać! Zero pomyślunku jakiegokolwiek. Zaczęłam się jeszcze pytać co się stało.
- Wąż pękł i trzeba naprawić.
- I co dalej?
- No, pojedzie do Opola, tam mu zarobią i przyjedzie.
- I kiedy skończy robotę?
- No jak to!, przecież termin ma na poniedziałek, wiec co ja chcę, skoro wszystko jest na czas?
- Ale w poniedziałek pracownik wyjeżdża, to jak to zrobi?
- Przyjedzie z drugim.
- I to tak w porządku, że ten materiał zostaje? że tyle awarii w ciągu jednego dnia?
- A co pani sobie wyobraża! To maszyna jest, zawsze może się zepsuć!
Zero poczucia odpowiedzialności za zaistniałą sytuację. Jeszcze wcześniej mi wytknął, że przecież miało być przygotowane zabezpieczenie na 20A, a było tylko 16A i on musiał nam elektrykę robić! Nic to, że na 20A również nie zadziałało.
Ja już słuchać nie chciałam, więc sobie poszłam.
Gość chyba nie mógł na mnie patrzeć, bo wyjechał do głównej drogi i tam czekał na Łu.
Coś tam uradzili, w sumie nawet nie wiem co, gościa nie chcę oglądać.
Suzuki zostawiliśmy przy działce zastawiając beczki, żeby nikt nam nie porwał.
Beczki musieliśmy zabezpieczyć, bo niby były przykryte folią, ale w taki sposób, że pod folią, na beczkach, było mnóstwo wody.
W poniedziałek zacznę szukać wykonawcy, który wykona to nam z materiału, który w końcu jest nasz, bo Łu za niego zapłacił. Ciekawe, czy gość w ogóle wróci w poniedziałek.
Nie wiem jeszcze jak się ta sprawa dalej rozwinie. Przez to zwodzenie trudno podjąć też decyzję, że odcinamy gościa, bo przypomnijmy, że poza materiałem zapłacone ma 6000 zł, które leży na koncie zajętym przez komornika. Skoro usługa niewykonana, czyli gość ich nie zarobił, to teoretycznie pieniądze są nadal nasze. Chyba?
Może jakieś rady, jak je ewentualnie odzyskać?

środa, 14 maja 2014

Wali się...

...albo się nie wali. Że błysnę błyskotliwością.
Na budowie dzieje się tyle, że nie ogarniamy. Posadzki wylane, część stelaży pod r-g porobiona, wymurowane i wylane schody z tyłu garażu i przygotowany pod murowanie taras wejściowy. Skończone tynki wewnętrzne. A w tym wszystkim Polka znowu chora (zapalenie krtani) i od poniedziałku wozimy ją do mamy Łu. Dzięki temu nie muszę brać zwolnienia z pracy (bo to byłoby już chyba przegięcie), ale za to zaliczamy dwa kursy dziennie na drugi koniec miasta. No i 5 niedospanych nocy trochę nas ścina.
Wali się, bądź grozi zawaleniem ocieplenie poddasza. Najpierw coś długo nie wychodziło podpisanie umowy. Potem, mimo zaliczki 4 tys. zł pojawiła się prośba o dopłatę na materiał 2 tys. zł. A potem pojawił się kolejny problem, bo okazało się, że przelewy zrobiłam na konto, które jest w umowie (no bo na jakie miałabym zrobić!!!) a to jest zajęte przez komornika i wykonawca nie ma jak pobrać pieniędzy na materiał. To mi zjeżyło włos na głowie. Ale po powrocie do domu dowiedziałam się, że... Łu zapłacił jeszcze za materiał. Ale za to mamy mieć zrobione niby w piątek (a nie w poniedziałek). No to zobaczymy co z tego wszystkiego wyniknie i ile na tym popłyniemy. Wrr...
Aha, a drzwi utknęły w martwym punkcie, bo po prostu nie mamy kiedy się nimi zająć.

Żeby było weselej, to anegdotki Po:

Poszłam z Po do lekarza na nocny dyżur (w niedzielę nie było innej opcji). Pola ogólnie w stanie dobrym, tylko w gardle słychać, że się poddusza. W każdym razie zagaduje lekarza na różne swoje tematy.
- Panie doktorze, a ja mam sukienkę!
I fiu sukienkę do góry prezentując to co pod spodem.
- Panie doktorze, a ja mam sandałki.
I fiu... nogę podniosła prawie na biurko.
- Panie doktorze, a ja umiem stać na jednej nodze!
Po czym wgramoliła mi się na kolana.
- Panie doktorze, a ja umiem SIEDZIEĆ na jednej nodze!


* * *

Mi siedzi i się uczy, to Po też siedzi i się uczy. Każe mi się uczyć literek. Umie już 'o', 'A' i 'a', i 'P' i jeszcze 'l' przerobiłyśmy, żeby było do kompletu P o l a. Ba, udało się jej (lat 3 i pół) nawet podpisać! samodzielnie, po czym leci do taty:
- Tato! Umiem pisać!
- Tato, umiem już pisać DO DWUDZIESTU!

niedziela, 4 maja 2014

Zabawa w zombi

Do Mi przyszedł kolega. Bawią się w trójkę (z Po) w chowanego. Zabawa trwa w najlepsze, ale Po ma swoje pomysły. Między innymi:
- No to teraz pobawmy się w zombi!
- Dobra.
- No to ja będę waszą mamą!

sobota, 3 maja 2014

Roślinki...

...właśnie przywieźliśmy.
Projektu jeszcze nie ma, choć wczoraj oglądaliśmy wstępną koncepcję ogrodu. Plan i dwa 'widoki'. Mnie tam się podobało. Działka była podzielona na kilka części - 'pokojów' - które połączone były przejściami. W najdalszym kącie otoczony żywopłotem był kompostownik; obok, we wgłębniku, miejsce na ognisko. Obok tarasu był drugi 'podtaras', już na poziomie ziemi, z płyt a otoczony murkiem do siedzenia i pergolą.
W czwartek mamy się spotkać na działce, projektantka ma być z niwelatorem i umową. Później mają zrobić nam drugą koncepcję i będziemy wybierać co dalej. Wygląda jednak na to, że proces projektowania, nie mówiąc o procesie zakładania!, to długa sprawa. I nie ma się co spieszyć, choć wszystko chciałoby się już. Przynajmniej, żeby było gdzie stanąć nie w błocie.
Dzisiaj byliśmy u rodziców Łu, którzy mają ogródek wielkości pokoju, i po raz kolejny z mamą Łu gadałyśmy na temat juk, które już tam się nie mieszczą i od kilku tygodni czekają na wykopanie.
Siadłam sobie w oknie, popatrzyłam, smętnie mi się zrobiło i nie wytrzymałam, złapałam za szpadel i zaczęłyśmy wykopywać. Ośmiu rąk do pracy było mało z tymi jukami. Koniec końców chyba sześć wytargaliśmy i jutro rano chciałabym je wsadzić. A tu zapowiada się, że może być przymrozek. Brrr...
Wykopałam też funkie w dwóch odmianach, barwinki, marcinki i trzmielinę.
Za to wygląda na to, że mamie Łu padła wisteria. :( A była już ślicznie odchowana i oplatała już trochę balkon na piętrze. I teraz pytanie co się mogło stać. Czy nornice, których dużo podobno było, mogły tak popodgryzać korzenie? Jakieś dwa tygodnie temu wisterię podcinałam i wyglądała jeszcze na całkiem żywą. Dziwne to.

piątek, 2 maja 2014

Laba...

...co oznacza, że dzisiaj li i jedynie:
- Byłam na działce, żeby się spotkać z umówionym gościem od posadzek. Gość był, obmierzył, umówiliśmy się co do ceny, szczegółów.
- Podjęliśmy decyzję co do posadzek (ten co powyżej), przez co musiałam zadzwonić do innego, żeby odmówić wizytę tegoż.
- Że już wiemy co i jak z posadzkami, to trzeba się rozejrzeć jeszcze w temacie odwodnienia liniowego w garażu. Niby sprawa błaha, ale gdzie ten odpływ ma być? Przed czy za bramą?
- Mamy opcję robienia posadzek z materiałem lub bez. No to szukamy ile musielibyśmy zapłacić za materiał kombinując go samodzielnie.
- No i muszę przygotować umowę. Może odłożę to sobie na jutro? Ale to się zazwyczaj źle kończy, bo potem się okazuje, że potrzebne było 'na wczoraj'.
- Dograliśmy spotkanie z projektantką z działki. Odezwała się w końcu. Za to nie odezwał się ten drugi, co to miał się odezwać w tym tygodniu, choć do niego dzwoniłam.
- Łu poprzeliczał coś z gips-kartonami. Jednak nie rąbnął się w obliczeniach, o czym pisałam wcześniej. Nie ma to jak zmieniać w trakcie.
- No i jeszcze przed nami spotkanie z projektantką (o 16:00) i podjęcie decyzji w temacie ogrodu.
- Aha, i dzwoniłam w sprawie glebogryzarki. Na ten weekend raczej nie ma szans. Zamówiłam na przyszły. Może to i lepiej? Jeśli trochę popada, to ziemia zmięknie i trochę się uleży i ułoży.
Pewnie to nie wszystko w temacie budowy na dzisiaj. Ale tak mniej więcej wyglądają nasze dni teraz. Nawet, jeśli nie jest to dużo, to do każdej sprawy/telefonu trzeba przygotować komplet informacji i nastawienie, żeby wszystko przebiegło sprawnie. Czasem wychodzi, czasem zupełnie nie. No cóż, zawsze to jakieś doświadczenie.

czwartek, 1 maja 2014

Kim Po...

...będzie jak dorośnie? Po już wie, a ja się dowiedziałam. A było to tak:
Wracaliśmy do domu samochodem. Mieliśmy jakieś śmieci na stanie i Po zaproponowała:
- Mamo, mogłabyś otworzyć okno guziczkiem? To śmiecia wyrzucę.
Zapowietrzyłam się na tak straszną wizję, więc tłumaczę dziecku, że śmieci się przez okno nie wyrzuca. Trochę zaintrygowana źródłem pomysłu zapytałam się, czy ktoś śmieci tak wyrzuca. Nic się nie dowiedziałam. W każdym razie poczułam się trochę zobowiązana wytłumaczyć co i jak: że tak się nie robi, że to nieładnie, że mądrzy ludzie tak nie robią.
- Mamo, to przyjedzie taki samochód SPRZĄTACY i zabierze śmiecia.
- Ale zanim przyjedzie, to będzie brudno.
- Ale on szybko sprząta! Ma takie miotełki (i tu pokaz co robi samochód SPRZĄTACY).
- No, ale to trochę czasu minie, zanim przyjedzie i do tego czasu będzie bałagan.
- Wiesz mamo kim będę jak dorosnę, sprzątaczką. I będę jeździć takim samochodem SPRZĄTACYM!
- Łu, słyszysz kim będzie twoja córka? Będzie sprzątaczką i będzie jeździć samochodem SPRZĄTACYM.
- Ooo, ja też chciałem być śmieciarzem, jak byłem mały. ;)
To przynajmniej wiemy, po kim Pola to ma. ;)
Może to też jakaś wskazówka, kim zostanie w przyszłości?

* * *

A Mi mi właśnie wyczytuje przez ramię i na powyższe stwierdził, że zostanie leśniczym. To jakaś nowa opcja. Ostatnio był przyrodnik albo paleontolog.

A kim ja chciałam być? Pewnie panią sklepową. Ale nie pamiętam. Skorka, pamiętasz coś?

* * *

A jeśli chodzi o glebogryzarkę, to wczoraj wieczorem dostałam SMSa, że zepsuta. Ciekawe, skąd ja to wiedziałam?

Etykiety

życie rodzinne (124) ogród (121) budowa (102) przetwory (31) marudzenie (28) plany (28) jojczenie (27) dywagacje (21) sso (20) filozofowanie (17) rośliny (17) dach (16) obserwacje (15) przyroda (15) zwierzęta (15) działka (14) mieszkanie (14) przyłącza (14) wnętrza (14) aranżacje (13) finanse (13) ogólne (13) życie na wsi (13) problemy (11) stan 0 (11) woda (11) covid19 (10) droga (10) nalewki (10) przepisy (9) sąsiedzi (9) kalkulacje (8) marzenia (8) okna (8) ptaki (8) wspomnienia (8) z netu (8) święta (8) ciocia dobra rada (7) prąd (7) bździuny (6) ogrzewanie (6) sądziad (6) absurdy (5) instalacje (5) kot (5) książki (5) radości (5) wiosna (5) zasłony (5) zdjęcia (5) zima (5) co ja robię tu? (4) elewacja (4) historycznie (4) kanalizacja (4) nie wiem co powiedzieć (4) politycznie tfu (4) sprawy wsi (4) wygrzebane z lamusa (4) łazienki (4) drzwi (3) fontanna (3) gaz (3) genealogia (3) inspiracje (3) kuchnia (3) odkrycia (3) pory roku (3) schody (3) wino (3) wyczytane (3) cuda natury (2) dokumenty (2) dom (2) energooszczędność (2) kompost (2) ku pamięci (2) ogrodzenie (2) pet challenge (2) piękne słowa (2) podłoga (2) przeprowadzka (2) ssz (2) wymiękam (2) zioła (2) a (1) bruki (1) dialogi (1) domek na drzewie (1) działania (1) kosopleciny (1) krupnik (1) muzyka (1) okolica (1) pogoda (1) poidełko (1) pytania bez odpowiedzi (1) reklama (1) strachy na lachy (1) szkoła (1) słowiańszczyzna (1) taras (1) tydzień Ziemi (1) wynajem (1) wypieki (1) z dialogów (1) zbiory (1) śmieci (1)