środa, 25 grudnia 2013

Drewno w łazience

Zacznę nie od łazienki, a od podłóg. Generalnie założenie mamy takie, żeby minimalizować ilość rodzajów użytych materiałów. Stąd plan, żeby np. całą podłogę na dole zrobić z jednego rodzaju materiału. Ponieważ dół obejmuje zarówno kuchnię, jak i łazienkę, wiatrołap, część komunikacyjną, więc raczej skończy się na jakichś płytkach gresowych. O kamieniu nie mam co marzyć ze względu na cenę. Decyzja zapadła, robimy jednolitą podłogę. Łukasz jest za białą, ja - nie. Tzn. wolałabym jakąś taką bardziej naturalną, która byłaby neutralnym tłem przez wiele lat. Szarość kamienia lub coś w brązach (beżach? - choć te wychodzą ostatnio z mody, ale za 10 lat pewnie i szary i biały też będzie nie na fali). Decyzja co do koloru czy faktury jeszcze nie podjęta, ale w każdym razie wiemy tyle, że całość będziemy starać się mieć dość jednolitą, w neutralnych kolorach bazowych.
Podobną ideą będziemy się kierować na górze, przy czym podłoga już nie będzie gresowa, ale drewniana. Jako że wszędzie będziemy mieć ogrzewanie podłogowe, to na dole pokrycie gresowe będzie idealne do takiego grzania, na górze będą pewnie panele przyklejone do podłogi (nie będzie 'panelowego' dudnienia - fuj).
A w łazience? I tutaj ja byłabym również za drewnem. Poza tym drewno z bielą rewelacyjnie się komponuje:

Może więc w łazience na górze drewno zamiast ceramiki? Cena, to ok. 150-250 zł/m2. Najdroższe jest drewno tekowe, ale i nadaje się do użycia nawet pod prysznicem.

A tak z ciekawostek, to Karolina sprzedała nam kiedyś temat wanien drewnianych produkowanych koło Strzelina przez Unique Wood. Piękne:
ale ceny rzędu kilkunastu, kilkudziesięciu tysięcy powalają. Może w kolejnym wcieleniu?

wtorek, 24 grudnia 2013

Pasterze, pasterze...

...stańcie już na nogi.
Pasterze, pasterze,
pokażcie swoje... włosiska.


Pola chyba w przedszkolu ćwiczyła kolędy. Wyśpiewuje od samego rana różne różności. Powyżej jedna z nich. Zastanawiam się w jakim zakresie nauczona, a w jakim własna.

* * *

Drugi cud życia rodzinnego...
Korzystając z nieobecności Łu szybciutko pakowałam prezent. Oczywiście, nie udało mi się zrobić tego w spokoju i w samotności. Kto by tam reagował na mamine 'Idź sobie stąd!'. Suma sumarum Łu przyszedł i sam zaczął pakować co było do spakowania. Po oczywiście zaraz powędrowała na górę:
- Pola nie wchodź tu.
[również ignor]
- Co robisz?
- Pakuję prezenty.
- Dla mamy?
- Nie, to nie jest dla mamy.
- A dla ciebie jest tam, w szafce. Zaraz ci dam.

* * *

Kolejną przyjemnością, którą dzieci nam przygotowały, to rozpakowanie co się dało dorwać. No bo przecież książka nie musi być zapakowana fabrycznie (nówka nieśmigana), a mydełka też można wypakować z oryginalnych opakowań. A co. I jeszcze podskubać paznokciem.

Wrr...

Szczęście sprzyja...

...odważnym?
Kolejna przewrotność losu sprawiła, że zamiast zimy mamy temperaturę 8-10 stopni w ciągu dnia. Efekt jest taki, że nie tylko krokwie można układać, ale również malować więźbę. Wczoraj wykonawca podocinał końcówki krokwi i nadał im ostateczny kształt. Choć niestety, bodajże tylko z jednej strony domu. Mam nadzieję, że dzisiaj wyrobi się z drugą częścią. Stety/niestety, nie zdecydowaliśmy się na podcięcie krokwi, na dłuższym odcinku, jak chciałam kilka postów wcześniej. Zrobione jest proste zakończenie, takie jak tutaj:
Jeśli zrobią idealnie równo, to wyglądać będzie super. Ale patrząc na to, co się dzieje na dachu znowu włos mi staje na głowie! Część krokwi już jest, skrajne jeszcze leżą na strychu. Membrana już jest, ale jej końcówki łopotały przedwczoraj jak sztandary. Wykonawca dostał opr. Kontrłaty już są, ale tylko częściowo. Łaty to samo. Więźba zaimpregnowana fragmentarycznie. Docieplenie dachu też. Czyli wszystko jest zaczęte, ale nic nie zrobione. Nie wiem, ile rzeczy dzisiaj domkną, pewnie spora część zostanie na 'po świętach'. A jaka pogoda będzie? Tego chyba nawet świstaki nie wiedzą.
Popędzę sobie jeszcze szybciutko, zanim wszyscy wstaną, popatrzeć.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

wtorek, 17 grudnia 2013

Zamiana szamba na przydomową oczyszczalnię ścieków

Taka myśl nam chodzi po głowie. Znaczy, taka jak w temacie.
W pozwoleniu na budowę mamy wydaną zgodę na budowę szamba - bezodpływowego zbiornika ścieków. Po kalkulacji kosztów Łu stwierdził, że oczyszczalnia zwróciłaby się po kilkuletnim użytkowaniu. Super.

Powydzwaniałam dzisiaj po urzędach (korzystając z choroby Polki; jakże by inaczej), żeby się dowiedzieć jak to przeprowadzić. Ścieżka jest taka:
1. Sprawdzić zgodność z planem zagospodarowania - głównie, czy taki sposób utylizacji ścieków nie jest wykluczony.
2. W ZGK uzyskać pismo o braku możliwości technicznych wpięcia do kanalizacji.
3. Wykonać projekt zamienny do pozwolenia na budowę.
4. Z projektem zamiennym (4 egz.) i pismem z ZGK zgłosić się do starosty powiatu wrocławskiego o zmianę w pozwoleniu na budowę.

Teoretycznie proste. Widzę jeden problem. Wzdłuż naszej głównej ulicy jest już poprowadzona nitka kanalizacji i sukcesywnie są podłączane przyległe drogi. Z naszą jest problem, bo opada w przeciwnym kierunku niż znajduje się ta główna droga, przez co konieczne byłoby wykonanie horrendalnie drogiej (c.a. 25k. zł) instalacji tłoczącej ścieki. Gdy załatwialiśmy pozwolenie na budowę z tego powodu wydano nam zgodę na szambo. Ostatnio jednak, nasi znajomi budujący się w podobnej lokalizacji, a nawet dalej od tej głównej drogi, przechodzili jakieś przeboje z ZGK w temacie budowy przepompowni kanalizacji. Czyli możemy się dowiedzieć, że jednak warunki techniczne do wpięcia się do kanalizacji są. I nici z pomysłu.

sobota, 14 grudnia 2013

Ha...

...znowu trafiło się ślepej kurze ziarno. Moje załamania z ubiegłego tygodnia okazały się zupełnie niepotrzebne. Temperatura znośna, pogoda też. :)
Dzisiaj robili ostatnie poważne betonowanie. Wybetonowali konstrukcję lukarny. Można zatem kończyć więźbę. W przyszłym tygodniu mają jeszcze obrobić komin i można będzie kłaść folię wstępnego krycia.
Chociaż z samym dachem będą pewnie się jeszcze dość długo grzebać. Wykonawca zapytany jak długo kładzie się pokrycie stwierdził, że fachowcy kładą dwa dni. Ale czy oni to fachowcy. :( Od kładzenia dachu raczej nie. Niemniej widać, że sam temat nie jest im obcy. Jak wyjdzie... zobaczymy. Trochę mi skóra cierpnie gdzie jakiś większy babol się objawi, na który będziemy musieli patrzeć co dnia. Ja stawiam, że przed Nowym Rokiem jednak nie skończą.

piątek, 13 grudnia 2013

Z pogodą lepiej...

...z mieszkaniem gorzej.
Mieliśmy, podobno zdecydowanych, klientów. Jutro mieliśmy podpisywać umowę przedwstępną sprzedaży. A tu jakieś problemy wynikły. Kiepsko, bo aby skończyć budowę musimy mieć sprzedane mieszkanie. Chyba czas zacząć myśleć o poważnych cięciach planów. :(

Przez tydzień praktycznie nie widziałam co się dzieje. Rano, gdy wyjeżdżam - ciemno. Wieczorem, gdy wracam - noc. Może jutro coś pooglądam. Dzisiaj wypatrzyłam tylko tyle, że lukarna się zarysowała.

niedziela, 8 grudnia 2013

Życia rodzinnego...

...ciąg dalszy z dzisiaj...

U Mimona był kolega. Jak dla mnie super. Dzieciaki zajęte sobą, co dla mnie oznacza, że mam je 'zdjęte z głowy'. Nie każdy pewnie zrozumie, co mam na myśli, ale to nie ważne. Ważne, że dużo się dzieje bez naszego udziału.
Czas zabawy minął, po kolegę przyszedł tato. Kolega się ubiera, a Po zagaduje tatę opowiadając, co robili:
- '...i bawiliśmy się w chowanego... i w Angry Birds... i w rycerzy...' i w coś tam... i jeszcze w coś...
- 'I w co jeszcze się bawiliście?' - to tato kolegi Mi.
- 'I w słoneczko też się bawiliśmy!'

***

A to z cyklu uszczęśliwiania Mi:
- 'Pola zagrzać Wam herbatki?' (W dzbanku robię i już zimna była.)
- 'Tak. Ale mi nie grzej.'

Ksawery sobie poszedł,

...dachówki nad mieszkaniem spadły dwie. Na budowie strat nie zaobserwowaliśmy. Może tylko ogromną stratę czasu. Pięć dni praktycznie bez progresu. No i zauważam kolejną prawidłowość. Tydzień jest taki sobie, raczej fatalny: zimno, siąpi. Potem przychodzi weekend, że tylko pracować. Ale to weekend. Potem poniedziałek - już byle jaki.
Dzisiejszy wgląd na pogodę szesnastodniową pokazał prognozę raczej optymistyczną. W ciągu dnia powyżej zera. Może wreszcie skończą to murowanie i więźbę?

***

Rodzinnie to dostajemy kota. W ciągu tygodnia nie mamy kiedy wyjść na jakieś powietrze. Gdy wracam, to nie dość, że głodna jak pies (Mimon zazwyczaj nie zjada i wiem, że i tak będę musiała go najpierw nakarmić, więc w pracy też nie jem) to zanim się wygrzebiemy z obiadami i chwilą odsapki, jest już głęboka noc. Przez ostatnie dwa czy trzy weekendy również nie bardzo mieliśmy się jak ruszyć bardziej niż do i z samochodu. Słoneczko oglądamy więc przez szybę (sporadycznie) lub w necie. Kretowiejemy (nie, że kretyniejemy). Choć właśnie pojawiła się wizja fizjonomii człowieka za tysiące lat w artykule w GW
Z artykułu wynika, ze nie kretowiejemy tylko sowiejemy. Ale ja w to nie wierzę.

***

Z humoresek domowych. Jedziemy sobie samochodem. Polka standardowo wykazuje się nadprzeciętną kreatywnością. Wymyśliła sobie:
- Mamo, jak robi małpa?
Zderzam te swoje dwie komórki, 'no, jak to dziwne zwierzę robi?':
- I..i.. - Błyskam błyskotliwością.
Polka sama dochodzi do wniosku, że jednak małpy robią iy.. iy.. a.. a.. (jak to zapisać fonetycznie?) i cała rodzina dostaje dyspozycję, że teraz to wszyscy będziemy się zachowywać jak małpy. Ja z Mimonem świetnie się w tej roli czuliśmy, Łu patrzył na nas z politowaniem, Pola robiła swoje 'i.. i.. a.. a..' z książęcym akcentem. Na koniec dobiła nas jakimś tekstem o wielkich małpach. Ale szczegółów nie pamiętam.

piątek, 6 grudnia 2013

Wieje

Ksawery na dworze szaleje. Choć w jak się jest w domu, to to jakieś straszniejsze się wydaje, bo świszcze i huczy. Co się dzieje na budowie to nie wiem. Rano więźba była jeszcze na swoim miejscu. Teraz, to nie wiem. Gorzej, że z naszego bloku zerwało przynajmniej jedną dachówkę. Akurat przy naszym oknie. A nie naprawią tego szybciej niż w poniedziałek. Mam nadzieję, że nie zaleje nam mieszkania do tego czasu.

czwartek, 5 grudnia 2013

Pogoda zmienną jest...

Wiem. Powtarzam się, ale...
Kolejny rzut oka na prognozę. Temperatury z mocno ujemnych poszybowały w górę i od niedzieli do następnego czwartku mają wzrosnąć nawet do 7 st.C. Ale... zobaczymy co nam wiatr narozrabia. No i jutro zaczynają się opady deszczu i deszczu ze śniegiem, które mają trwać przez ten cały czas. Oj, nie będzie wykonawcom łatwo. Gdyby było gdzie, można by kozę postawić. Pogadam z nimi.

środa, 4 grudnia 2013

Znacie to paskudne uczucie...

...gdy macie wrażenie, że jeszcze jest szansa, ale praktycznie już trzeba się pogodzić z porażką? I człowiek zaczyna już liczyć, jak zminimalizować straty?

Pewnie tragizuję. Bardziej może chodzi o to, że już się nastawiliśmy na coś, co raczej nie wyjdzie. Choć wykonawca nas pociesza, że będzie miał co robić na budowie, ale...
...jakoś tak wypadniemy z planu i trzeba będzie wszystko przereorganizować. Ale o czym to ja plotę?

Właściwie jest to kontynuacja wczorajszego posta. Że nie zdążamy. Że jutro jest być może ostatnia szansa w tym roku na prace murarskie. I ta szansa zrobiła się już bardzo malutka. Może taka malutka, że już jej właściwie nie ma? I misternie ułożony plan rozsypuje się w proszek.

A tak konkretami...
Byłam dziś po południu (pardon... w nocy) na budowie. Szalunków pod lukarnę nie widziałam. Czyli raczej jutro jej nie zrobią. Nie będzie lukarny = nie będzie dachu = nie będzie okien = nie będzie instalacji. Z tego wynika kwestia zabezpieczenia budowy na zimę. I tu znowu obudziłam się wczoraj, że trzeba było impregnat kupić do drewna. Właściwie kupujemy ten impregnat od co najmniej tygodnia, ale ciągle nie mogliśmy dotrzeć do sklepu, a jak już raz dotarliśmy, to po czasie otwarcia. Wczoraj już, w te pędy (czyli za pięć 21) wpadłam do Castoramy. Zakupiłam 10 litrów impregnatu podstawowego Bondex. Jest jeden mały problem. Aby go (i każdy inny) użyć, temperatura powinna być wyższa niż 5 st. C. A tu dziś rano było -4. I w ciągu dnia oscylowała ok. zera. Czyli impregnacja też musi poczekać. Tylko do kiedy? Może za tydzień będzie odwilż? Chyba nie, bo zapowiadają spadki temperatury do -13 st.C. Czyli szansa jest, ale właściwie jak w totku.
O, zapomniałam sprawdzić totka!

Po chwili...

Ech. Kpina jakaś. Mam cyferki: 12, 13, 14, 16, 32, 35.
A wygrały: 13, 14, 17, 31, 37, 42.
Czyli PRAWIE czwórka. A w rzeczywistości figa z makiem.
Idę spać.

wtorek, 3 grudnia 2013

Pogoda...

...zmienną jest.
Codziennie sprawdzam co nas czeka w najbliższych 16 dniach na portalu Twoja Pogoda. Codziennie wieści są inne. Ostatnio miało być poniżej zera przed czwartkiem, w czwartek miał spaść śnieg, ale temperatura miała wynosić nieco powyżej zera.
Dzisiaj po pracy wpadłam na moment na budowę. Ciut wcześniej niż zazwyczaj (o 17) i udało mi się zastać jednego z wykonawców. Ciemno już było i nic nie widziałam, ale przynajmniej sobie pogadałam co i jak.
Do czwartku chcą skończyć więźbę, przynajmniej na garażu, i przygotować szalunki, żeby w czwartek zrobić wieniec i konstrukcję lukarny. Piątek, sobota, niedziela - czas na tężenie, i od poniedziałku można by kończyć konstrukcję więźby nad domkiem. Myślałam sobie: "git, w czwartek trochę puści i będzie cieplej, to akurat, żeby murować". Zaglądam przed chwilą, a tu w czwartek będzie załamanie w drugą stronę. I tak coraz niżej i niżej, w następny czwartek w nocy miałoby dojść do -13 st.C.
Może jednak do czwartku znowu się coś odmieni?

sobota, 30 listopada 2013

Kolejny tydzień...

...za nami. Na domku rośnie więźba, a ja nie mogę się doczekać, aż zobaczę cały dach. No i napięcie związane z czasem rośnie. Z prac murarskich, koniecznych do rozpoczęcia prac wewnątrz, zostały: konstrukcja lukarny, wieniec na ścianach szczytowych, wykończenie komina i ścianki działowe. Dużo. A w tym tygodniu mają być mrozy. Niewielkie co prawda, ale wykluczą jakiekolwiek prace w tym zakresie. Jeśli nie odpuszczą, to wszystko się przeciągnie do wiosny. Niby z bankiem mamy właśnie tak ustalone - że okna, instalacje będziemy robić dopiero wiosną, ale...

Po pierwsze okna i instalacje mamy dogadane już gdzieś na przełom grudnia i stycznia. Brak dachu właściwie je wykluczy.

Po drugie... dzisiaj byli potencjalni klienci do mieszkania. Właściwie zdecydowani. Zrobiliśmy nawet małe ustalenia co i kiedy. Za dwa tygodnie mamy podpisać umowę przedwstępną, a umowę sprzedaży do połowy lutego (czas na pozałatwianie formalności kredytowych). I najlepsze jest to, że bez problemu moglibyśmy mieszkać w mieszkaniu do końca maja. Jeśli jednak instalacje zaczniemy na wiosnę, to nie będzie szansy wyrobić się.

Tyle teorii. Ale jak to ostatnio gdzieś wyczytałam:
"W teorii praktyka powinna zgadzać się z teorią. W praktyce tak nie jest."
Ciągle wierzę w tę tęczę, co mi się objawiła swego czasu i o której pisałam w poście Znaki na niebie..., ale wątpliwości są ogromne.
:(

sobota, 23 listopada 2013

"Raduje się serce...

...raduje się dusza,
gdy Tytus i spółka na wycieczkę rusza".
A w zasadzie, gdy się słyszy o wykonawcy, to co my.
Dzisiaj Łu był na budowie z wykonawcą okien obmierzyć otwory okienne. Wszystkie wyszły podobno idealnie. Jedno, że zgodnie z projektem, drugie, że prosto, równo, i idealnie. Wykonawca dostał pochwały od firmy okiennej.
Z kolei ja byłam dziś w tartaku. I tym razem od Pani Tartakowej usłyszałam, że ktoś, kto zawoził więźbę mówił o naszych wykonawcach coś w rodzaju, że ładnie robią; spokojnie, ale dokładnie.
Dodając jeszcze opinię kier-buda wychodzi, że trafiliśmy na ekipę idealną. ;)

Łyżkę dziegciu dodam do tej beczki miodu. W koło domku tragedia. Po ostatnich deszczach i dowózce więźby traktorem z przyczepą po działce trudno jest przejść, zaś droga jest w takim stanie, że miałam obawy co do możliwości wyjazdu. O stanie butów po powrocie z budowy nie wspominając. Sąsiedzi nas przeklną za ciągle zadeptaną klatkę schodową.

Kolejny temat budowlany to rynny. Przeszliśmy plastikowego Marleya, stalowe Galeco. Tytan-cynk wydawał mi się poza zasięgiem. Ostatnio doradca z hurtowni zaproponował jednak tytan-cynk w cenie o 250 zł drożej niż stalowe. Dużo to, czy mało? Trochę. Jednak pierwotna wycena dotyczyła tylko części związanej z dachem, bo rury spustowe robi się razem z elewacją. Podjechałam dzisiaj do hurtowni (po raz pierwszy, choć współpracujemy prawie rok) dowiedzieć się jakichś szczegółów co do rynien, bo w poniedziałek muszę podjąć decyzję. Rynna to taka surowa blacha, która z czasem pokryje się patyną. Nam w to graj. Pytałam też o orientacyjną cenę pozostałej części (tej na elewacji) i jej porównanie do Galeco. I tu miła niespodzianka. O ile część dachowa rynien tytan-cynk jest całe 250 zł droższe, to ten drugi etap jest 400 zł tańszy. Git. Łu też zadowolony, bo początkowo nie chciał słuchać jakichś moich wymysłów nad tak mało znaczącym elementem.

***

A z rodzinnych...
Realizowałam się dzisiaj świątecznie. Robiłam wianek adwentowy w ramach zajęć koła gospodyń wiejskich, tfu... Towarzystwa Przyjaciół Smolca. Zrobiłam takie cudo (a może cudactwo ;) ):
Mam nadzieję, że Babci spodoba się.



czwartek, 21 listopada 2013

Więźba...

...już dotarła. Przynajmniej pierwsza jej część.
Co prawda po ciemku to tylko coś mi majaczyło, ale COŚ jest. Pytanie, w jakim stanie. No i na dworze chyba pada, a nie wiem, czy przykryli choć trochę. Jutro mają pakować murłaty na górę, bo szczyty są już skończone.
Aha, i właśnie jak dzwoniłam do wykonawcy, to wybierał pilarkę do szlifowania krokwi. I na wtorek mam dogrywać przywiezienie pokrycia dachu. Czyli stan surowy otwarty zaczyna wchodzić w decydującą fazę.

A na przyszły tydzień zapowiadają mrozy. Chociaż, skoro więźba będzie na budowie, to może dach będą składać. Czy na mrozie da się pracować? Mrozy odpuszczą to wezmą się za domurowanie konstrukcji lukarny i zwieńczeń ścian szczytowych.

środa, 20 listopada 2013

Szczyty...

...rosną. Są już dwa, trzeci pewnie jutro stanie. I jutro ma być część więźby na placu.
Zdjęć nie ma i nie będzie pewnie do weekendu, bo gdy przyjeżdżam na budowę to jest już zupełnie ciemno. Tylko sobie trochę światłami samochodu świecę, żeby coś zobaczyć.

Aha, a w sobotę jeszcze ma być sprzedawca/montażysta okien: BauMan. Praktycznie zdecydowani jesteśmy na okna Krispolu Fen92 na profilach Salamander.

niedziela, 17 listopada 2013

Kolejny kroczek...

...wykonany.
Wczoraj został wylany wieniec nad ścianką kolankową i ogromny podciąg nad największym oknem.
Tym razem betonu wystarczyło, choć w pewnym momencie miałam drobne obawy. Wykonawca wyliczył 3,5 m3. Mi wyszło (po bardzo dokładnych obliczeniach) 3,6, ale rano okazało się, że trochę zmieniając projekt wykonawca dodał takie małe trzpienie (jak to on pisał tczpienie) nad garażem. Dobrze, że pomyślał wcześniej, żeby je zrobić, bo w projekcie wieniec nad garażem to były tylko takie belki z betonu. Na moje oko napór dachu będzie działał mocno rozpierająco i kto wie, czy nie groziłoby to złożeniem się dachu?

Beton wylany, ale nie obyło sę bez niespodzianek. Przyjechała gruchopompa, gość ustawił samochód na takich czterech łapach, wziął 'pulpit' z guzikami i dżojstikami do sterowania pompą i wysięgnikiem, rozłożył rury a tu pompa mówi: yy. Znaczy się nie będzie pompować. Gość zaczął przestawiać samochód, latać w koło i... nic. Pompa obraziła się. Po raz pierwszy słyszałam taką wiąchę na własnej budowie. Coś delikatnie próbuję zagadywać do gościa o co chodzi. Mało był rozmowny, ale między 'k...', 'jeb..', 'ch...' zrozumiałam, że perora jest skierowana do elektroniki. Starając się nie narzucać, żeby bardziej gościa nie rozsierdzić, zasugerowałam: 'to może wyłączyć i włączyć ponownie - na elektronikę to często działa'. Nie wiem, czy posłuchał, ale po chwili pompa ruszyła. I dobrze, bo wizja wywalenia gruchy betonu przed domkiem i noszenia betonu w wiaderkach nie była pociągająca. Szczególnie pewnie dla budowlańców, którzy dzień wcześniej, żeby zdążyć, zasuwali do godziny 23, a wczoraj grubo przed 7 już byli na budowie. Czemu? Trochę na własne życzenie - wg mnie - z powodu myślenia o wszystkim na ostatnią chwilę. Zabrakło pręta fi20. Zamówiony w środę został dostarczony dopiero w piątek po południu. z tego wniosek, że nasza strategia wyprzedzania wykonawcy o krok czy dwa z planowaniem sprawdza się, bo dotychczas wszystko układa się bez większych potknięć.

środa, 13 listopada 2013

Ścigamy się z czasem...

...i jak na razie wygląda, że zdążymy. Choć u nas temperatury oscylują już w okolicach 5 st.C. Prognozy długotermionowe, czyli na 16 dni na portalu TwojaPogoda.pl wskazują, że w tym czasie temperatura nie powinna spadać poniżej zera. Git. Jest szansa na skończenie wszytkich prac mokrych.

W sobotę będzie ostatnie większe lanie betonu, czyli górny wienec. Później kilka dni przerwy przed murowaniem ścian szczytowych, ale będzie można murować w tym czasie ściany działowe, komin i wejścia do budynku. I to chyba tyle. Dwa tygodnie i jesteśmy w domu. Przed nami będzie wolna droga do stawiania dachu.

Tfu, tfu, na psa urok. Żeby nie zapeszyć.

niedziela, 10 listopada 2013

Domowy patriotyzm

Jutro 11. listopada. Chyba najbardziej narodowe polskie święto. Choć ostatnio, gdy obserwuję co się przy jego okazji dzieje, to trochę nacjonalizmem zaczyna mi trącić. Ale nic, od polityki trzymajmy się z daleka.

Kilka dni temu był z kolei 1. listopada. Dzień, kiedy myśli się o przeszłości, o rodzinie, o swoich korzeniach. Zarówno ja jak i Łu, że już o dzieciach nie wspomnę, chyba jesteśmy już pokoleniem, które może powiedzieć, że tu, na Dolnym Śląsku jest nasza Ojczyzna. Mamy tu pochowanych pradziadków, dziadków, bliższą i dalszą rodzinę. Żyjący dziadkowie (oby jak najdłużej) mieszkają tu praktycznie od czasów wojny. Blisko 70 lat. Rodzice się tu rodzili, lub mieszkali od bardzo wczesnego dzieciństwa. Nie wiem, być może w ich młodości nie było takiego poczucia stabilizacji, być może jeszcze się mówiło, że to tymczasowe, ale teraz już chyba nikt nie wierzy w to, że te ziemie nie są 'nasze'. Choć sama z dzieciństwa pamiętam obchody bodajże czterdziestolecia 'powrotu ziem zachodnich do macierzy'. I nikt się nie zająkał, że praktycznie pół tysiąca lat Polacy może i mieszkali na tych ziemiach, ale jako mniejszość w krajach innych narodów.

Kiedyś w rozmowie z Łu stwierdziłam, że mniej się czuję związana z Państwem Polskim w pojęciu organizacji, struktury, a bardziej z miejscem, kulturą, która opisuje to miejsce: architekturą, słowem, mentalnością. Nawet, jeśli architektura, to poniemieckie domki, z dwuspadowym dachem, osiową symetrią i drewnianym szczytem. Rozważaliśmy wtedy trochę, co by było, gdyby granica Polski przesunęła się na tyle, że tu byłby jakiś inny kraj. Pewnie, jeśli by tylko przesunęła się kreska na mapie, to nie czułabym potrzeby przeniesienia się gdzieś w jej granice administracyjne. Chciałabym zostać tu, bo czuję, że tu jest nasze miejsce. Trochę mam w związku z tym dylemat, czy patriotyzm, to związek z miejscem czy nacją.

Chopin zachwycał się mazowieckim krajobrazem, iwami nad rzeką, a ja, że jeszcze raz wrócę do budowlanych skojarzeń: co poradzę na to, że dla mnie ideałem proporcji, funkcjonalności itp. jest 'bauerhaus' (słówko moje własne), a nie polski dworek czy mazowieckie domy z czterospadowym dachem (pewnie też mają jakieś swoje określenie).

Ostatnio Łu przyjechał z budowy i powiedział, nie bez radości, że z okien będzie widać Ślężę. I znowu się jakoś cieplej na serduchu zrobiło.

A na własnej chałupie pewnie będziemy sobie wieszać polską flagę na 11. listopada. I miło widzieć w koło, że nie będziemy sami.

Blizna

Polka wypatrzyła u mnie bliznę po szczepionce na ospę. To ta na ramieniu, którą ma chyba każdy Polak.
- Mamo, co tu masz?
- Bliznę po szczepionce. Ty też taką masz. Popatrz, o tu...
- Nie dotykaj, bo się zniszczy.

piątek, 8 listopada 2013

Zdjęcie...

...z dzisiejszego ranka.

Oczywiście już nieaktualne, bo gotowa jest już ścianka kolankowa od frontu, ale po ciemku nie miałam jak cyknąć foty.

czwartek, 7 listopada 2013

Ale o co chodzi?

Po, ni z gruchy ni z pietruchy, ale ze śmiertelną powagą:
- Mamo, miałam dzisiaj mokre oczka.
- Dlaczego?!?
- Bo nic nie widziałam, wiesz?

* * *

A na budowie już widać jedną ściankę kolankową i zbrojenie na niej. Zdjęcia może zrobię jutro rano, jak się pozbieram trochę wcześniej niż dzisiaj.

środa, 6 listopada 2013

Sufit to, czy podłoga?

Budowlańcy rozpoczęli rozszalowywanie części szalunku. Można już zobaczyć słupy, w miejscu ściany, której nie było. Trochę je uzupełnili, bo były jakieś 'raki', jak je określili. Czyli nie do końca było dobrze. Szkoda, że nie widziałam jakie to głębokie było. Twierdzą, że jest git.
W trakcie porannych oględzin domek wyglądał tak:

Zaś po południu na górnym poziomie była już pierwsza warstwa bloczków. Rośnie więc pięterko i świeżo wylany strop zaczyna być podłogą.
Szkoda, że tak szybko robi się ciemno. Po 17, gdy jestem w stanie dojechać, jest już praktycznie zupełnie ciemno. Ale, że w dwóch pomieszczeniach zawieszono żarówki, miło było podjechać w ciemności do chałupki świecącej z daleka.

Tak na wygląd, to beton nie wysycha. Jeśli chodzi o wiązanie, to pewnie lepiej dla niego, że jest ciągle mokry. Niemniej trochę się obawiam (Obawa - to moje drugie imię ;) ), czy nie jest za słaby, żeby tak skrócić przerwę technologiczną. Ale i tak nie powiem, żeby przerwali na dwa tygodnie roboty, bo być może to ostatnie dwa tygodnie, żeby cokolwiek mokrego w tym roku robić. Ścigamy się z czasem. Na Babiej Górze i Pilsku spadł dzisiaj śnieg.

Rozmowy przy śniadaniu

Zazwyczaj nie ma mnie na porannym śniadaniu, bo wychodzę wcześniej. Dzisiaj trafiło się inaczej. Radośnie jest.
Przykłady:
Przyniosłam Po na rękach do pokoju, próbując ją dobudzić.
- Pola, wstawaj na śniadanie.
- ...
- Pola, idziemy do przedszkola.
- ...
- Pola, kaka(łk)o na ciebie czeka.
Odwracam się w kierunku Po - siedzi już przy stoliku.
Mi:
- Wiesz mama, kakao działa na nas, jak foton na elektron.
- ???
- No, pobudza nas.

* * *

Po ni z gruszki ni z pietruszki zaczęła dyskusję o jajkach i kurczaczkach.
- Kurczaczki wychodzą z jajek.
- A mamy im pomagają wyjść - to Mi.
- Tak, moja mama pomaga wyjść kurczaczkom.

czwartek, 31 października 2013

'Cukierek albo psikus', czyli...

...mamy nową, świecką tradycję.
Jeszcze kilka lat temu byłam stanowczo na 'nie'. Jednak z roku na rok, gdy obserwowałam z jaką pasją Mimon się przygotowuje do wieczornego latania po sąsiadach, to nie zostało mi nic innego jak zmienić nastawienie.
W tym roku przygotowania rozpoczęły się jakieś dwa tygodnie wcześniej. Mimon wygrzebał strój (a udało mi się znaleźć w lumpeksie przebranie szkieleta, co to nawet świeci po naświetleniu), do którego dokompletował maskę (z gazetki dla dzieci), a w tym roku (z tej samej gazetki) rękawiczki. Kominiarka ninja dopełnia całość.
Polka, trochę przestraszona, ale 'też chce być potworem'. Rozprułam starą poszewkę na poduszkę i zrobiłam strój dla ducha. Dodatkowo buźka wymalowana na biało + samodzielnie przez Po wymalowane maziaje pisakiem (to już TFUrczość własna, ku zgrozie rodziców) i parka straszydeł jak się patrzy.
No i dzisiaj nie zostało mi nic innego, jak robić za obstawę. Dobraliśmy po drodze dwóch synów sąsiada i kolegę z bloku dalej i ruszyliśmy przez osiedle. Na szczęście nasze osiedle jest bardzo kameralne i wszyscy się praktycznie znają, chociaż mieszka tu blisko 300 rodzin. W każdym razie po przejści przez 3 czy 4 bloki Polka i jeszcze jeden mały kolega mieli dość, więc zabrałam ich do domu, a starsi jeszcze mieli szaleć.
Trochę zdziwiło mnie bardzo pozytywne podejście ludzi. Raczej spodziewałam się szerokiego spektrum zachowań. Fakt, że niektórzy po prostu nie otwierali. Jedna pani strzeliła dzieciakom wykład i zaczęła się wypytywać, czy chodzą na religię. Trochę się zdziwiła, bo żadno dziecko nie potwierdziło. Spotkaliśmy też kilka czarownic/diabełków w wieku licealnym. I podobno po osiedlu buszowało już trochę grup dzieciaków, i niektórzy tłumaczyli się, że już nie mają cukierków, bo rozdali. W ramach psikusa, ci, co nie otwierali, mieli klamki owinięte papierem toaletowym. Bez przykrych niespodzianek. ;)
A z anegdot:
Z ubiegłego roku... Dzwoni dzwonek, otwiera Łu i słyszy:
- Cukierek albo psikus!
- Psikus.
- Eee...
Jacyś nieprzygotowani byli.

A z tego...
Jedna sąsiadka zachwycała się Po, że jest małym duchem Kacperkiem.
W domu pytam się:
- Po, jesteś duchem Kacperkiem?
- Ja nie jestem żadnym Kacperkiem, ja jestem duchem księżniczką!

Czyli ciągle księżniczki rulez.

Kolejny kamień milowy...

...osiągnięty. Dzisiaj wylewany był strop i słupy ściany południowej. Operacja nieprosta, ze względu na ilość elementów do ogarnięcia. Głównym zagrożeniem były chyba słupy. W przypadku rozejścia się szalunku byłoby pewnie nieciekawie. Ale tutaj wszystko poszło ok. Gorzej z zamówieniem betonu. Wykonawca wyliczył 17,6 m3 betonu. Łukaszowi wychodziło pierwotnie 22, ale po wzięciu jakichś wymiarów z obliczeń wykonawcy skorygował do 19. I tyle zamówiliśmy. A wlazło 21. Dodatkowe 2 metry kosztowały nas ładnych kilkaset zł więcej. Wrr...
I teraz pytanie, czy obliczenia były nie ten teges, czy betoniarnia 'odchudziła' metry. Ostatnio kolega mi opowiadał, że tak robią, bo dodatkowy transport to żywa gotówka. Wrr...
No nic, nie zostaje mi nic innego jak cieszyć się z osiągniętego sukcesu.

A wylewanie i strop wyglądają tak:
A w pracach towarzyszyło nam stadko wróbli. Czemu akurat pchały się tam, gdzie był największy ruch?

'Humor z zeszytów szkolnych'

Żeby nie było, że tylko Po nas rozbawia do łez, to tutaj zacytuję twórczość Mi. Pierwsze bez korekty, drugie, o dziwo, praktycznie nie miało błędów (z wyjątkiem 'rużowy').
1.
"Po pierwszym przeczytaniu wiersza >>Paczka<< wprawił mnie w dobry nastruj. Terz mnie rozrzewił. Ten wiersz jest trochę niezrozumiały, szczegulnie dla dzieci od 3 do 4 lat." 2. Opis obrazu:

"Obraz przedstawia dziewczynkę. Namalował go Józef Pankiewicz.
Dziewczynka ma długą, czerwoną sukienkę z kokardą na prawym rękawku. Ma długie jasne włosy. Jest lekko uśmiechnięta. Jej usta są różowe. Ma piwne oczy i lekko zarumienione policzki. W prawej ręce trzyma chusteczkę. Jej głowa jest okrągła.
Twarz dziewczynki jest blada jak ściana, a włosy długie jak ogon kota. Dziewczynka ma jasną cerę.
Obraz wygląda na smutny, ale i tak mi się podoba. Myślę, że najfajniejsze są kwiaty na ścianie."
[Na tym zakończył pierwszą wersję. Po naszej sugestii, żeby temat kwiatów na ścianie nieco rozwinął, dodał zaskakującą puentę:]
"Ciekawe, dlaczego wiszą na ścianie?"

Żeby nie było, to Mimon potrafi pisać bardzo ładnie, i czasem sama jestem zdziwiona jak trudne słowa dobiera i jakie rzeczy opisuje. Jak się skupi, to potrafi pisać bez błędów. Oczywiście, musi mu się chcieć. ;)

PS. Umieszczone za zgodą autora.

wtorek, 29 października 2013

Łokcie Królewny

Królewna ostatnio odkryła, że ma łokcie. Nic to, że najpierw szukała ich na ramionach. Raz naprowadzona trafia już bezbłednie, o czym przypomina od czasu do czasu. Przed chwilą znowu wszystkim pokazała, że łokci u Królewny dostatek.
Jako że przypomniała mi się zagwozdka z lizaniem łokci, co to niby jest niemożliwe (przynajmniej własnych), to mówię do Po:
- No to teraz poliż swoje łokcie.
- Jeden... dwa... Mam dwa!

* * *
A na budowie... w czwartek rano wylewamy strop.

wtorek, 22 października 2013

Halloweenowa księżniczka

Mi: Pola, jakim chciałabyś być potworem na halloween?
Po: Księżniczką.

sobota, 19 października 2013

Księżniczka ma oczy

Siedzę z moją księżniczką i się karmimy. Słońce ładnie świeci i widzę, że moja księżniczka ma piękne, niebieskie oczy. Więc zaczynamy dyskusję o tychże:
- O, jakie masz ładne oczy. Takie niebieskie.
- Tak.
- A ja jaki mam kolor oczu?
- Czarne.
- Czarne, to chyba w środku. A dookoła?
- Zielone. Jak krowa.

:(
Krowa ma przecież niebieskie oczy. Więc kto tu ma oczy jak krowa?

Księżniczki...

...są wśród nas. :(

Chłopaki wychodzą.
Po: "No, chłopcy poszli a księżniczki zostały".
Jo: "Ja nie jestem księżniczką."
Po: "Ja też jestem księżniczką!"

niedziela, 13 października 2013

Dach - nadbitka, czy podbitka...

...oto jest pytanie.

W sumie, jaka to różnica? I tu, i tu dolna, widoczna część dachu wykończona jest deseczkami. Przy nadbitce deseczki są położone 'nad' krokwiami a pod zewnętrznym pokryciem, przez co te pierwsze są widoczne; podbitka zakrywa wszystko, praktycznie całą konstrukcję dachu, tworząc pi razy oko gładką powierzchnię, zazwyczaj ułożoną poziomo.
Podbitka:




A przykład nadbitki jest niżej.

Jak widzę to prawie wszyscy w koło robią podbitkę. Najpierw kładziony jest dach, robiona cała reszta budynku, a dopiero na koniec (jeśli są pieniądze) to wykańczany jest ten element. W efekcie część budynków ciągle świeci byle jakim wyglądem krokwi. Te które mają już podbitkę, zazwyczaj nie bardzo mi się podobają, bo są zrobione np. z plastikowego siddingu (fuj!), lub tworzą tak grubą konstrukcję pod połacią, że przypominają mi trumnę. Trumnom mówimy stanowcze nie! Mało która podbitka wygląda lekko i zgrabnie. Dlatego jesteśmy przekonani, żeby zrobić nadbitkę.

Dłuższy czas szukałam czegoś, co wyglądałoby lekko i korespondowało z prostym budynkiem, a nie było w stylu np. góralskim. Nie to, żeby mi się nie podobały zdobione więźby, np. takie:
ale do naszej prostej chałupki po prostu by nie pasowały.
Za to znalazłam najprostrze, jak to możliwe, a jednocześnie łagodzące proporcje naszych krokwi (8x20):

Podobny problem przewija się u różnych budujących. Zdjęcia podebrałam z: bloga Południowej Iskierki.

A trochę artykułów na temat: http://www.dachy.info.pl/

Zakończenia krokwi:

cdn.

sobota, 12 października 2013

Fotorelacja z murowania ścian parteru

Ponieważ otrzymywałam skargi, że brak zdjęć postępów na budowie, to takie małe podsumowanie etapu budowania ścianek na dole.
Tuż przed położeniem pierwszej cegiełki:

Mury rosły szybciutko i już po kilku dniach można było wyjrzeć przez okno kuchenne:

Gotowe ściany zewnętrzne od frontu wyglądają tak:

A z tyłu ściany nie będzie, bo będą okna:

A tu stan z wczoraj: układanie stropu teriva nad pokojem, przedpokojem i łazienką:

Polka zdaje się, że stoi na ścianie oddzielającej toaletę od przejścia do kuchni:

I na koniec garaż. Złapałam się ostatnio za głowę, bo jego powierzchnia (samego dołu) to tyle, co mieszkanko rodziców. W razie czego będzie co przebudowywać ;)



Piece kaflowe - ciąg dalszy poszukiwań

Na którymś forum znalazłam link do sklepu internetowego http://www.ignkominki.pl/, gdzie znalazłam czeskie kominki firmy Romotop. Jak na razie najbardziej mi podeszły dwa: MALAGA N 01 CERAMIKA:
oraz MALAGA N 02 KAMIEŃ:
Ceny pieców ok. 6,5-7,5 tys. Jedno, co mnie martwi, to że są dość niskie, z wyjściem na rurę z tyłu, a wejście do komina gdzieś na wysokości 2 m. Taka kozia rura w pokoju nie będzie zbyt urodziwa.

Kominek koza czy piec kaflowy - cd.

Kontynuując wątek zaczęty wcześniej...

Dostałam odpowiedż z wyceną pieca. Tego prostokątnego. Zwaliła mnie trochę z nóg, bo firma wyceniła się na 26 tys. zł, i to po rabacie! Dziwne to dla mnie, bo piece kaflowe o podobnych gabarytach i funkcjonalnościach, które jednak mniej mi się podobają ze względu na tradycyjną formę, takie jak:
albo
można kupić za 7-8 tys. zł. Całe, gotowe do dostawienia do komina.

Szukając dalej trafiłam na kominki i piece norweskiej firmy Nordpeis. Są z konglomeratu, co nie do końca mi się podoba, tym bardziej, że nigdzie nie mogłam znaleźć jego opisu, ale przynajmniej sprzątać powinno się łatwo:
Dodatkowo można rozbudować w górę dodając masę akumulacyjną. Na najzimniejsze okresy roku byłby chyba w porządku.
No i cena jest o połowę niższa, niż Sommerhubera. W każdym razie szukamy dalej.

środa, 9 października 2013

Etap murowania ścian parteru...

...z etapu SSO, wczoraj został zakończony.
Przyjechał KierBud, pomierzył kąty itp. i wystawił laurkę wykonawcy. Więc cieszę się głównie ja, że ściany proste. :)
Dzisiaj trwało już przymierzanie stropów i szukanie rozwiązań jak murować podciągi. Proste to nie będzie, bo jednej ściany w budynku nie ma - będą tylko słupy między oknami, na których ma być wsparty wieniec i strop.

Kominek, koza czy piec kaflowy?

Trudno mi pisać, bo Polka mi śpi na rękach, ale postaram się.

Pozbawiliśmy naszą chałupę jednego komina. Tego, którym miały lecieć spaliny gazowe. Przyczyna - gazu nie będzie. Poddaliśmy się w walce z sąsiadką. Łu jeszcze ciągle zbiera oferty na pompy ciepła i wygląda to (przynajmniej na razie) interesująco.

Wracając do kominów...

Drugi komin został i jest już wymurowany do wysokości stropu między parterem a pięterkiem. W sumie, to w chałupie to ten komin bardziej był zbędny. W domu energooszczędnym kominek to w zasadzie problem, bo zaburza przepływy powietrza. Nie traktujemy go jednak jako jakieś stałe źródło ciepła. Ot, od czasu do czasu będzie przyjemnie, a w przypadku problemów z prądem przyda się na zimne dni. Z tego powodu sam kominek to pewnie zakup na jakąś dalszą przyszłość. No i właśnie, czy kominek? Na pewno nie montowalibyśmy dużego. Możliwie najmniejszy. Ale i tak, jak na moje oko, zabrałby dużą część głównego pomieszczenia. Jak na przyjemność serwowaną sporadycznie szkoda walić sobie klunkra na środku pokoju. Zaczęliśmy rozważać kozę. Dużo ładnych piecyków jest na rynku; nie zajmuje dużo miejsca; no i ceny bardzo przystępne. Wada? Głównie to chyba kawał żelastwa do czyszczenia co chwilę z kurzu i potencjalne niebezpieczeństwo oparcia się o gorącą blachę. I tak jakoś, próbując sobie wyobrazić coś grzejącego stojącego w kącie pokoju, przypomniałam sobie, że znajoma rodziców miała taki przenośny piec kaflowy. Wystarczyło przyłączyć rurę do komina i można było palić. Za ładny to on nie był, ale za to można było go wystawić np. w lecie z pomieszczenia. Trzeci dzień grzebię po necie, bo znalazłam coś, to bardzo przypadło nam do gustu, szczególnie te w prostokąt:
A szczegóły techniczne można znaleźć na stronie Ogniska Domowe.pl

Piecyki mają wszystkie zalety dwóch poprzednich rozwiązań i jeszcze kilka dodatkowych, oraz są pozbawione ich wad: są niewielkie: odstają od ściany ok. 50 cm; mają szybę, przez którą widać ogień; akumulują ciepło, więc grzeją jeszcze po wygaśnięciu; można się do nich przytulić - co bardzo lubiał robić Łu z piecem u dziadków ;); utrzymanie kafli w czystości jest pewnie o niebo łatwiejsze, niż fikuśnej kozy; prosta, neutralna forma - ani nie trąci myszką jak wspomniany piec babci i nie sprawia wrażenia kloca - ani nie sili się na jakąś nowoczesność, która za parę lat budziłaby zażenowanie, jak spodnie Pyramid swego czasu ;)
Więc obiekt swoich westchnień już znalazłam. Jest tylko mały szkopuł. Trzeci dzień szukam ile takie cudo może kosztować. I nic.* :S


* Żeby nie było, to napisałam w końcu do dystrybutora.

poniedziałek, 30 września 2013

Znowu...

...siedzę z Po w domu.
Choć, że siedzę, to za dużo powiedziane. A może za mało. Bo oczywiście korzystam z roboczego dnia w domu i załatwiam różne sprawy, których nie mogę załatwić 'po godzinach' czy w weekendy. Np., korzystając z konieczności zawiezienia Mimona na gitarę do szkoły, złożyłam dwie sprawy do p. dyrektor szkoły:
- pierwsza dotyczy usunięcia konta SKO Mimona w banku PKO, czego ja, jako rodzic zrobić nie mogę, bo nie został mój podpis gdzieś podany. Pisałam o tym? Że w szkole uruchomiono konta SKO. Z niechęcią, i tylko po to, żeby Mi nie musiał nosić gotówki do szkoły i w razie potrzeby miał możliwość zapłacić np. za wycieczkę czy coś podobnego, uruchomiliśmy mu to cudo. Ku własnemu problemowi. Bo wicedyrektorka, która miała być odpowiedzialna za SKO stwierdziła, że nie będzie dzieciom wypłacać pieniędzy, więc jedyna przyczyna uczestniczenia w tej szopce umarła. A później przez pół roku zastanawiałam się, jak dotrzeć do placówki szacownego banku, gdzie po godzinnym tłumaczeniu się, zgodzie na wprowadzenie swoich danych (!) do systemu, i łamiąc pewnie ze sto procedur udało mi się wyciągnąć wpłaconych kilkadziesiąt tygodniówek. Ale konta nie udało mi się zamknąć; ciekawe, czy dyrektorka się o to pofatyguje.
- druga sprawa, to frekwencja nauczycieli w szkole, na lekcjach. Kuriozalnie to brzmi, ale tak na moje krzywe oko to przez wrzesień w klasie Mimona nie odbyło się 15-20% lekcji! Praktycznie nie ma dnia, żeby odbyły się wszystkie lekcje zgodnie z planem. I to wszystko po tym, jak na pierwszym zebraniu wałkowano temat frekwencji wśród uczniów. Super przykład.

Z budowlanych spraw... byłyśmy z Po w tartaku. Zostawiłyśmy zestawienie do więźby. Dach gdzieś będą zaczynać za miesiąc, ale już trzeba powoli zamawiać i uzgadniać co i jak, a wykonawca obudziłby się pewnie trzy dni przed. ;) W każdym razie mam zestaw spraw do uzgodnienia z wykonawcą. Trochę mnie martwi, czy sobie da radę z więźbą. Pewnie weźmie jakiegoś pociotka, bo tam wszyscy w rodzinie zajmują się różnymi etapami budowy i wszystko jest na zasadzie 'zrobi się'. Martwi mnie to, choć może niepotrzebnie? Musiałabym jakiś dach robiony przez wykonawcę zobaczyć na własne oczy, ale nie wiem, czy się z tym wyrobię.

Zaś jeśli chodzi o wykonane prace, to dzisiaj, jak widziałam, montowali nadproża nad oknami. Do środy powinni skończyć ściany nośne parteru.

poniedziałek, 23 września 2013

Niech się mury...

...pną do góry...

Dzisiaj przywieziono silikaty na ściany i parę innych rzeczy. Jak widzę, to budowlańcy odsłonili nieco styropian na fundamentach. Może, żeby wyschnął? Ale tak wieje, że się obawiam o folię kubełkową, bo powiewa i może się porozrywać.
Poza tym od ubiegłego tygodnia pada. Czyli można zauważyć jedną prawidłowość: gdy my się zabieramy za budowę, to od razu robi się mokro. :( Nie wiem na ile to murowaniu przeszkadza, ale przynajmniej mam nadzieję, że temperatura będzie powyżej 5 stopni. Choć dzisiaj widziałam, że zapowiadali przymrozki. Na razie nie z tej strony Polski, ale...
A, dla przypomnienia, jeszcze przedwczoraj było lato. Do zimy jeszcze październik i listopad. Oby były suche, ciepłe i słoneczne. Ciekawe, czemu jakoś nie mogę uwierzyć, że tak będzie? :(

piątek, 20 września 2013

SSO...

...start.

sobota, 14 września 2013

Ogrzewanie pompą ciepła

Praktycznie nie rozważaliśmy ogrzewania w ten sposób. Opinie, jakie do nas docierały, to to, że droga inwestycja, zwracająca się bardzo długo, tak długo, że nieopłacalnie; nowa i nie do końca sprawdzona technologia; im niższa temperatura (czyli konieczność lepszego grzania) tym mniej można na nie liczyć.
Ze względu na nasze problemy z podciągnięciem gazu (szacowna sąsiadka blokująca budowę infrastruktury we wspólnej drodze) zaczynamy się rozglądać za możliwym rozwiązaniem. Wysłałam maila do sąsiadów, czy byliby za pociągnięciem rury gazowej przez teren prywatnych działek. Czekam na odpowiedzi. No i rozglądamy się za alternatywą. Prąd, mimo wszystko, wychodzi drogo. Sąsiedzi są przekonani do pieca elektrodowego; nas on jednak nie przekonał. W każdym razie wczoraj Łu zaczął szukać informacji nt. pomp ciepła. Przy czym nie tych wierconych, ale powietrznych. Z różnych rozwiązań na tapetę wpadła pompa NTS Energy.

A jeszcze nieprzeczytany artykuł z Muratora nt. kosztów.

Następne wnioski będę sukcesywnie dorzucać.

piątek, 13 września 2013

Aranżacje...

...chałup, takich jak nasza:
1. zrobiona przez fachowców - nowoczesna;
2. i taka bardziej swojska - standard (jak na obecne czasy ;) ).

Małe wypłaszczenie...

...czyli jakaś ulga na tej 'długiej drodze'.
Zaczęłam szukać informacji nt. zwrotu podatku VAT na materiały budowlane - ten rok jest ostatni, kiedy można wystąpić o taki zwrot. W necie można znaleźć jakieś artykuły na ten temat. Na przykład tutaj. Najważniejsze informacje są na stronach rządowych, np. Ustawa o zwrocie osobom fizycznym niektórych wydatków związanych z budownictwem mieszkaniowym, oraz Załącznik do obwieszczenia ministra zawierający wykaz materiałów budowlanych, które do dnia 30 kwietnia 2004 r. były opodatkowane stawką podatku od towarów i usług w wysokości 7%, a od dnia 1 maja 2004 r. są opodatkowane podatkiem VAT. Bo oczywiście nie cały podatek jest odliczany, tylko różnica do tych 7% - co i tak nie jest mało, bo 16% ceny zakupionych materiałów. Zajrzałam do załącznika, praktycznie wszystko co kupiliśmy kwalifikuje się. Nie wiem jeszcze, co z betonem; napisali, że wyroby z betonu, ale czy beton towarowy też?
Wstępnie (bez betonu) wychodzi kwota ok. 3 700 zł. I to jest ta lepsza część wiadomości.

Gorsza jest ta, że od złożenia wniosku (co można zrobić raz w roku, więc pewnie zrobimy dopiero w styczniu) urząd skarbowy ma pół roku na zwrot. Czyli na koniec budowy może zostaniemy poratowani dodatkową gotówką. Zaczęłam teraz jednak żałować, że w najbliższej racie nie uwzględniliśmy np. kupna okien. Albo i masy innych rzeczy - żeby 'zdążyć przed północą'.

Ubezpieczenie 'dom w budowie'

Właśnie szukam ubezpieczenia wymaganego przez bank. Tutaj zrobię sobie takie małe zestawienie.
Ubezpieczenie domu o powierzchni użytkowej 134 m2, pod Wrocławiem. Na gigantyczną kwotę 734 tys. zł, bo bank kazał ubezpieczyć na docelową kwotę wartości nieruchomości. Bez sensu, bo działki wcześniej nie kazał ubezpieczać wcale, a teraz jej wartość też jest tu dodana, nie mówiąc już o porównaniu wartości budowli składającej się z samych murów a takiej z pełnym wyposażeniem.

Concordia - oferta wyliczona on-line - 800 zł.
Liberty Direct - zgłoszenie przez internet, wyliczenie przez telefon - 1100 zł.
Allianz (polecany na forum Muratora) - 253 zł.
Inter Ubezpieczenia - czekam.
Hestia - 717 zł.
Compensa - 629 zł; po negocjacjach 'możemy zejśc do kwoty 504,- za rok Taniej niestety się nie da.....'.

*** Parę minut później ***

Uff, ufff, uff...
Oferta Allianz wygląda ciekawie: 253 zł. Po tych dwóch pierwszych byłam przerażona.

*** Parę minut później ***

Od tego pewnie powinnam zacząć, ale...
Moja wiedza początkowa na temat ubezpieczeń domu w budowie była taka, że:
Euro Bank - ubezpieczenie niejako 'przy' kredycie - 650 zł,
Bank Pocztowy - 560 zł.
I oczywiście byłam przekonana, że na rynku można znaleźć korzystniejsze oferty. Te dwie pierwsze zachwiały tę moją wiarę. Tym bardziej, że przejrzałam wczoraj trochę ofert on-line i okazało się, że mało które oferują to ubezpieczenie.

Na forach wyczytałam również, że zazwyczaj jest ono droższe niż ubezpieczenie gotowego domu. Czemu? Skoro na pierwszy rzut oka wydaje się to bez sensu.

czwartek, 12 września 2013

Obuchem...

...przez łeb.

Tak na marginesie, wspominałam już, że ostatnio ciągle pod górę. Człowiek spodziewałby się jakiegoś wypłaszczenia przynajmniej. A tak ciągle irytacja rośnie. Co, niestety, głównie dzieciaki, odczuwają pewnie dotkliwie. Dzisiaj usłyszałam od Mi:
- A, bo wy Po traktujecie jak królewnę! A mnie jak niewolnika!
Bo biedny niewolnik musi po sobie sprzątnąć talerzyk. I robi to. Co najmniej trzy razy. I tak ze wszystkim:
- Miłosz, sprzątnij talerzyk po śniadaniu.
[ignor]
- MiŁOSZ!
[spojrzenie 'nicniewidzące']
- !@##$$%^
[ruszył się]
[po chwili]
- Miłosz, dlaczego talerz nie jest w zmywarce?
[ignor]
- MiŁOSZ!
[spojrzenie 'nicniewidzące']
- !@#$$%^&
[ruszył się]
[po chwili]
- MIŁOSZ, DLACZEGO TALERZ NIE JEST W ZMYWARCE!?!
[ruszył się, stoję już i patrzę i krew mnie zalewa]
- DO JASNEJ CIASNEJ, WYRZUĆ RESZTKI JEDZENIA!
[gdybym nie dopilnowała do końca, to za chwilę byłoby znowu:
- Miłosz, czemu talerz nie jest w zmywarce!!!

I tak jest co śniadanie/obiad/kolację.

I ze wszystkim innym też.

Czy to już TEN wiek?

* * *

Ale ja nie o tym miałam.
Obuch przez łeb zafundowało nam przedszkole Po.
Od stycznia wodzą nas za nos. Mamy połowę września. A ja czuję się jak... jakbym zapłaciła za podróż do Londynu samolotem, dostała na podróż furmankę, ale i tak nie spod domu, tylko gdzieś z okolic Pragi. Aha, i reklamacja kończy się: 'jak sie nie podoba furmanka, to proszę sobie znaleźć inną'.
I to wszystko w momencie, gdy ostatni samolot/taksówka/autobus/pociąg itp. już zniknęły za widnokręgiem.

Umowa kredytowa...

...podpisana.
[I tu powinien stać rządek emotek wyrażających wszystkie możliwe stany uczuć.]

wtorek, 10 września 2013

Znaki na niebie...

...i znaki na ziemi.

Ha, tak sobie jadę dzisiaj na rowerze. Z pracy do domu, przez przedszkole Po. Rozmyślam nad tą naszą budową. Wątpliwości dużo. Wychodzi nam, że rata kredytu, o jaki wnioskowaliśmy, przekracza 2400 zł. Dużo. Bardzo dużo. Właściwie zdecydowanie nie stać nas na nią. Ale... ciągle rozbijamy się o sprzedaż mieszkania. Gdyby się udało, to spłata kredytu o ok. 100 tys. obniża ratę poniżej 2000 zł. No i spada nam strup w postaci mieszkania i kredytu za nie. Ale... mieszkania ciągle nie sprzedaliśmy. Choć ostatnio ożywiło się trochę i mieliśmy nawet dwie wizyty zainteresowanych. Statystyki również mówią o dużym wzroście sprzedaży ze względu na coś tam, a od stycznia ma wejść mdm, czyli program 'mieszkanie dla młodych'. Czyli jest szansa, że po roku posuchy coś się ruszy.
Ale... szansy się do gara nie włoży. :(
Więc jadę sobie tak dzisiaj z pracy; gonię, bo wyjechałam pół godziny później niż zazwyczaj. Trochę zaczęło kropić i miałam dylemat, czy zmieniać rower na samochód jadąc do przedszkola. Ale w końcu mamy końcówkę lata - trzeba korzystać z ostatnich ciepłych dni, nawet, gdyby miało nas troszkę pokropić. Kropi, i pochmurno w zasadzie od dłuższej chwili; z południa widać już nadciągające chmury, z których mają być ulewy w nocy. No i gdy tak sobie jechałam martwiąc się, czy podpisywać tę umowę, co to już niby jest przygotowana (wspomniałam, że mamy pozytywną decyzję?), czy jednak odpuścić, to cóż na tym niebie zobaczyłam? Pochmurnym! Słońce też nie świeciło! A tęcza była!
Tonący brzytwy się chwyta, a naiwny znaków na niebie. Niemniej, przypomniał mi się mój pierwszy (i jedyny - jak dotąd) egzamin na prawo jazdy. Kiedy to, podczas czekania na placu manewrowym na swoją kolej, rozpadało się dokumentnie, wszyscy się pochowali, tylko ja zostałam na placu pod jakimś daszkiem. Jakoś tak spokojnie było, deszcz się jeszcze nie skończył gdy wyszła tęcza, a ja już wiedziałam, że zdam. No i zdałam.
No i dzisiaj podobnie się poczułam: co się martwisz głupia, uda się.
W takim pozytywnym nastroju dotarłam do przedszkola. 10 minut przed zamknięciem. Pani sprzątająca już sprzątała, Po jako ostatnia czekała, tylko... tylko godzinę wcześniej dostała gorączki 38,3 st.C. A ja na rowerze! W trymiga w tył zwrot, żeby w 15-20 minut wrócić większym wehikułem.

*** Ciach ***

I kto uwierzy, że właśnie przyszedł klient do mieszkania? Przyszedł, poogldał. Jest zainteresowany kupnem za 270 tys. zł.

poniedziałek, 9 września 2013

Nie samą budową...

...człowiek żyje. Szczęśliwie na razie wystarcza czasu na inności.
Jak kto wie, czego szukać, to i Łu i mnie wypatrzy:
na zdjęciach Gazety Wrocławskiej.
;)

niedziela, 8 września 2013

'Inżynierowie z petrobudowy'...

...zazwyczaj przypomina mi się ta piosenka, gdy Łu bierze się za jakieś naprawy w domu. W zestawie z melodią z 'Sąsiadów'. Dzisiaj też, choć przyczynił się do tego... no, właściwie to nie wiem. Albo nasi budowlańcy, albo z działki obok. A było to tak...

Od jakiegoś czasu każde odwiedziny działki budzą naszą konsternację. A to brama otwarta, a to słup przy bramie złamany, a to jakieś inne znaki życia na budowie -- w skrócie ciągle nas ktoś nieproszony odwiedza. Czemu 'dużą' bramą zamiast małą bramką? Czemu ciągle coś pootwierane, zdewastowane? Wychodzi nam, że goszczą się u nas pracownicy z budowy obok korzystając z wodociągu. Mimo kilkukrotnych zamykań, drutowań bramy -- nie dotarło, że nie wolno. :S
Dzisiaj poszliśmy. Znowu widać, że 'duża' brama była otwierana. Widać również, że woda była puszczana. Patrzymy na wodomierz i... wskazanie dziwne, coś w rodzaju 999985,1234. Wodomierz podłączony odwrotnie. I teraz pytanie, czy to nasi majstrowie namajstrowali, czy ci drudzy. I najważniejsze dla nas: kto za to będzie odpowiadał. Bo ZGK może się przyczepić i czepiać będzie się nas. :S

Suma sumarum, wodomierz przełożyliśmy, zasuwę zakręciliśmy. Ciekawe, co teraz będzie się działo na działce i co nam którzy majstrowie namajstrują. Bo jak będą chcieli narozrabiać to narozrabiają i nic im nikt nie udowodni. A sądząc po tym, że swego czasu firma betoniarska szukała przeze mnie namiaru na właściciela działki, bo im wykonawca zalegał z płatnością, to nie wiadomo, czego można się spodziewać. A może raczej wiadomo, że można spodziewać się wszystkiego. Jedyna nadzieja w tym, że bank wreszcie się spręży i decyzja zostanie podjęta i nasi 'inżynierowie' będą mogli wejść na plac i przynajmniej pilnować własnego (i naszego) dobytku. Ech...

***
A z domowego życia:
- Mamo, ja nie jestem kobietą!
- ???
- Ja jestem księżniczką!

środa, 4 września 2013

Dwa do przodu...

...trzy do tyłu. A może powinnam napisać 'już był w ogródku, już witał się z gąską...'.
Kredyty załatwiane przez OF mamy z głowy. Bank Pocztowy zażyczył sobie (czemu już teraz?) zaświadczenia o kwocie zadłużenia. Koszt li i jedynie 150 zł. Patrząc na przewidywany czas rozpatrzenia wniosku 1,5 miesiąca (to już informacja bezpośrednio z BP) to szkoda sobie zawracać głowę i tracić czas i pieniądze.
Jednak i w 'moim' banku nie mogło być bez niespodzianek. Dzisiaj miało być wszstko domknięte, a tu mały zonk 'to jednak nie mają państwo gotówki na pokrycie pozostałych kosztów? będą ze sprzedaży mieszkania? to proszę...' i tu litania. Jakbym od początku ukrywała kiedy i skąd będziemy mieć środki. Czyli sprawa się przeciągnie o kolejnych kilka dni. A wykonawca by chciał już natychmiast wchodzić. Bo mu chyba jakaś robota odpadła. A my w Ciemnej Dolnej.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Open Finance: 'znajdziemy dla Ciebie kredyt jaki chcesz'...

...koń by się uśmiał.
Że z górki nie będzie, to wiedziałam, ale jednak spodziewałam się, że na tym ciągłym podejściu będą jakieś łagodniejsze kawałki. Jak na razie -- nie bardzo. Może należy się jednak cieszyć, że ogólny efekt jest dobry?
Pewnie tak. Bo przecież obecny etap jest wykonany naprawdę dobrze. Ile się jednak trzeba nagłówkować, żeby się nie zaczęło walić?
Z kolenych tematów do narzekania...
...od maja Łu biega do Open Finance dowiadując się o kredyty. W czerwcu podjęliśmy decyzję, że jednak będziemy się o takiż starać w tym roku. Do połowy lipca pozałatwialiśmy papierki, wycenę u rzeczoznawcy (800 zł), żeby przed końcem lipca wszystko było złożone. Doradca OF strasznie namawiał nas, na składanie do możliwie dużej ilości banków 'bo to większe możliwości wyboru, negocjacji'. Tylko, że ilość formalności w każdym z nich do przygotowania oferty była przytłaczająca. Każdy bank ma swoje formularzyki, swoje wymagania. Gość dostał od nas wszystkie dane, ale wypełniać musieliśmy wszystko sami: wypełnienie kosztorysów (na podstawie tabelki od rzeczoznawcy) to pół nocy siedzenia. Koniec końców złożone miało być do pięciu czy sześciu banków. Dwa dni temu jednak okazało się, że:
- w Banku Pocztowym to jednak wydanie decyzji potrwa jakieś dwa miesiące;
- DB - wymagają nagle pokrycia na całą budowę, więc nie możemy wnieść swojego wkładu po sprzedaży mieszkania, możemy za to podnieść kwotę kredytu;
- ING - nagle zmienił się papierek dotyczący wynagrodzenia -- trzeba złożyć nowy;
- PKO (już nie pamiętam, czy SA, czy BP) - jednak jest drogi i nie złożył, czy coś;
- BGŻ 'no przecież Państwo sami zrezygnowaliście' -- w sumie tak, bo JESZCZE COŚ trzeba było donieść i Łu machnął ręką;
- w którymś tam banku (już nie pamiętam którym) trzeba skany dziennika budowy, bo te, które dostarczyliśmy to się podobno nie nadają.
I tak oto, po trzech miesiącach działań OF stoimy w punkcie zero.

W zasadzie, po naszych doświadczeniach z bankami już do tego jesteśmy przyzwyczajeni. Jakoś dziwnie nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to takie działanie marketingowe przez podnoszenie poprzeczki ciut wyżej. Im dalej klient brnie w gierkę, tym trudniej się wycofać, bo przecież tyle się już wysiłku w to włożyło, a 'jabłuszko' jest prawie na wyciągnięcie ręki. W pewnym momencie pętelka jest już na szyi, a bank mówi 'mam cię, rybko'. Nie tym razem. Zastanawiam się tylko, czy złożyć jakąś skargę na/do OF. Ma ktoś jakieś pomysły/doświadczenia w tym zakresie?

Jakoś tak czując, że prosto nie będzie tydzień temu złożyłam też wniosek do swojego banku. Jeszcze nie wiem, jaki będzie efekt. Obserwując bilans 'szczęśliwych' i 'nieszczęśliwych' przypadków nie nastawiam się pozytywnie. Bo albo nie będzie wcale, albo będzie drogo. Głupio mi tylko umawiania się z wykonawcą. Co prawda wie jak sprawy się mają i od czego są uzależnione dalsze prace w tym roku, ale jednak... Dla mnie to jakieś zobowiązanie względem kogoś. No i oczywiście byłoby miło przyglądać się, jak się mury pną do góry. Tym słodko-gorzkim akcentem - wystarczy na dziś.

Ziemia, gleba, piach...

...jedna z rzeczy (a może to trzy rzeczy?), która zaprząta mi głowę od dwóch miesięcy. Ale po kolei...
Działka jest ze spadkiem, to raz; a dwa, że ma wysoki poziom wód gruntowych wiosną. Właściwie tylko wiosną jest problem, bo teraz, to drenaż stoi suchy. Ale ja nie o tym.
Działka ma 1043m2. Powierzchnia zabudowy, to ok. 150m2, czyli ok. 900 leży poza obrysem fundamentów.
W pierwotnych planach poziom zero miał minimalnie wystawać ponad powierzchną otaczającego terenu i określiliśmy go mniej więcej równo z najwyższym punktem działki. Rzeczywistość zrewidowała te plany. Fundamenty podnieśliśmy o jeden bloczek (bodajże 25 cm?) z decyzją podniesienia terenu. Na ten cel wydaliśmy już niebagatelną kwotę 2000 zł (20 ciężarówek osiemnastotonowych, więc bardzo okazyjnie) nie licząc pracy koparki. Grunt się trochę podniósł, jednak wychodzi mi jeszcze z 5--10 ciężarówek gruntu do nawiezienia, czyli kolejny 1000 zł i jakieś 800 zł na koparkę.
Dużym szokiem była dla nas ilość piachu potrzebna do wypełnienia fundamentu. W sumie 12 osiemnastotonowych ciężarówek, za blisko 5000 zł. A i to tylko dlatego, że połowa 'okazyjnie'. Choć takich okazji będziemy się już wystrzegać -- piach z gliną średnio nadający się do czegokolwiek. Podliczając wszystkie koszty związane z tematem, to jest szansa, że zmieścimy się w 10 tys. zł. Dla nas koszt nieplanowany -- przynajmniej na tym etapie. :(

Dla zainteresowanych:
Ostatecznie piasek braliśmy i będziemy już brać w SanBet'cie. Za blisko 490 zł brutto za 18 t. Drogo, ale na tańszych ofertach się przejechaliśmy. Super tania oferta w KruszOgrodzie (350 zł/18t) okazała się przywiezieniem byle czego: najpierw transportu piasku bodajże płukanego (który nie nadaje się na podsypki), następnie piachu z gliną. Inna 'super' oferta skończyła się zwodzeniem przez telefon. Szkoda czasu na użeranie. Tym bardziej, że nasi budowlańcy powiedzieli wprost, że oferta poniżej 450 zł/18 t nie może być uczciwa, bo lwia część to i tak koszty transportu.
Rozważaliśmy jeszcze przywiezienie piasku z Mietkowa, co polecali sąsiedzi ze wsi, ale tam koszt z transportem rósł powyżej 500 zł, a ostatecznie nie wiedzieliśmy też ile tego piachu będziemy potrzebowali.

Stan 0 - podsumowanie kosztów

Wreszcie się trochę zebrałam, żeby zrobić małe podsumowanie kosztowe stanu zero.
Wg kosztorysuSzara rzeczywistość
______
Całkowity koszt54 000 zł63 500 zł
______
co nie zostało zrobione a jest w kosztorysie (cięcie kosztów):
- fundamenty pod tarasy (kwota około)- 5 000 zł
______
co zostało zrobione ponad kosztorys:
- prace przygotowawcze (ogrodzenie, pompa do wyciągania wody z wykopu, jakieś duperele)1 650 zł
- podniesienie fundamentu o 1 bloczek (szacowane) 3 000 zł
- piasek, tony piachu potrzebne do wypełnienia fundamentu5 000 zł
- drenaż 3 000 zł
- ziemia do obsypania budynku - 20 ciężarówek 18 t 2 000 zł

Z jednej strony poniesione koszty pi razy oko zgadzają się z kosztorysem, z drugiej -- wydatki ponad kosztorys to około 20%. Teoretycznie tyle sugerują wszytkie 'muratory' itp. Tosz, kurde, nie mogą ich od razu podać w kosztorysie? Albo jakiegoś zestawienia, które trzeba uwzględnić przed rozpoczęciem budowy?
Bo teraz, jeśli wycena do banku idzie mniej więcej zgodna z takim kosztorysem, a dodatkowo należałoby przewidzieć 20%, to jest to ogromna kwota, z której nikt nie wyskoczy 'ot tak sobie'.
Łu mnie pociesza, że koszty prac ziemnych i fundamentów najtrudniej określić i tutaj rozbieżność od kosztorysu bywa największa. Oby. Patrząc na to, że u nas łatwo nie było dalej powinno być lepiej.

wtorek, 23 lipca 2013

Kolejny miesiąc...

...później.
Etap zero zakończony, wraz z drenażem, studnią zbiorczą, nawiezieniem ziem i... oczywiście nie mogło być wszystko git. Ziemia miała być rozplantowana. W zasadzie jest. Ale cudem byłoby, gdyby była do końca. I nie jest właśnie tam, gdzie mogłabym się ogrodowo wyżywać. Więc znowu czas leci.

* * *

A z życia rodzinnego...
- Pola, sprzątnij buciki do szafy.
- Nie!
- Sprzątnij, bo dopóki tego nie zrobisz, to nie włączę ci bajki.
- To schowam. Ale jednego.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Uff...

...miesiąc prawie minął od ostatniego wpisu. Tym razem jednak nie znaczy to, że nic się nie działo. Wręcz przeciwnie. Biegamy z piórkiem. ;) Opisać wszystkie perypetie trudno. Jak szło murowanie, smarowanie, zasypywanie piachu, bałagan na budowie (wkurzający), pomyłki i ratowanie, telefony, uzgodnienia.
Jak pisałam ostatnio mieliśmy skończyć do 15 czerwca. Oczywiście termin został przekroczony. Właściwie to chyba powinnam sypać iskry z oczu i strzelać piorunami, jednak cała sytuacja jakoś mnie nie zaskoczyła i (jak myślę) w miarę spokojnie to znoszę. Grunt, że stan zero można uznać za osiągnięty, choć jeszcze nie skończony. Tzn. płyta już jest, natomiast trzeba jeszcze ocieplić fundamenty i skończyć drenaż -- wtedy będzie wsio. Aaa, i jeszcze na teraz zaplanowane jest rozplantowanie ziemi. Nawieźli chyba z dwadzieścia ciężarówek. Jeśli to wystarczy, to będzie można już z tyłu ogród przygotowywać.

A co dalej?
Dzisiaj, korzystając z rozbitej głowy Polki i tego, że siedzę z nią w domu z tego powodu:
- ponownie wystawiłam ogłoszenia o sprzedaży mieszkania;
- dogadałam się z rzeczoznawcą o wycenę działki (powinien to zrobić do 5. lipca);
- 6. lipca załatwiamy formalności w OpenFinance co do kredytu, który -- mam nadzieję -- do września będziemy mieć przyznany, wtedy...
- we wrześniu start z murami;
- do końca listopada jest szansa na skończenie SSO (stan surowy otwarty);
- w zimie kupienie okien, żeby...
- wiosną je zamontować i zacząć...
- prowadzenie instalacji,
- tynkowanie,
- ocieplanie,
itd.

wtorek, 28 maja 2013

Cement uratowany

Jak w tytule. ;)
To tak a'propos poprzedniego posta.

Bezsenne noce inwestora

Właśnie piszę w środku nocy (mniej więcej 2:30). Za oknem pada deszcz. Właściwie leje. Nic tylko spać. Tylko, kurde, wczoraj przywieźli na budowę cement. A ja nie wiem, czy jest przykryty. Wczoraj byłam, widziałam z daleka, nawet pomyślałam, że trzeba go jakoś zabezpieczyć na noc. Ale nie sprawdziłam, czy jest zabezpieczony, nie spytałam o to. I teraz, kurde, nie mogę spać. Jakby mogło to coś zmienić. Oczywiście wieczorem nic nie sugerowało, że będzie lać.
Kurde, kurde, za mało kurde! (To jakiś cytat, tylko nie pamiętam skąd.)

sobota, 25 maja 2013

Pierwsze cięcia

Pouzupełniałam dziś arkusz z planem budowy i jej kosztami. Spróbowałam zrobić porównanie kosztorysu architekta z tym, co zrobiliśmy do tej pory. Teoretycznie w kosztorysie prace są rozłożone na poszczególne etapy, etapy na jeszcze mniejsze jednostki, a każda z nich rozpisana materiałowo, czasowo, osobowo itp. Teoretycznie więc, mogłam zrobić porównanie między pracami wycenionymi w kosztorysie i tym, co zostało wydane i zrobione w rzeczywistości.Wyszło mniej więcej po 21 tys. zł. Dużo to czy mało? Praktycznie połowa kwoty tego, co planowaliśmy wydać, a tu dopiero ławy fundamentowe wylane. No i wynagrodzenie wykonawców i kierownika budowy w lwiej części będzie płacone na końcu etapu. Coś nam jednak nie wychodzi, że się zmieścimy w planie.
Z innej beczki... w ostatnim Muratorze jest kilka ciekawych artykułów. Jeden z nich dotyczy tarasów, ich wykonania, cen.  Przedstawione są piękne tarasy drewniane, ziemne, z kompozytów.
Na podstawie tych dwóch 'bodźców' praktycznie podjęliśmy już decyzję, że rezygnujemy z budowy fundamentów pod taras. Być może jeszcze spory wpływ na to miało, że wykonawca z kierownikiem ustalili wykonanie ich w drugiej kolejności -- ze względu na inny poziom posadowienia, konieczność zdylatowania i licho wie czego -- czyli do tej pory, oprócz zdjęcia humusu, nie było żadnych nakładów na taras. I git. Tylko, czy to nie jest jakaś duża zmiana w projekcie? I np. do czasu wybudowania tarasu nie otrzymamy pozwolenia na użytkowanie? Jeszcze nie wiem. Do obgadania z kierownikiem budowy jak to przeprowadzić i jakie konsekwencje mogą być z tego powodu.

A co do tarasu, to nie mogę się zdecydować, który byłby lepszy. Bardzo podobają mi się drewniane, ale takie na gruncie też bardzo fajnie łączą się z ogrodem.

Kolejny temat, który ostatnio przewijał mi się po głowie (trochę pod wpływem działań ogródkowych Skorki) jest taki, jak połączyć ogród użytkowy z ozdobnym. Z jednej strony działka jest spora, ale nie bardzo jest tam jak wydzielić i oddzielić jakąś przegrodą ogród warzywny. A grządki jako takie są średnio urodziwe. Spora część roślin do zjedzenia sama w sobie jest ładna, choćby owocowe drzewka, zioła. Truskawki przecież chyba też nie muszą rosnąć w rządkach! I o tym też pojawił się artykuł w Muratorze. Ze zdjęciami. Obok krzewów typu cis rosną sobie buraczki ćwikłowe (śliczne to w końcu połączenie czerwono przebarwionych łodyg z zielonymi liśćmi). Rabatka wykończona sałatą; ogórki obrastające bramkę. Jak dla mnie -- cudo. Poszukam  w necie, ale teraz nie mam czasu.

czwartek, 23 maja 2013

Trochę zdjęć...

...z budowy.
Dzień przed wejściem ekipy (7. kwietnia):


28. kwietnia -- stan działki:



30. kwietnia -- poszukiwania drenażu:

2. maja -- zdjęcie humusu:


4. maja -- no to basen już mamy:

14. maja -- prace ruszają:

17. maja --  przed i po laniu chudziaka:


22. maja --zbrojenia ław fundamentowych prawie gotowe:



Dzisiaj, 23. maja, będą je zalewać.
W poniedziałek (jeśli zdążymy kupić materiały) zaczyna się stawianie murków fundamentowych. Z rozmów z kierownikiem i wykonawcą wynikało, że do 15 czerwca stan zero będzie skończony. Byłoby git.

Etykiety

życie rodzinne (124) ogród (121) budowa (102) przetwory (31) marudzenie (28) plany (28) jojczenie (27) dywagacje (21) sso (20) filozofowanie (17) rośliny (17) dach (16) obserwacje (15) przyroda (15) zwierzęta (15) działka (14) mieszkanie (14) przyłącza (14) wnętrza (14) aranżacje (13) finanse (13) ogólne (13) życie na wsi (13) problemy (11) stan 0 (11) woda (11) covid19 (10) droga (10) nalewki (10) przepisy (9) sąsiedzi (9) kalkulacje (8) marzenia (8) okna (8) ptaki (8) wspomnienia (8) z netu (8) święta (8) ciocia dobra rada (7) prąd (7) bździuny (6) ogrzewanie (6) sądziad (6) absurdy (5) instalacje (5) kot (5) książki (5) radości (5) wiosna (5) zasłony (5) zdjęcia (5) zima (5) co ja robię tu? (4) elewacja (4) historycznie (4) kanalizacja (4) nie wiem co powiedzieć (4) politycznie tfu (4) sprawy wsi (4) wygrzebane z lamusa (4) łazienki (4) drzwi (3) fontanna (3) gaz (3) genealogia (3) inspiracje (3) kuchnia (3) odkrycia (3) pory roku (3) schody (3) wino (3) wyczytane (3) cuda natury (2) dokumenty (2) dom (2) energooszczędność (2) kompost (2) ku pamięci (2) ogrodzenie (2) pet challenge (2) piękne słowa (2) podłoga (2) przeprowadzka (2) ssz (2) wymiękam (2) zioła (2) a (1) bruki (1) dialogi (1) domek na drzewie (1) działania (1) kosopleciny (1) krupnik (1) muzyka (1) okolica (1) pogoda (1) poidełko (1) pytania bez odpowiedzi (1) reklama (1) strachy na lachy (1) szkoła (1) słowiańszczyzna (1) taras (1) tydzień Ziemi (1) wynajem (1) wypieki (1) z dialogów (1) zbiory (1) śmieci (1)