środa, 30 kwietnia 2014

Budowlany boom...

...nas dopadł. I to wcale nie jest dla nas optymistyczne.
Już pisałam, że do ogrodników nie można się dopchać. Mimo wszystko próbujemy. Bardziej jednak przykre jest to, że i innych wykonawców chyba zaczyna brakować. Mieliśmy już wybranego i dogadanego wykonawcę sufitów i regipsów. Przestał się odzywać. Przyciśnięty przyznał się, że ma inne zlecenie. A inni już odmówieni. Potrzebujemy dograć kogoś przed 19. maja.
Myślałam, że na wykonanie posadzek też się zgłosi trochę wykonawców. A tu cisza.
Faktem jest, że w okolicy, wystrzeliło chyba naście, jeśli nie dziesiąt budów.
Przykre to, bo wygląda na to, że skończyło się nasze robienie wg kosztorysu, który mieliśmy określony na początku. Wyraźnie widać, że ceny zaczynają iść w górę. Z jednej strony można się cieszyć, że tyle zdążyliśmy zrobić przed, z drugiej... plany zaczynają się walić. Choć to może tylko chwilowe wrażenie? I dzisiaj lub jutro wszystko znowu poukłada się jak trzeba?

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Sprawa goni sprawę...

...(do załatwienia)
Jako że znowu siedzę w domu, to wymyślam, co jeszcze zrobić, żeby się z budową obrobić. Tzn., żeby było zrobione więcej, niż mniej, bo jak będzie zrobione za mało, to potem podejmowanie decyzji na hurra i szukanie rozwiązania 'na wczoraj' to kiepsko wychodzi. Jakoś tak nam się na razie w miarę układa ta nasza układanka. Łu załatwi jedno, ja drugie, co pierwsze nie może, to drugie trochę popchnie, i tak się to jakoś toczy. Dzisiaj już myślałam, że mniej więcej wszystko na swoim miejscu, ale gdy tak zaczęliśmy weryfikować kiedy co, to wychodzi, że jednak nie.
1. Teraz robią ogrzewanie podłogowe, a 19. mają wchodzić z piankowaniem poddasza. Wcześniej trzeba ogarnąć jastrychy i gościa od sufitów, żeby przygotował stelaże przed pianką. No, ale tematu jastrychów nie mieliśmy ruszonych wcale. To szybciutko na oferteo się ogłosiłam. Zobaczymy efekt.
2. Kerbud zakwestionował grubość piachu w tynkach wewnętrznych. Powiedział, że trzeba je jeszcze przetrzeć i ściągnąć grubsze ziarna. No, i tej roboty to nie mieliśmy uwzględnionej w harmonogramie. I gdzie by ją upchnąć? Chyba dopiero po wysezonowaniu podłogi.
3. Ponieważ podłogę robią wszędzie, to będzie problem co zrobić z gratami, które jednak zdążyły się zgromadzić w środku. Wystawić pod chmurkę? Pytanie, jak długo jeszcze wykonawca będzie trzymał budę. Miał ją zabierać lada dzień. Może jeszcze te parę tygodni przetrzyma?

Sister of mercy

Pisałam, że Po ma wiatrówkę?
No to wieczorem zaczęło się obsychanie tych pęcherzyków czy coś innego, co powoduje ogromny świąd. Żadnego spania nie ma. Pisania w zasadzie też. Choć staram się. Chyba sobie kawę walnę.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Ogródek...

...czas zacząć.
W poprzednim poście pokazałam plan działki. W tym planie jest zaznaczona skarpa, która oddziela coś, co ma być w miarę poziome (przy budynku) od fragmentu trzymającego poziom działek sąsiadów, a opadające w kierunku zachodnim i odzwierciedlające poziom działki sprzed nawiezienia kilkuset ton ziemi. Niestety, kopary grasujące po działce za nic miały moje dyspozycje, że tam ma pozostać pas obniżony. Nawalili tam ziemi. Skarpy nie było. Trochę się zawzięłam (ku politowaniu wszystkich w koło) i 'temi ręcami' zaczęłam kształtować teren pasa przy płocie. Sznurkami wyznaczyłam dolny i górny poziom skarpy i zamieniłam się w buldożer. Efekt dwudniowej pracy wygląda tak:
Czyli nic nie widać. :(
A może jednak trochę widać, bo Łukaszowi chyba jednak trochę efekt się spodobał. ;) Przynajmniej ładnie zarysowały się kształty działki; miejsca, gdzie dobrze byłoby posadzić wyższą i niższą roślinność. Osobiście, to coraz bardziej wierzę w to, że zarówno plan jak i założenie ogródka jest w naszej mocy. Roboty jest ogrom. Na początek właśnie chciałabym ogarnąć ten pas pod płotem. Na skarpie umocnionej głazami, które urodziła nasza działka (kilku ja nie byłabym w stanie ruszyć) planuję posadzić poziomki. Akurat będą wystawione na słońce. Przynajmniej do czasu, gdy tuje za płotem ich nie zasłonią. Wrr...
Obniżony pas prawdopodobnie wykorzystamy na ogródek. Na górnym poziomie, przy skarpie, planuję posadzić wyższe drzewa, które piętrowo będą schodzić w kierunku domu. Za parę lat dałoby to odgrodzenie widoku w tę stronę.
Kilka wolnych dni przed nami, zobaczymy co z tego wyniknie. Jutro postaram się pożyczyć glebogryzarkę.
I jeszcze jeden miły aspekt całej sprawy. Kilka godzin spędziliśmy na dworze. Zresztą jak chyba wszyscy sąsiedzi w koło. W mieszkaniu to się jakoś nie udaje.

Ogród...

...a właściwie coś, czego nie ma. Niestety.
Miałam wczoraj zdjęcia zrobić, ale nie zrobiłam. Również niestety.
Mimo że wydaliśmy już ładnych parę tysięcy, to w zasadzie nic nie mamy. Pieniądze poszły na około 30 wywrotek ziemi (nie pamiętam już ile), piach, pracę koparek. Poziom gruntu został podniesiony w niektórych miejscach o kilkadziesiąt centymetrów. Nie zmienia to faktu, że nadal są na działce góry i doliny, których nie da się zagospodarować. Ostatnio działka wyglądała mniej więcej tak:
W kącie rośnie to, co już zakupiłam lub dostałam, czyli jakieś tulipany, pomidorki, bazylia, maliny i inne tałatajstwo. Zdjęcia nie zrobiłam, ale może i nie ma co patrzeć na ten obraz nędzy i rozpaczy.

Przekopałam wszystkiego jakieś 10 może 15 metrów kwadratowych. Z około ośmiuset, które trzeba by zagospodarować. Ale oprócz kopania trzeba jeszcze skończyć plantowanie, uformować skarpę, grabić, grabić, grabić, walcować i grabić.
Jak pisałam wcześniej, coś z rolnikiem nie wychodzi. Może jeszcze Łu do niego zadzwoni? Prosiłam o ofertę na przygotowanie działki lokalnego wykonawcę ogrodów. Ale wykonawcy i projektanci chyba zawaleni są robotą, bo tygodniami trzeba czekać (sprawdzone na trzech przypadkach). Z tego wszystkiego, to chętnie sama bym się za wszystko zabrała, tylko kiedy, gdy ciągle jakaś kula u nogi jęczy, że chce do domu; albo włazi w rozlany beton; albo rozsypuje to co powinno być na kupce. Jęczące kule próbowałam do czegoś zaprząc, ale wtedy jęczenie przybiera na sile a we mnie budzą się mordercze instynkty. Nerwowa jakaś jestem, czy co?
Wczoraj przymierzyliśmy się do grilla, co do którego wykonawca się przymawiał od dłuższego czasu. Zakupiłam co trzeba, ale przygotowywać nie lubię. A wciągnęło mnie kształtowanie skarpy do tego stopnia, że chyba przez cztery godziny przewalałam ziemię wzdłuż wyznaczonych sznurków (zdjęcia nie zrobiłam). Postęp mizerny. Ale widać zarys skarpki. W każdym razie ja robiłam robotę głupiego, znaczy się łopatą, Łu szykował grilla. Słusznie wychodząc z założenia, że nie ma sensu robić bezsensownych prac. Tylko kiedy wreszcie załatwimy kogoś z maszyną, kto by nam to zorał i zabronował?
W tej chwili plan, a właściwie podstawa pod plan wygląda tak:
i to tego planu ma się dopasować ewentualny wykonawca projektu ogrodu. Może zrobić to samemu? Odechciewa mi się współpracy z kimkolwiek. Wrr...

piątek, 25 kwietnia 2014

Propozycje drzwi...

...mamy takie:
1. To co odpadło po wyłamaniu nam szczęk (czyli za 8,9 tys. zł) to Solano Modern firmy Krispol.
2. Za ok. 5,5-6 tys. zł modele Hińcza lub Powała serii rycerskiej firmy Cal.

Jak dla mnie trochę przekombinowane. Bardziej podobają mi się modele Czantoria: Nosal lub Soszów serii nowoczesnej.

3. Za ok. 5 tys. zł model Fav29 firmy STOLPAW, który, ze względu na ten inox, nie bardzo mi się podoba.

4. W granicach 3 tys. zł stalowe drzwi firmy WIKĘD, wzór 12.
No cóż. Stalowe. Te wyżej są drewniane, dębowe. I takie bym wolała.
Decyzja przed nami.


Problem drzwiowy, drogowy i masa innych

Napisałam do pana z firmy od drzwi (i okien) z prośbą o znalezienie czegoś do 4 tys. zł, tak, żeby drzwi zewnętrzne (w tym garażowe) i brama zmieściły się w 10 tys. zł. Wyszło, że wtedy wystarczy nam tylko na drzwi stalowe. Musimy to obgadać z Łu, który obecnie wędruje po świecie.

Jeśli chodzi o problem drogowy, to skłonił mnie on do napisania przez skrzynkę kontaktową listu do starosty powiatu o takiej treści:
Dzień dobry Panu,
chciałabym zapytać o terminy i możliwość budowy przynajmniej chodnika wzdłuż ulicy Chłopskiej w Smolcu. Wiem, że toczą się jakieś rozmowy w tym zakresie, natomiast ich realizacja jest wielką niewiadomą. Codziennie sama korzystam z tej drogi, jak pewnie około tysiąca osób, które mieszkają wzdłuż niej. Wielokrotnie o mało nie zostałam rozjechana. Wczoraj byłam świadkiem, gdy bus zepchnął z drogi około dwunastoletniego chłopca jadącego prawidłowo na rowerze. Dziecko przewróciło się. Na szczęście nie pod samochód. Próbowałam sprawę zgłosić na policję, jednak nie chcieli ode mnie przyjąć zgłoszenia, a chłopiec być może nawet nie przyzna się rodzicom co się stało. Czy naprawdę musi dojść do tragedii, żeby ktoś coś zrobił w tym temacie?
Pozdrawiam,
JDM

Przykre, że sytuacja z tym dzieciakiem na rowerze (wyglądała naprawdę nieciekawie), to nie pierwsza, jaką widziałam. Mam nadzieję, że cało przeżyje do zbudowania chodnika.

Kolejny problem to choroba Po. Tym razem ma wiatrówkę. Choroba sama w sobie może przebiegać łagodnie, i na razie tak to wygląda. Niemniej siedzimy w domu.

No i nieustający (od trzech miesięcy) problem z wykonawcą i dachem. Znowu zadzwonił (wykonawca, a nie dach), żeby mu zapłacić 'bo bieda'. Przykre. Ale ja też chciałabym mieć skończony dach. :( Może jakoś bardzo trudna sytuacja to nie jest - w porównaniu do tego, co można przeczytać na blogu podanym kilka postów wcześniej, ale... bardzo mnie denerwuje, że prace są pozaczynane i niepokończone. Wszystko jest rozwalone. Wejście z kolejną pracą na syf wiąże się ze stratami, problemami itd. Patrzeć już nie mogę na te ciągłe tyły.

A z przyjemniejszych rzeczy, to dokupiłam dzisiaj trzy krzaczki borówki amerykańskiej, bo koleżanka powiedziała, że pojedynczy nie będzie owocował, bo nie będzie miał go kto zapylić. To już mogą się w cztery zapylać. Zobaczymy co z tego będzie. Z rozpędu skopałam też jakieś 10 m2. W tym tempie, to może do końca lata wyrobiłabym się ze skopaniem działki. Ale czy w sumie gdzieś mi się spieszy? Szczególnie, że (kolejny problem) projektanci i rolnik, który miał przeorać działkę nie mają dla nas czasu. No i pytanie, czy na działkę mamy finanse. Bo wychodzi, że zaczynamy skrobać po dnie. Byle do wprowadzenia się.

czwartek, 24 kwietnia 2014

Spadek na ziemię

Zadzwoniłam dzisiaj do wykonawcy okien z zapytaniem o ofertę na drzwi. Takie jak w poprzednim poście. Cena zwaliła mnie z nóg. Blisko 9000 zł za same drzwi. W ofercie innej firmy ok. 1 tys. zł mniej. Dziwne to, skoro brama z napędem kosztuje ok. 5000 zł. Ech...

środa, 23 kwietnia 2014

Święta, drzwi...

...i po świętach.
Wyjątkowo intensywnie nam minęły, ze względu na przyjazd rodziny z dalekich krajów. Było miło i rodzinnie. Było wspólne wyjście do knajpy na polskie wino. I wycieczka do Złotego Stoku i Javornika. I obiadowanie. I upiekłam pierwsze vege ciasto. I nie miałam zupełnie czasu na szykowanie chałupy i żarcia, co w sumie może i na dobre wyszło, bo nic się nie zmarnowało. I Miłoszowi udał się pierwszy lany poniedziałek z kolegami na osiedlu, bo pogoda była piękna i ciepła. Podobno pierwszy raz od 14 lat był ładny poniedziałek wielkanocny. Również w lany poniedziałek posadziłam też pierwsze pomidory. Bo miały już chyba pół metra i nie mieściły się w maleńkich doniczeńczeńciuńciach. Obserwuję pilnie prognozy pogody, ale przez najbliższe dwa tygodnie przymrozków nie przewidują. Może pomidorki się uchowają. Rosną już ładnie, tylko tyczki muszę jakieś skombinować.
Za to niedługo długi weekend i mam ambitny plan trzy dni spędzić na działce grzebiąc w ziemi. Chyba będę chrzaniła wszystkich oraczy i sama się wezmę za splantowanie, bo w życiu się nie doczekam. Rolnik przepadł. Lokalna firma ogrodnicza, z którą rozmawiałam, ma się zastanowić przez weekend i później dać znać co i jak. Nie wiem, czy tyle wytrzymam. Chyba sobie sama zrobię projekt wszystkiego jak tak dalej pójdzie. Bo mimo ciągłego braku czasu na wszystko, to ostatecznie po kawałku coś może sklecę?
Ze spraw budowlanych, to dzisiaj siedziałam i szybko szukałam bramy garażowej i drzwi.
Drzwi ostatecznie chyba będą takie:
Firmy i koloru tego samego co okna, czyli Krispol.
Podobnie brama garażowa:
Łu zastanawiał się nad białą, ale na elewacji trudno dobrać biały do białego. A elewacja nie będzie czysto biała, tylko taka szarawa. Więc biała brama by mogła dziwnie wyglądać. Myśleliśmy jeszcze o szarej, jak w projekcie, ale to kolejny kolor na elewacji. W związku z tym cała stolarka byłaby jednolicie w kolorze winchester. Cokolwiek miałoby to znaczyć. Tzn. co to znaczy, to już mniej więcej wiemy, bo mamy na oknach.
Może trochę bełkoczę, ale po prostu padam. A jedno oko mi się zakleiło i nie chce otworzyć.
Aha, i znalazłam jeszcze jeden blog dotyczący projektu Berlin. A może to luźna interpretacja tego projektu? Parząc 'z wierzchu' w życiu bym się nie domyśliła. ;)

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Ku pamięci...

Linki znalezione na blogu domku z płaskim dachem, który przestał być płaski.
Sklep z płytkami paradyż doblo (w wersji grys planujemy na podłodze) i innymi. Najniższa z cen znalezionych dotychczas. Do obejrzenia jeszcze paradyża MyWay.
Drzwi. Podobno nie takie drogie:
- ŻeMP,
- Daco, z których model 313 byłby taki akurat.
- Doorsy z której, po pierwszym rzucie oka, DS34 i DS44 mogą być ciekawe,
- Impro.
Sklep i producent pieców kominkowych.
Podobno dobry sklep ze sprzętem AGD.

I link do stronki bloga z całą masą być może ciekawych linków.


czwartek, 17 kwietnia 2014

"Wyjechali na wakacje...

...wszyscy nasi podopieczni." Znaczy się pozbyliśmy się dzieci na dwa dni i mamy wolną chatę. Jaka cisza i spokój z rana. :)
Za to Po uraczyła nas przy szykowaniu się:
'Szczoteczkę mam. Pastę mam. Zęby mam. Mogę jechać!'

wtorek, 15 kwietnia 2014

Cokół i deszcz...

...ze śniegiem. Temperatura 2st.C. Odczuwalna -1st.C. Nosz, k... wiosna! Ale na święta ma być lepiej.
Ja znowu siedzę w domu 'z okiem'. Drugi raz w ciągu dwóch tygodni jakieś zapalenie spojówek mi się plącze. Wyszło mniej więcej tak, że ze spojówek, przegonione antybiotykiem, poszło sobie w zatoki. Z zatok, przegonione przez laryngologa, poszło do gardła i przez kilka dni miałam gardło, jakbym przechodziła anginę. Ale tylko gardło. Żadnej gorączki czy innych objawów. Już wszystko właściwie przeszło, a w niedzielę znowu obudziłam się zaropiała i z czerwonymi gałami. Z patrzeniem różnie.
Tradycyjnie: trzeba ten czas jakoś logicznie wykorzystać i szukam właśnie czegoś na temat cokołów. Zastanawiamy się nad płytkami klinkierowymi i tynkiem mozaikowym. Klinkier pewnie bardziej trwały. Szukam czegoś nt. kosztów wykonania jednego i drugiego sposobu wykończenia. W necie dość dużo ogólników w temacie. Ku pamięci artykuł z Ładnego Domu.
Wbrew pozorom nie jest to takie proste. Jedno, że ważna jest wytrzymałość. Całość chałupki, łącznie z fundamentem, mamy w kożuszku styropianowym o równej grubości. Styropian może się wgniatać. Nie mamy też żadnego podcięcia, elewacja jest zlicowana z fundamentem. Przez to danie grubszej warstwy w dolnej części może nie tylko brzydko wyglądać, ale i powodować jakieś podciekanie pod tą warstwę. A nie chcielibyśmy dawać tu obróbki blacharskiej, bo to już byłaby przesada, jeśli chodzi o koszty. Płytki klinkierowe i klej dadzą jakieś 2-3 cm. Tynk powyżej będzie miał ok. 2-3 mm. Czy trzeba to jakoś zabezpieczyć? I jak? Szukam, i nikt nad takim szczegółem się nie pochyla.
Druga sprawa, to styk cokołu z ziemią i - u nas - folią kubełkową. Tu też powinno to być jakoś ładnie zakończone. Wykonawca mówił coś o obróbce, żeby folia nie latała sobie luzem. Słusznie. Choć jednocześnie folia powinna dawać możliwość odparowania tego, co pod nią. W tym miejscu płytki byłyby chyba lepsze.
W necie znalazłam coś na temat różnicy cen tynk mozaikowy v. płytki ma się jak 1 do 3. I to już jakiś konkret.
No i trzecia sprawa: wysokość cokołu. Obecnie mamy na tapecie wysokość do poziomu zero. Tak chyba też jest w projekcie. Ale wysokością cokołu można też popracować nad proporcjami budynku, a te mamy ciut zmienione. Przydałoby się pewnie zrobić zdjęcie od frontu, ale ponieważ teraz zasłaniają go góry piachu, bloczków, betoniara i ogrodzenie, to se ne da.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Na budowie i w domu

Na budowie głowę zaprząta nam głównie problem z wykonawcą. Chyba od dwóch tygodni go nie widziałam. Jest dwóch pracowników, którzy coś tam robią, ale zatrudnieni byli jako pomocnik murarza. A murarza brak. Coś tam jednak powoli idzie do przodu. Do wtorku powinni skończyć tynki. Czyli 'świętościami' głównego wykonawcy można sobie tyłek podetrzeć.

* * *

Sama działka jest w stanie fatalnym. Umówiłam się z jednym rolnikiem. Przyszedł, pooglądał. Głównie co słyszałam, to 'ojej, to się nie da', 'nic z tego nie będzie'. Nie wiem o co mu chodzi. Liczył na to, że trawnik do przeorania dostanie? Suma sumarum nie dowiedziałam się czy to zrobi, czy zadzwoni, czy do niego zadzwonić, ile to by kosztowało. Miałam wrażenie, że mentalność wiejska (jak ta na poczcie) zabiła możliwość rozmowy rolnika z paniusią, co to chce mieć trawnik i żałuję, że to nie Łu pojechał rozmawiać. Z całego burczenia wywnioskowałam, że pan być może przyjedzie i zrobi w tym tygodniu (jutro?), ale pewności co do tego żadnej.

* * *

Wygląda na to, że wypięła się na nas dziewczyna od projektu ogrodu. Dziwne to dla mnie trochę. Miała się odezwać dwa tygodnie temu. W sobotę zadzwoniłam. Nie odebrała. Przysłała smsa, że ma zapalenie krtani i że się odezwie w przyszłym tygodniu (czyli w tym co minął). Zero odzewu. Umawiam się z kolejnym gościem.

* * *

Anegdotka z Po:
Po wychodzi z przedszkola.
- Po, pożegnaj się.
- Do widzenia... BABO.
- ?!?!?
- Po, dlaczego tak nieładnie mówisz? Może jakieś magiczne słowo?
- Do widzenia!

* * *

Anegdotka z Mi:
[M]ichał, w wieku [Mi], z którym uwielbiają robić doświadczenia i prześcigają się w wymianie nowinek (typ intelektualisty w okularach).
[K]ajetan - gimnazjalista (typ sportowy).
[M] nie pamiętam już w jakim kontekście, powiedział coś o absorpcji.
[K] Absorpcja? Co to znaczy?
[M] No wiesz, wchłanianie.
[Mi] Jak protisty!


środa, 9 kwietnia 2014

Poczta

Mieszkamy na wsi. Wiąże się to pewnie z wiejskimi klimatami i wiejską mentalnością tu i ówdzie, co zazwyczaj sobie chwalę i przedstawiam jako plus życia na wsi. Ale dzisiejsza wizyta na poczcie trochę mnie osłabiła.
Przede mną dziewczyna odbierała jakąś przesyłkę w kopercie bąbelkowej. Przesyłka została uszkodzona i zaklejona na poczcie (akurat nie naszej), co pani w okienku oznajmiła dziewczynie z komunikatem, że dziewczyna może otworzyć i sprawdzić przy niej, czy wszystko jest. Dziewczyna stwierdziła, że miała tam być tylko jedna rzecz, więc jeśli czuć cokolwiek, to nie będzie zaglądać. Głucha na te uwagi pani w okienku powiedziała, że może jej otworzyć przesyłkę. Dziewczyna stwierdziła, że dziękuje, ale nie trzeba. Z niedowierzaniem patrzyłam, jak mimo wszystko pani z okienka otwiera nożyczkami przesyłkę i - a jakże - zapuszcza żurawia do środka. Dziewczyna nic. Zabrała przesyłkę i poszła.
Potem ja odbieram przesyłkę do Łu. Poleconą, za zwrotnym potwierdzeniem. Nikt mnie nie sprawdził, tylko ta sama pani z okienka podsuwa mi papierki do podpisania. Ponieważ przesyłki jeszcze nie widzę, czekam. Czekam. Pani się ocknęła i pyta się, czy 'żona', bo 'jeśli tak, to proszę dopisać'. Bo ona już wie, że to deklaracja śmieciowa. Zażartowałam, że skoro deklaracja śmieciowa do męża, to i do mnie. Ależ nie, bo do głównego najemcy lub właściciela. Tonem, że też ja, głupia baba, się nie orientuję, że wystarczy do tego głównego. A ja naiwnie myślałam, że w małżeństwie równouprawnienie mamy. Jak widać, nie wszędzie.

I nie problem w tym, że na koperta była zaadresowana do Łu, bo pewnie tak było dlatego, że Łu załatwiał sprawy podatkowe w gminie. Ale dlatego, że dla niektórych ciągle oczywiste jest kto w małżeństwie jest główniejszy.

A tak w ogóle to chyba jakieś skrzywienie mam na tym punkcie. Jeszcze jeden przykład:
W 'moim' banku mieliśmy kredyt hipoteczny. Jakoś tak się złożyło, że powiązane z tym kredytem było moje konto. I pewnie przez to (a może z racji starszeństwa ;) ) na wszystkich umowach i innych dokumentach byłam oznaczona jako kredytobiorca 1. Chyba jedyne znaczenie, jakie to miało, to kolejność podpisów w rubryczkach. Ostatnio zamieniliśmy jeden kredyt na drugi. Ze względu na konto i załatwianie wszystkich formalności również występowałam pod liczbą porządkową 1. Nie wiem czy przez przypadek (być może) po uwspólnieniu konta, na którymś kolejnym dokumencie kolejność zamieniła się.
No, na teorię spiskową się to nadaje. ;)

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Marazm...

...na budowie. Tradycyjnie wszystko rozgrzebane. Główny budowlaniec (GB) chyba drugą budowę rozkręca i przestaje sobie radzić zupełnie. Dzisiaj nie dotarł wcale. Nie dowiózł też jednego pracownika. Został jeden, który zakręcił betoniarę zaprawy i... został z nią i robotą sam. Samemu na budowie robić się za bardzo nie da, więc dzień trzeba uznać za zmarnowany. GB jednak obiecał, że do soboty skończy tynki i dach, i że w sobotę wreszcie będę mogła zrobić tego obiecanego grilla. No nie wiem. Mam co do tego poważne wątpliwości. Niby dużo nie zostało: ściana z oknami, korytarz i dwie ściany w łazience na górze - do nałożenia druga warstwa, oraz łazienka na dole.
W przyszłym tygodniu ma wchodzić ekipa od ogrzewania podłogowego. Jak to GB określił 'to świętość'. Zobaczymy, ile dla niego warte są świętości.

Na dworze cieplutko a po wejściu do chałupki przyjemnie chłodno. Fajnie byłoby, gdyby w przyszłości też tak było; żeby izolacja chałupy tak działała. Na razie to chłodek dają schnące tynki. Akurat dobry moment, żeby je robić. Kurcze, właśnie sobie pomyślałam, że tynki na zewnątrz, jeśli będą robione np. w czerwcu, to to pewnie nie będzie dobry moment. Hmm... Coś trzeba będzie obmyślić. Na razie plan na najbliższy czas jest taki:
- dach - skończenie (parapet na oknie lukarny, obróbka daszku pod lukarną, obróbki na ściance domu nad garażem, nałożenie struktury na tą ściankę, domalowanie niektórych krokwi, obróbki okien dachowych, poprawienie koszy, - GB. Wrrr...
- tynki - skończenie - GB - do końca tygodnia. Wrr...
- elewacja - GB - obrobienie dużych okien na dole;
- ogrzewanie podłogowe góra;
- ogrzewanie podłogowe dół;
- budowa wejść do chałupy: tarasiku wejściowego i schodków z wyjścia z garażu - GB;
- wprawienie drzwi i bramy garażowej;
- dokończenie elewacji - nałożenie struktury i zrobienie cokołu;

Coś miałam jeszcze napisać, ale standardowo mi nie dali i zapomniałam.

piątek, 4 kwietnia 2014

No to...

...szambo już jest. Czyli instalacja kanalizacyjna (chyba) w komplecie. Operacja trwała dwa dni. Ale szczegółów chyba nie ma co pisać.

Etykiety

życie rodzinne (124) ogród (121) budowa (102) przetwory (31) marudzenie (28) plany (28) jojczenie (27) dywagacje (21) sso (20) filozofowanie (17) rośliny (17) dach (16) obserwacje (15) przyroda (15) zwierzęta (15) działka (14) mieszkanie (14) przyłącza (14) wnętrza (14) aranżacje (13) finanse (13) ogólne (13) życie na wsi (13) problemy (11) stan 0 (11) woda (11) covid19 (10) droga (10) nalewki (10) przepisy (9) sąsiedzi (9) kalkulacje (8) marzenia (8) okna (8) ptaki (8) wspomnienia (8) z netu (8) święta (8) ciocia dobra rada (7) prąd (7) bździuny (6) ogrzewanie (6) sądziad (6) absurdy (5) instalacje (5) kot (5) książki (5) radości (5) wiosna (5) zasłony (5) zdjęcia (5) zima (5) co ja robię tu? (4) elewacja (4) historycznie (4) kanalizacja (4) nie wiem co powiedzieć (4) politycznie tfu (4) sprawy wsi (4) wygrzebane z lamusa (4) łazienki (4) drzwi (3) fontanna (3) gaz (3) genealogia (3) inspiracje (3) kuchnia (3) odkrycia (3) pory roku (3) schody (3) wino (3) wyczytane (3) cuda natury (2) dokumenty (2) dom (2) energooszczędność (2) kompost (2) ku pamięci (2) ogrodzenie (2) pet challenge (2) piękne słowa (2) podłoga (2) przeprowadzka (2) ssz (2) wymiękam (2) zioła (2) a (1) bruki (1) dialogi (1) domek na drzewie (1) działania (1) kosopleciny (1) krupnik (1) muzyka (1) okolica (1) pogoda (1) poidełko (1) pytania bez odpowiedzi (1) reklama (1) strachy na lachy (1) szkoła (1) słowiańszczyzna (1) taras (1) tydzień Ziemi (1) wynajem (1) wypieki (1) z dialogów (1) zbiory (1) śmieci (1)