niedziela, 28 lutego 2021

Cztery...

 ...magnesy... zamontowaliśmy na rurze (zdążyłam napisać 'na róże' oraz 'na ruże).

Od początku...

Budując instalację wodną nie przewidzieliśmy stacji zmiękczania wody. Rura wchodzi do domu, w toalecie na dole jest licznik, zawór i taki mały filterek, którego za często nie zmieniamy. Wszystko schowane w szafce. Gdzieś dalej rura się dzieli na tą, co idzie do kotłowni i staje się wodą ciepłą, oraz na to, co idzie do kranów, jako zimna. Niestety, lokalna woda jest bardzo twarda i nie dość, że widać to na wszystkich kranach i zlewach, to pewnie kiepsko działa na pompę ciepła, rury i td. 

Od jakiegoś czasu myślimy o stacji zmiękczania, ale na wejściu instalacji nie ma gdzie tego zmieścić. Myśleliśmy, że może chociaż w garażu, przed wejściem do instalacji ogrzewania, ale... Łukasz znalazł coś o magnetyzerach wody i od jakiegoś czasu mnie męczy, że może to. Tylko mi to na jakąś chochsztaplerkę wyglądało. Opisy działania są tak enigmatyczne i nijak się kupy nie trzymające, że my, dwoje inżynierów, jakoś nie jesteśmy w stanie tego ogarnąć. Siedliśmy dzisiaj we dwoje, Łu szuka informacji producentów i montażystów, ja szukam opinii, i to raczej takich udowadaniających, że to bzdura (bo pozytywną, to każdy dystrybutor chętnie napisze). Czytam, że ludzie również nie są w stanie zrozumieć tych wspaniałych 'naukawych' wywodów, co to mówią o magnetyzowaniu się wody (normalnie, jak 'pamięć wody' w homeopatii). Aż trafiłam na forum Muratora na wpis, który mnie zafascynował:

Darek1963
14-06-2004, 12:14
Zainteresowanym proponuję powtórzyć moje dośwaidczenie: do 3 jednorazowych kubków nalałem wody z kranu. 1 kubek z wodą namagnesowałem (na kilka sekund wrzuciłem do niego magnes i pomieszałem wodę). Pod 2 kubekiem umieściłem magnes. 3 kubek pozostał bez ingerencji magnesu. Do każdego kubka wrzuciłem po 3 małe gwoździe i postawiłem je na parapecie w odległości po 30 cm od siebie.
Po kilku dniach wszytkie gwoździe skorodowały. W kubku 1 i 3 rdzy na metalu jest tyle samo a w 2 zdecydowanie najmniej (gwoździe mają bardzo delikatny miejscowy czerwony nalot). Woda w kubku 2 (z magnesem pod spodem) jest w klarowna, natomiast w 1 ("namagnesowana woda") mocno czerwona a w 3 (bez ingerencji magnesu) lekko czerwonawa. Wnioskuję z tego, że "namagnesowanie" wody ma wpływ na jej właściwości chemiczne/fizyczne ale jaki to nie wiem i w zasadzie w tym przypadku nie jestem dociekliwy grunt, że działa :).
Założyłem sobie magnesy neodymowe (koszt kilku złotych) zwrócone stroną południową do wody i mam takie same objawy jak Jacek i K77 (sitka są mniej zabrudzone). Podobną "instalację" zrobiłem w domku u rodziców i u nich sprawa ma się identycznie. Jeśli to tylko autosugestia (zbiorowa) to może powinienem nosić magnes w portfelu :)

Zatem niewiele myśląc wzięliśmy wszystkie magnesy neodymowe od Tatusia i trzy już wylądowały na rurze (znowu napisałam róże) niedaleko za wodomierzem (mam nadzieję, że nie będą miały wpływ na wskazania tegoż, byłoby głupio), zaś kolejne wylądują w kotłowni przed wejściem do pompy ciepła. 

No i czekamy na efekty. Aha, no i doświadczenie wypadałoby powtórzyć, tak dla naukowej poprawności.


Chujowa ogrodniczka

 Małgorzata Rozenek (nawet wiem kto) wcieliła się w jakąśtam super panią domu. Nie wiem, nie oglądałam, nie pamiętam nawet jaką, a tak na szybko w necie nie znalazłam. Niemniej pewnie na tej bazie na FB powstał profil Chujowa Pani Domu, która, choć nie obserwuję, od czasu do czasu mi się przewija z całkiem trafnymi obserwacjami życia. 

Tyle, tytułem wstępu.

Dzisiaj od rana siedziałam w ogródku. W zasadzie wczoraj też. I w tygodniu jedno czy dwa popołudnia. A w zasadzie powinnam sięgnąć jeszcze dalej, bo chyba w ubiegły weekend obrabiałam różankę przy tarasie. Trwało to niemożliwie długo, ale coś ogarnęłam. Teraz zabrałam się za róże w przedogródku. Jest ich może ze trzydzieści krzaczków róży rabatowej, więc takich drobnych, ale przystrzyganie zajęło mi chyba ze trzy dni. Zatem już pięć czy sześć dni znęcam się nad różami (a w zasadzie one nade mną), choć stanowią one ułamek w moim ogrodzie. I tak sobie dziubię, tnę, wyciągam gałązkę po gałązce, palce mam pokłute. Nogi oczywiście też. Ba, w brzuch też mi się powbijały i gdzie się tylko dało. I tak wycinam te kolczaste gałązki co chwilę natykając się na jakiegoś kolca i sobie myślę, że jak to jest, że ci wszyscy ogrodnicy w tych filmikach tak szast, prast, ciachu, ciach i tną te róże, wyrywają, kopią i bach, zaraz jest zrobione, wszystko na swoim  miejscu? Nic się nie ciągnie, nie rozwleka, nie zahacza, nie rozsypuje. Żaden mąż nie wchodzi w środek wychodzących właśnie tulipanów, nie wykopuje czegoś z ziemi depcząc po właśnie, z pełnym poświęceniem wystrzyżonym krzaku. Wszystko mają pod ręką, narzędzia naostrzone i nie pordzewiałe. Wszystko ograbione, przystrzyżone, albo chodzą sobie na bosaka i kopią gołą nogą miękką ziemię. No jak?

U mnie ciąg zdarzeń jest zawsze z jakimś felerem. Wyrywam trawkę, nawinie się przegapiona gałązka z cierniem, albo na pewno się urwie, wrzucam do wiaderka, taczki, na pewno poleci obok; albo zahaczy się o rękawiczkę i w ogóle poleci w innym kierunku. Przystrzygłam winogrono, to ocięłam wszystkie gałązki, które je przytrzymywały i zwisło; poprosiłam syna o spalenie wyciętych róż, i żeby po troszeczkę dokładał; najpierw wszystko zakopcił, potem, zanim się zorientowałam, zalał wszystko wodą, więc nawet sama tego dobrze nie zrobię; i tak dalej, i tak dalej. I tak sobie dzisiaj w ogródeczku działałam, było pięknie, a mi ciągle ta chujowa ogrodniczka chodziła po głowie.

Żeby nie było, że źle, to pododa była śliczna, a nad domem kołowało stado blisko 50 żurawi. Może to na szczęście? Czy żurawie, to szczęśliwe ptaki? Chyba mają wysokie notowania gdzieś w Japonii. Motyli jeszcze w tym roku nie widziałam, ale tydzień temu pierwszą ważkę w ogrodzie.





Etykiety

życie rodzinne (124) ogród (121) budowa (102) przetwory (31) marudzenie (28) plany (28) jojczenie (27) dywagacje (21) sso (20) filozofowanie (17) rośliny (17) dach (16) obserwacje (15) przyroda (15) zwierzęta (15) działka (14) mieszkanie (14) przyłącza (14) wnętrza (14) aranżacje (13) finanse (13) ogólne (13) życie na wsi (13) problemy (11) stan 0 (11) woda (11) covid19 (10) droga (10) nalewki (10) przepisy (9) sąsiedzi (9) kalkulacje (8) marzenia (8) okna (8) ptaki (8) wspomnienia (8) z netu (8) święta (8) ciocia dobra rada (7) prąd (7) bździuny (6) ogrzewanie (6) sądziad (6) absurdy (5) instalacje (5) kot (5) książki (5) radości (5) wiosna (5) zasłony (5) zdjęcia (5) zima (5) co ja robię tu? (4) elewacja (4) historycznie (4) kanalizacja (4) nie wiem co powiedzieć (4) politycznie tfu (4) sprawy wsi (4) wygrzebane z lamusa (4) łazienki (4) drzwi (3) fontanna (3) gaz (3) genealogia (3) inspiracje (3) kuchnia (3) odkrycia (3) pory roku (3) schody (3) wino (3) wyczytane (3) cuda natury (2) dokumenty (2) dom (2) energooszczędność (2) kompost (2) ku pamięci (2) ogrodzenie (2) pet challenge (2) piękne słowa (2) podłoga (2) przeprowadzka (2) ssz (2) wymiękam (2) zioła (2) a (1) bruki (1) dialogi (1) domek na drzewie (1) działania (1) kosopleciny (1) krupnik (1) muzyka (1) okolica (1) pogoda (1) poidełko (1) pytania bez odpowiedzi (1) reklama (1) strachy na lachy (1) szkoła (1) słowiańszczyzna (1) taras (1) tydzień Ziemi (1) wynajem (1) wypieki (1) z dialogów (1) zbiory (1) śmieci (1)