poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Pierwsze przetwory...

...w tym roku. Czyli miodek mniszkowy. Wyszedł jakiś taki bardzo ciemny, ale to chyba dlatego, że długo się gotował i cukier musiał się trochę skarmelizować w garnku. Choć i sam macerat z mniszka był dość ciemny. 
Przepisy na 'miodek' znalazłam różne. Taki co pamętam (chyba) od siostry, to 400 kwiatów mniszka, 2 cytryny i kg cukru. Ale już nie pamiętałam co dalej, więc znalazłam. Zbliżony, że litr kwiatów, i reszta taka sama. I na tej bazie robiłam: 15 minut obgotować, zostawić do następnego dnia, gotować około 2 godziny z cytryną do nabrania konstystencji.
Niedawno kupiłam sobie dwie fajne książki:
Atlas roślin leczniczych Małgorzaty Mederskiej: 
oraz Zioła jak zbierać, przetwarzać, stosować - Magdaleny Gorzkowskiej.
Szczególnie ta druga pozycja była polecana w różnych miejscach. I tam przepis na miodek jest bardziej złożony (choć niedużo). Nie będę kopiować, bo mam. Jak kogoś interesuje, to się odezwie.
Odstępstwem od wszystkich przepisów było to, że trzymałam w garze dwie noce (bo wczoraj zapomniałam, hahaha) i wygotowaną cytrynę zostawiłam. Trafiła razem z miodkiem do słoiczków. Taki mam plan, że może wykorzysta się ją jeszcze? Jako dodatek do ciasta czy kompotu na święta? Chyba zawartość słoiczka się nie popsuje? We wszystkich przepisach cytryna była usuwana.

To jeszcze na koniec, co robi Po w czasach zarazy:

Trochę mniej o ogrodzie, choć ten...

...na pierwszym miejscu. Chyba brak innych tematów. Nigdzie nie chodzimy, z nikim się nie widujemy, nic się nie dzieje. Łukasz studiuje bieganie i nowe umiejętności programistyczne, ja skupiłam się na ogródku. Dzieciaki, samopas (jakby w domu można być samopas) trochę lekcji, dużo książek (po raz n-ty, choć w tym miesiącu po raz drugi coś zamówiłam), grają w gierki. Na dwór nawet nie bardzo chcą wychodzić. Po nie dała się namówić na spacer do paczkomatu! Mi ma trochę kontaktu z kolegami w grach. Jak słyszę, to nie tylko znajomymi, bo z jakimiś z obcych stron zasuwa po angielsku. Pola ze znajomymi z klasy przez teams. No i z sąsiadem Kubą przez drogę.
Jak widać przyjaźń w czasach zarazy nie jest prosta. Ciekawa jestem, jak te ze dwa, może więcej miesięcy odseparowania ludzi wpłynie na relacje. Czy się rozluźnią, czy bardziej będziemy cenić mniejsze grono przyjaciół? Czy po wszystkim ludzie się rzucą nadrabiać stracony towarzysko i kulturalnie czas? To chyba nie, bo zagrożenie nie zniknie z dnia na dzień, ewentualnie będziemy się z nim oswajać, bądź wdrażać zachowania, których do tej pory nie mieliśmy (choćby powszechne użycie maseczek, czego do tej pory nie było).

W świecie zwierzęcym za to jakby większy ruch. Sarenki co prawda jakby sobie poszły, bo sąsiad postawił ustrojstwo, które szczeka i błyska  światłem. Początek był śmieszny, bo przyszedł koziołek, przeszedł od frontu i nic na niego nie zaszczekało. Zaczał skubać trawkę. Zobaczył, że coś nowego stoi to nieśpiesznie podszedł. I wtedy albo sąsiad drzwi otworzył, bo się popatrzył w tamtym kierunku, albo faktycznie ustrojstwo zaszczekało, bo zwiał. Udało mi się zrobić zdjęcie ustrojstwa i sarenki obok:
Poza tym szaleją ptaki. Kosy, szpaki, sroki, rudziki, wróble. Słychać dzięcioły. Czasem przeleci jakiś krogulec czy ptactwo wodne (czaple, mewy, kaczki). Mam wrażenie, że też czajkę widziałam, choć z daleka. Kiedyś gniazdowała niedaleko, ale chyba coraz mniej jest terenów dla niej. O, właśnie przed chwilą miałam telefon od sąsiadki 'co to może być za ptaszek wielkości gołębia, z niebieską plamą na skrzydle'. Sójka.

Tu kilka obrazków. Niektóre robione z leżenia na kanapie w salonie.
Pliszka siwa,
szpak,
rudzik.
A jeszcze z takich ciekawostek, których dotychczas nie wrzuciłam, to 14 kwietnia padał śnieg:


No, więc w ostatnich dniach to chyba były główne atrakcje. Moglibyśmy sobie pewnie zapewnić bardziej ekscytujące, ale chyba wcale nie chcemy.

Wracam do ogródka, po którym biegałam wczoraj cały dzień. Skończona jest trzecia grządka i wczoraj posadziłam w niej fasolkę szparagową karłową zieloną. Nie wiem, czy to nie za szybko, bo na opakowaniu było napisane, żeby sadzić (siać?) od maja. Że pogodę mamy dziwną, tzn. zimy niby nie było, ale wiosna jest chłodna i sucha, to nie wiem, czy spodziewać się, że już zimniej nie będzie. Ustawiłam też dwie nadstawki (na palety), które mogłyby być kolejnymi grządkami, ale ne mam ziemi, żeby je wypełnić. :(
 Poza tym rozsadziłam bodziszka w trzy miejsca, po kilka szczepek (kupiłam kilka lat temu jedną sadzonkę) i staram się odchwaścić grządki kwiatowe. Nie jest to proste, bo zarośnięte są różnym syfem, który albo jest bardzo drobny i delikatny, albo trzeba wykopywać głęboko korzenie. A ziemia jak kamień. Poza tym tam rośnie również sporo roślinek, które chciałabym, żeby zostały. Ot, choćby ten bodziszek, ale i masa lilii nasadzonych w ubiegłym roku, jakieś irysy, które chyba niedługo będą kwitły. W każdym razie mam kilka placków, w których powinny rosnąć kwiaty, a rośnie wszystko, głównie chwasty do wywalenia. Wczoraj siedziałam i kombinowałam jak skomponować na nowo te rabaty (projektowe propozycje jakoś mi się nie sprawdziły).

sobota, 18 kwietnia 2020

Jeszcze jeden...

...wpis dzisiaj.
Też, oczywiście, o ogródku.
Róże już były. Potem dreptałam pół dnia, żeby zabrać się za werbeny.

W zeszłym roku zapadła decyzja, że zagonek żurawinowy nie ma sensu (susze, teren wysechł, a ten fragment jeszcze z górki) i że zrobię tam jakąś rabatę kwiatową. Jeden róg już od jakiegoś czasu służył mi za chabziownik (wsadzałam tam to, co nie wiedziałam gdzie wsadzić), więc dzisiaj z przyjemnością odkryłam, że wypuszczają listki kosaćce, sterczą patyki host, rozrasta się dąbrówka rozłogowa. Same wylazły (z jakichś wcześniejszych składowań, lub rozsiewania) jukka i kocimiętka. Jeszcze poziomki i bluszcz, ... W zeszłym roku wsadziłam już też dwie kępy tulipanów, ostatnio rzuciłam dwa kawałki innych host (czekały na wsadzenie)

 i dzisiaj te werbeny. Czekały, czekały, w końcu pod wieczór wsadziłam.


Dąbrówka
 Kosaćce
 Werbena. Chyba niezbyt wyraźnie wyszła.
 i taki rzut oka na jakiś pośredni stan grządki:
 A że już tak bardzo nie chciało mi się robić tej grządki i szukałam, co by tu robić, żeby jej nie robić, to nazbierałam kwiaty mniszka. Obecnie zagotowane czekają do jutra, aż się wszystko przemaceruje. Jutro ciąg dalszy i powinien powstać syrop mniszkowy z dodatkiem podbiału (bo akurat kilka kwiatków rosło pod płotem). Zastanawiam się, czy bluszczyk kurdybanek też by się nadał, na dodatek do takiego syropu? Będę musiała wypróbować następnym razem.


A tu trochę suszu z kurdybanka. Na herbatkę.


Róże...

...dzień drugi.
Rosną.



 Zatem ta rabatka jest już kompletna. Róże, rozchodnik, szałwia niebieska i bukszpany. Na dokładkę kilka bratków i serduszka.

A tu Guguś, jeszcze jeden cytryniec. Jak widzisz wypuszcza sporo świeżych pędów z ziemi, ale w górę coś nie chce iść, choć już chyba trzeci czy czwarty rok jest w tym miejscu. Troszkę przymarzł, ale (nie wiem czy to widać na zdjęciu) chyba będzie kwitną. Obok rośnie drugi, trochę mniejszy. I pączków na nim nie widziałam.

piątek, 17 kwietnia 2020

Sadźmy przyjacielu róże...

...długo jeszcze temu światu
Szumieć będą śnieżne burze.
Sadźmy je przyszłemu latu.

Piosenka mocno historyczna i potwornie smutna, ale dziś w ogrodzie ją nuciłam. Przy sadzeniu róż, a jakże.

Kończył mi się dzień pracy, gdy kurier przywiózł paczuszkę. Ładnie zapakowaną, w firmową tekturkę. W środku też, w woreczku faktura i broszurka o tym jak sadzić. No i moje różyczki. Wybrane kilka lat temu. Ciągle niekupione, ciągle miejsce ich zarastało chwastami i roślinami jednorocznymi. Sąsiedzi juz rośli, a różyczek nie bylo. Odmiana Friesia. Żółte. Mają pięknie pachnieć.
Na stronie producenta wyglądają tak:

Zatem róże w garść, szpadel w garść i na miejsce. Ale...
U mnie nic nie może być proste. Róże piękne tylko wsadzać, miejsce niby jest, ale przygotowanie miejsca zajęło mi standardowo kilka godzin. Bo:
1. Dwa lata temu, jesienią, dostałam nasiona werbeny patagońskiej. Ponieważ wiedziałam, że akurat w tym miejscu za szybko kwiatów nie wsadzę, to je wrzuciłam werbenę w miejsce zaplanowane na róże. Myślałam, że zakwitną w ubiegłym roku i się rozsieją. I teraz miały się rozsiewać gdzie bądź. Nie wiem z jakiego powodu werbena wzeszła bardzo późno, zakwitnąć nie zdążyła. Zima była bez zimy i tak sobie stały. Teraz trochę przeschły, ale zaczęły puszczać jakieś pędy od dołu, więc nie chciałam ich tak po prostu wywalić. Trzeba było zrobić miejsce gdzie indziej, wykopać, przesadzić. Blablabla. W każdym razie częściowo już trafiły w nowe miejsca, częściowo jeszcze nie. Może się przyjmą.
2. Chwasty.
3. Sucho. Ale tak sucho, że szpadla wbić się nie da. A tym bardziej nie ma szansy wyrwać chwastów (akurat raczej drobne roślinki, też tymczasowa czarnuszka o bardzo delikatnych piędach, ale w milionie egzemplarzy).
ad 2. W każdym razie wykopać się nie da, haczka drapie po kamieniu. Aha i kamieni też trochę było, które trzeba było wybrać. Zatem wybieram kamienie, zabieram się na zalewanie terenu wodą, ale konewką nosić z garażu to daleko i skomplikowanie (lawirowanie mędzy samochodami). Łukasz mi odkręcił kranik na tarasie. Ale to trzeba zmontować wąż do podlewnia. Tych co używam standardowo nie chcą się przypiąć, chlapią po ścianach. Zrobiłam nowy, ale też się nie chce przypiąć. Wymieniłam wylewkę z kraniku (aha, uszczelka poszła też), to znowu wzięłam ten nowo przygotowany wąż, to jakby się zatkał i wcale przez niego nie leciało. To wzięłam stary i ten już zadziałał. Po drodze nalałam sobie wody w skarpetki i cycki mi wypadały ze stanika (jakiś taki zupełnie stary i porozciągany, akurat na kwarantannę) i włosy... te zawsze wyłażą mi ze związania i włażą do oczu. I zawsze tak wiatr wieje, że włażą. W każdym razie łatwo nie było. Zdjęcia z walki:



Ale efektu końcowego nie mam, bo kończyłam po ciemku.
Jak widać wszystko było w użyciu co się dało. I mogłam dać trochę własnego kompostu :)
W kartonie są wsadzone werbeny do przesadzenia w inne miejsce. W każdym razie tutaj już wszystko pięknie wygląda, jeszcze by się zaściółkować przydało. Za to roboty nie pokończyłam w innych miejscach. Mam nadzieję, że jutro nie będzie jakichś ekstremalnych warunków. O co ostatnio jakoś nietrudno. Tylko padać nie chce. I tak dzień skończyłam bez puenty.

czwartek, 16 kwietnia 2020

Zdjęcia...

Zrobiłam kilka. Jak się już do aparatu dorwałam. Pierwsze dwa techniczne. Jak rośnie aktinidia, i jak część pąków zamarła przez przymrozki.
 A tu moje grządki. Ale że robiłam z długim obiektywem, to się nie chciały zmieścić. W pierwszej rosną chyba rzodkiewki, sałata, koperek, pietruszka na nać i może coś jeszcze. W tej po lewej, co ziemi nie widać, to już wschodzą rzodkiewki, a w tej z tyłu, to dopiero gałęzie układam.
 Floks zaczyna kwitnąć:
Tu jakiś rojnik:
 Bodajże rogownica kutnerowata:
 Orliki, jeszcze nie kwitną, to tylko liście:
 Wisienka:

 I tulipanki z bliska:

 Bluszczyk kurdybanek w trawie:

 A tu jasnota, trochę podobna do bluszczyku, ale sporo większa. Z tej samej grupy roślin i nawet ktoś ostatnio na grupie zrobił sobie z tego herbatkę i mówił, że też dobra. A pod jasnotą wygląda też bluszczyk:
 Bluszczyk:
 Pączki aronii:
 I moje piwonie, kupione w zeszłym roku w Wojsławicach. Jest jeszcze trzecia, ale się nie zmieściła w kadrze. Z tylu widać tektury, które miały leżeć pod ściółką z trawy.
 Serduszka. Zaczyna kwitnąć, ale jeszcze się w pełni łodyżka nie rozłożyła:
 I kurdybanki w liściach szałwii:
 Bratki:
 Kolorowa wiosna:
 I jeszcze więcej tulipanów:
 Barwinek duży, w tle pigwowiec:


 I takie bladobłękitne szafirki kupiłam w zeszłym roku. Właśnie zaczynają wychodzić:
 I więcej tulipanów:


I na koniec stwierdzam, że żeby mieć piękny ogród to najważniejszy jest aparat. :D

Etykiety

życie rodzinne (124) ogród (121) budowa (102) przetwory (31) marudzenie (28) plany (28) jojczenie (27) dywagacje (21) sso (20) filozofowanie (17) rośliny (17) dach (16) obserwacje (15) przyroda (15) zwierzęta (15) działka (14) mieszkanie (14) przyłącza (14) wnętrza (14) aranżacje (13) finanse (13) ogólne (13) życie na wsi (13) problemy (11) stan 0 (11) woda (11) covid19 (10) droga (10) nalewki (10) przepisy (9) sąsiedzi (9) kalkulacje (8) marzenia (8) okna (8) ptaki (8) wspomnienia (8) z netu (8) święta (8) ciocia dobra rada (7) prąd (7) bździuny (6) ogrzewanie (6) sądziad (6) absurdy (5) instalacje (5) kot (5) książki (5) radości (5) wiosna (5) zasłony (5) zdjęcia (5) zima (5) co ja robię tu? (4) elewacja (4) historycznie (4) kanalizacja (4) nie wiem co powiedzieć (4) politycznie tfu (4) sprawy wsi (4) wygrzebane z lamusa (4) łazienki (4) drzwi (3) fontanna (3) gaz (3) genealogia (3) inspiracje (3) kuchnia (3) odkrycia (3) pory roku (3) schody (3) wino (3) wyczytane (3) cuda natury (2) dokumenty (2) dom (2) energooszczędność (2) kompost (2) ku pamięci (2) ogrodzenie (2) pet challenge (2) piękne słowa (2) podłoga (2) przeprowadzka (2) ssz (2) wymiękam (2) zioła (2) a (1) bruki (1) dialogi (1) domek na drzewie (1) działania (1) kosopleciny (1) krupnik (1) muzyka (1) okolica (1) pogoda (1) poidełko (1) pytania bez odpowiedzi (1) reklama (1) strachy na lachy (1) szkoła (1) słowiańszczyzna (1) taras (1) tydzień Ziemi (1) wynajem (1) wypieki (1) z dialogów (1) zbiory (1) śmieci (1)