wtorek, 21 maja 2019

Pszczoły, osy, szerszenie...

...a to wszystko blisko.
Może zacznę od pszczół. Jestem oczywiście za tym, żeby pszczół było jak najwięcej. Krzywdy stworzonkom nie robię. W trudniejszych momentach dokarmiam zmarźnięte bidule miodkiem (jeśli mam) lub przynajmniej roztworem cukru, żeby pokrzepić.
Kilka lat temu sąsiad za płotem zbudował ogromny domek dla murarek. Faktycznie, latało ich wtedy sporo i niosły pożytek nam wszystkim. W którymś momencie jednak chyba wiatr rozsypał trzcinki. Leżały sobie dłuższy czas na ziemi; pszczółkom to nie przeszkadzało, nadal ich było sporo. Sąsiadowi jednak coś nie podpasowały, domek został zdemontowany. Stanął kurnik (to w innych postach opisywałam), ale chyba się znudził, bo w tym roku kur już nie ma. W ubiegłym roku stanął za to ul. Tak mniej więcej 20 m od naszego domu. Od sąsiada mniej więcej podobnie. W koło jest jeszcze kilka innych domów, w końcu mieszkamy na osiedlu domków jednorodzinnych.

I tu mała dygresja. Gdy byłyśmy małe, to po sąsiedzku również były zakładane ule. Kilka razy z rzędu przyglądałam się przez płot zasiedlaniu ula. Ciekawiło mnie to strasznie. Co usłyszałam i zobaczyłam pamiętam do tej pory.
Któregoś pięknego dnia miałyśmy z Skorką szlaban na wyjście na dwór. Siedziałyśmy w swoim pokoju, przy otwartym oknie, gdy nagle poderwał nas ogromny wrzas biegnących naszych koleżanek i kolegów. Wbiegli do naszej klatki, rodzice i sąsiedzi wybiegli, mnie tato przegonił do mieszkania. Okazało się, że przy którymś kolejnym ulu coś nie poszło, i pszczoły zamiast wędrować do ula zaatakowały bawiące się w pobliżu dzieci. W efekcie nasze koleżanki spędziły około tygodnia w szpitalu. Chłopakom się jakoś upiekło i byli tylko trochę pogryzieni, bo szybko uciekli, a pszczoły atakowały głównie głowy i wplątywały się w długie włosy dziewczyn.

No i teraz mam trzy ule za płotem. Dwa tygodnie temu pszczoły się roiły. W tę niedzielę również, przy czym rój wylądował w krzaku obok i tak sobie siedział do wieczora.

Osy. To tak krótko. W zeszłym roku ściągnęłam pięć gniazd, właściwie gniazdek, bo nie większych niż na 20 komórek. W tym roku, tylko w niedzielę, namierzyliśmy trzy. Z czego jedno, całkiem urocze:


Zaś szerszenie... znowu nam obgryzają jesion. Jak je zniechęcić?

Na zakończenie, już w innym temacie. Dzisiaj zjadłam pierwszą tegoroczną poziomkę:


niedziela, 5 maja 2019

Kosy, wycieczka, lody, śmiecenie...

...czyli o wszystkim i o niczym.

Siedzę w kuchni i obserwuję, jak kos wyciąga dżdżownice z ziemi. Wczoraj trochę padało, więc pewnie dżdżownice są przy powierzchni. Podjadł sobie najpierw kilka, potem nazbierał pełen dziób i poleciał.

* * * 

Wczoraj wybraliśmy się na wycieczkę rowerową do Kątów Wrocławskich. Jakieś 15 km w jedną stronę samochodem. Rowerami jechaliśmy po polnych drogach, to może trochę mniej, ale za to trudniej, bo dość kamieniste te drogi były.
Miało nie padać, choć pogoda była dość pochmurna. Miłosz nawet stękał, że pewnie jak ruszymy, to zacznie, na co ja stwierdziłam, że jak nie pojedziemy, to nie zacznie, więc jedźmy, bo zależy mi na deszczu. I faktycznie, ostatnie kilometry przed celem jechaliśmy w dość rzęsistym opadzie mobilizując dzieciaki obietnicą lodów. Na miejscu poszliśmy do http://krecelody.pl/. Po zamówiła sobie trzy gałki  w miseczce, z polewą i posypką. Full wypas, bo Łu zawsze oponuje w takich przypadkach. Potem, gdy z Miłoszem niemalże zaczęli sobie wyrywać wafelek-miseczkę, to powiedziam, że niech sobie zamówią jeszcze po gałce. Zatem Po zjadła cztery gałki lodów. Chyba jak nigdy. Miłosz wcześniej w wtrząchnął ciepłą szarlotkę z gałką lodów i bitą śmietaną. W każdym razie przeczekaliśmy trochę, aż się przejaśniło i ruszyliśmy z powrotem. Gdzieś polnymi drogami, w deszczu. W którymś momencie sobie pomyślałam, że nie pamiętam, czy kiedykolwiek miałam przebitą oponę. I to było w złą godzinę, bo nie minęło 10 minut jak poczułam, że mi koło dobija. A do domu jeszcze jakieś 6 km. Zatem Łukasz wziął dzieci i pojechali, a ja pompkę (tragiczną) i na piechotkę trochę próbowałam dopompowywać i jechać, ale to nie miało sensu, bo nie byłam w stanie przejechać więcej niż 100 m. Zatem tylko pompowałam i szłam. A deszcz padał coraz mocniej. I tak sobie szłam, w suchych butach, w ostatnio kupionej bluzie softshelowej, więc też suchej i było mi ciepło. I tak cudownie. I tak sobie myślałam, że to właśnie moja bajka sobie tak chodzić z dala od wszystkiego. W deszczu czy w innych okolicznościach przyrody - i tak było pięknie. Niemalże żałowałam, że Łu wyjechał po mnie kawałek samochodem, ale to już tylko na trasie przez naszą wieś, to nie byłoby tak fajnie.

* * * 

Może nie 'pet challenge', ale z pokrewnych tematów. W jednym miejscu przy drodze, którą jechaliśmy, zobaczyłam dużą pryzmę gałęzi sosnowych. 'Znowu ktoś wywalił śmieci' pomyślałam i pojechałam dalej. W kolejnej wsi jednak jeden pan sprzątał przed posesją resztki po ścinaniu sosnowych drzew. Górne części były wycięte. Zatem podjechałam i zapytałam, czy to po jego robocie gałęzie zostały wywiezione do lasu? Zdziwił się, powiedział, że robiła to jakaś firma, której na szczęście jeszcze nie zapłacił i zatem nie zapłaci dopóki nie posprzątają. I faktycznie, gdy spacerowałam w drugą stronę pryzmy nie było. Nie wiem, czy pozbierali i wyrzucili w innym miejscu, ale gdyby za każdym razem mieli raz i drugi zbierać śmieci i szukać, gdzie je podrzucić, to może w końcu zaczęli by śmieci wywozić do przeznaczonych do tego miejsc? W kilku okolicznych miejscowościach są tzw. PSZOKi, czy punkty selektywnej zbiórki odpadów komunalnych. Wystarczy tam.
Choć patrząc szerzej zastanawiam się, co dla przyrody czy Ziemi jest bardziej korzystne. Odpady organiczne porzucone gdzieś, gdzie przyroda sama się z nimi upora, czy zebranie takich śmieci na śmietnisku. Nie wiem co tam z nimi się dzieje. Podobno są jakieś kompostownie, ale czy to działa i gdzie?

Etykiety

życie rodzinne (124) ogród (121) budowa (102) przetwory (31) marudzenie (28) plany (28) jojczenie (27) dywagacje (21) sso (20) filozofowanie (17) rośliny (17) dach (16) obserwacje (15) przyroda (15) zwierzęta (15) działka (14) mieszkanie (14) przyłącza (14) wnętrza (14) aranżacje (13) finanse (13) ogólne (13) życie na wsi (13) problemy (11) stan 0 (11) woda (11) covid19 (10) droga (10) nalewki (10) przepisy (9) sąsiedzi (9) kalkulacje (8) marzenia (8) okna (8) ptaki (8) wspomnienia (8) z netu (8) święta (8) ciocia dobra rada (7) prąd (7) bździuny (6) ogrzewanie (6) sądziad (6) absurdy (5) instalacje (5) kot (5) książki (5) radości (5) wiosna (5) zasłony (5) zdjęcia (5) zima (5) co ja robię tu? (4) elewacja (4) historycznie (4) kanalizacja (4) nie wiem co powiedzieć (4) politycznie tfu (4) sprawy wsi (4) wygrzebane z lamusa (4) łazienki (4) drzwi (3) fontanna (3) gaz (3) genealogia (3) inspiracje (3) kuchnia (3) odkrycia (3) pory roku (3) schody (3) wino (3) wyczytane (3) cuda natury (2) dokumenty (2) dom (2) energooszczędność (2) kompost (2) ku pamięci (2) ogrodzenie (2) pet challenge (2) piękne słowa (2) podłoga (2) przeprowadzka (2) ssz (2) wymiękam (2) zioła (2) a (1) bruki (1) dialogi (1) domek na drzewie (1) działania (1) kosopleciny (1) krupnik (1) muzyka (1) okolica (1) pogoda (1) poidełko (1) pytania bez odpowiedzi (1) reklama (1) strachy na lachy (1) szkoła (1) słowiańszczyzna (1) taras (1) tydzień Ziemi (1) wynajem (1) wypieki (1) z dialogów (1) zbiory (1) śmieci (1)