piątek, 22 czerwca 2018

Zima...

...Muminków mi się marzy. Zasnąć na pół roku i obudzić z wiosną.
Tym czasem lato właśnie się rozpoczęło. Oby to nie było Lato Muminków. Ale trochę mogłoby popadać.

niedziela, 17 czerwca 2018

Lato...

...w pełni. Choć dopiero 17 czerwca. Od początków maja mamy fale upałów. Było już kilka dni z temperaturą powyżej 30 st. C. Nie było w tym roku 'zimnej Zośki'. Lejemy w ogródek hektolitry wody a ziemia jest jak pył. Co gorsza od stycznia nie było praktycznie deszczowego dnia. Zdarzały się opady, ale takie niemrawe.
Co to z tego wszytkiego będzie?

niedziela, 10 czerwca 2018

I tak...

...warto żyć...
Łukasz ubiegł dzisiaj szpaki i pozbierał wiśnie do miseczki.
Ja pozbierałam jedne z ostatnich truskawek i właśnie warzy się z nich kompot. Myślę, że z miętą i limonką będzie pycha.
Do szczęścia brakuje mi czereśni. Jedyną w tym roku zjadłyśmy z Polą na spółkę na początku maja. Zatem faktycznie mamy wczesną odmianę. Nie mogę się doczekać kolejnych lat, gdy drzewko będzie już trochę większe.

Dzisiejsze smakołyki szykujemy na spotkanie z Babcią Łu, czyli Prababcią dzieciaków. Kompot może zdąży się ostudzić na kamiennym wejściu.

I tak jakoś na wspomnienia wzięło domu naszych dziadków w Szklarach. Okno na piętrze, na którym często jadałyśmy obiady. Zamykało się na taki przekręcany wihajster. Miało parapet, na którym często siadałyśmy. Nikt nie przeżywał, że dzieciaki siedzą w oknie i mogą spaść z pierwszego piętra. Kiedyś dostałam od sąsiadki Babci zupę z koperkiem z mszycą. Nie chciałam jeść z robalami, to tę zupę za okno szurnęłam z talerza. Przybiegły kury, wyjadły, co nie popłynęło. I tak zatarły ślady mojej zbrodni.

Pamiętasz Skorka?

wtorek, 5 czerwca 2018

Kierowca roku

Ech, fakt, że mamy tydzień przed dość stresującym wydarzeniem. Zatem dobry moment, żeby się wszystko waliło, paliło, i działo zupełnie inaczej niż zaplanowaliśmy.
Kilka dni temu zaliczyłam zatem lekkie szurnięcie mojego osiołka przez innego kierowcę. Niby drobiazg, ale szurnięcie jest. Zatem spisywanie i ubezpieczalnia.
Straciłam z godzinę cennego czasu, ale zgłosiłam szkodę.
Dzisiaj rano siedzę w pracy, zadzwonił przedstawiciel ubezpieczyciela, czy może obejrzeć szkodę.
Jasne, niech przyjeżdza. To koło południa będzie.
Koło południa telefon, że już prawie jest, żebym wzięła kluczyki i dokumenty i spotkamy się pod budynkiem.
Ok.
Biorę kluczyki i dokumenty. I w tym momencie sobie przypominam, że do pracy przyjechałam na rowerze.

niedziela, 3 czerwca 2018

没办法...

...czyli 'méi bàn fǎ'.
Ślicznie wygląda:

czyż nie?

Heh, w artykule, który właśnie czytam o Chinach jest to przetłumaczone jako 'nie mam wyboru'. W znaczeniu 'muszę to zrobić'. I tak mnie tknęło, że jak często stoimy przed takim dylematem? Choć mam wrażenie, że w kulturze zachodniej coraz częściej mamy do czynienia z postawą 'zrobię co zechcę i co mi zrobicie?'.
Artykuł, który czytam w skrócie można streścić, że do 26 roku życia młodzi ludzie muszą wyjść za mąż/ożenić się, bo tak nakazuje tradycja, zaś nie mają czasu szukać małżonka, więc rodzina robi to za nich. Małżeństwa zatem wychodzą praktycznie aranżowane. I podsumowaniem młodej (26 lat) kobiety jest właśnie 'mei ban fa'.

Jednak na yabla.com znalazłam tłumaczenie:
'there is nothing to be done
one can't do anything about it'
co jednak zrozumiałabym nieco inaczej niż powyżej, bardziej, że nie mam zupełnie wpływu na to.  Może młodzi Chińczy tak odbierają swoją styuację, jednak chyba troszeczkę mają. Mogą się sprzeciwić tradycji, choć pewnie będzie to kosztem życia i przyjemności z niego. Czego chyba znowu zachodnie podejście nie zrozumie.

Ale nie chciałam się rozpisywać o tym co w Chinach piszczy. Chciałam sobie zachować takie memento o czymś, co się często w życiu przewija. A wybór niby jest, a każdy wydaje się zły.








piątek, 1 czerwca 2018

Troszeczkę wiejskiego folkloru

Wczoraj wieczorem, w zasadzie już nocą, bo gdzieć blisko północy, położyłam się spać. Okno otwarte, bo upały lipcowe, choć to końcówka maja. Tuż za płotem mamy kurnik; z kurnika rozległo się przejmujące gdakanie. Takie trochę inne, niż gdy kura jest po prostu spłoszona i się wydziera.
Stwierdziłam: 'Acha, mamy wizytę liska'. Zajrzałam do okna i faktycznie, przebiegał sobie przez nasz trawnik.
Dzisiaj rano obejrzałam jak wygląda płot. Poprzednim razem (w ubiegłym roku) lisek przelazł pod płotem. Tym razem musiał chyba z kurą przejść górą.  Porozrzucane pióra były świadectwem tragicznego wydarzenia.

Etykiety

życie rodzinne (124) ogród (121) budowa (102) przetwory (31) marudzenie (28) plany (28) jojczenie (27) dywagacje (21) sso (20) filozofowanie (17) rośliny (17) dach (16) obserwacje (15) przyroda (15) zwierzęta (15) działka (14) mieszkanie (14) przyłącza (14) wnętrza (14) aranżacje (13) finanse (13) ogólne (13) życie na wsi (13) problemy (11) stan 0 (11) woda (11) covid19 (10) droga (10) nalewki (10) przepisy (9) sąsiedzi (9) kalkulacje (8) marzenia (8) okna (8) ptaki (8) wspomnienia (8) z netu (8) święta (8) ciocia dobra rada (7) prąd (7) bździuny (6) ogrzewanie (6) sądziad (6) absurdy (5) instalacje (5) kot (5) książki (5) radości (5) wiosna (5) zasłony (5) zdjęcia (5) zima (5) co ja robię tu? (4) elewacja (4) historycznie (4) kanalizacja (4) nie wiem co powiedzieć (4) politycznie tfu (4) sprawy wsi (4) wygrzebane z lamusa (4) łazienki (4) drzwi (3) fontanna (3) gaz (3) genealogia (3) inspiracje (3) kuchnia (3) odkrycia (3) pory roku (3) schody (3) wino (3) wyczytane (3) cuda natury (2) dokumenty (2) dom (2) energooszczędność (2) kompost (2) ku pamięci (2) ogrodzenie (2) pet challenge (2) piękne słowa (2) podłoga (2) przeprowadzka (2) ssz (2) wymiękam (2) zioła (2) a (1) bruki (1) dialogi (1) domek na drzewie (1) działania (1) kosopleciny (1) krupnik (1) muzyka (1) okolica (1) pogoda (1) poidełko (1) pytania bez odpowiedzi (1) reklama (1) strachy na lachy (1) szkoła (1) słowiańszczyzna (1) taras (1) tydzień Ziemi (1) wynajem (1) wypieki (1) z dialogów (1) zbiory (1) śmieci (1)