sobota, 12 stycznia 2013

Klikacz

Na początek ostrzegam: będę warczeć.

Kiedyś przy jakiejś okazji miałam wątpliwą przyjemność oglądania reklamy. Reklama bodajże dotyczyła perfum. Męskich? Ktoś tam biegał i klikał jakimś urządzeniem - licznikiem. Co zliczał, w swojej ignorancji nie opanowałam. Wielka mi strata. Niemniej dzisiaj urządzenie przypomniało mi się i nazwijmy je roboczo klikacz.

Obraz klikacza pojawił mi się żywo przed oczami, gdy - po raz kolejny dnia dzisiejszego - z zapałem biegałam po chałupie przekładając rzeczy w dobre bądź lepsze miejsce. Praktycznie codziennie biegam, przynajmniej w kilku sesjach, starając się przywrócić pierwotny (czytaj: jakże cudownie ustalony, zgodnie z zasadami 'gdzie każda rzecz powinna się znaleźć w imię ergonomii, wygody i luksusu posiadacza') ład. Czyż nie cudownie jest mieć schludne mieszkanko, gdzie każda rzecz, jakże praktyczna i użyteczna (czy to nie to samo?) ma swoje miejsce. Właściciel patrząc na ten obraz pojmuje własną siłę sprawczą w opanowaniu chaosu świata, co podnosi jego morale, doprowadza do katharsis, orgazmu czy innego stanu nadświadomości, zespolenia z siłami wyższymi czy kto tam sobie co wymyśli.

I co?

'Chciałby nad poziomy człek, a tu ciągle niż,
Nie uciągnie pusty łeb ciężkiej dupy w zwyż...

Jakby to kabaret 'Potem' podsumował.

To po jaką cholerę (za przeproszeniem) po kilka(naście) razy dziennie, jak jakaś naiwna miotam się przekładając rzeczy z prawa na lewo i z dołu do góry?

ciach
do klikacza będę musiała wrócić chyba następnym razem. Trzeba znowu kilka rzeczy przemieścić


Dzień później, już ze znacznie obniżonym ciśnieniem ;)

O czymże to ja... O ciągłym lataniu i przekładaniu z miejsca na miejsce. Szykował mi się dłuższy wywód na ten temat. Tym razem jednak pójdę na skróty. Co z klikaczem? W pewnym momencie sobie wyobraziłam, że latając po tej chałupie i przekładając rzeczy w miejsca 'dobre bądź lepsze', klikam jednocześnie za każdym przełożonym przedmiotem.

Jaki byłby wynik dzienny klikania?

Jedna rzecz mnie martwi. Nie spotkałam jeszcze nikogo, kto by dostał takiej awersji na wykonywanie przecież codziennych czynności domowych. I to takich, które - jak myślę - powinno się wykonywać automatycznie, bez angażowania uwagi, a na pewno bez takiego wkładu emocjonalnego, jaki ja mam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Etykiety

życie rodzinne (124) ogród (121) budowa (102) przetwory (31) marudzenie (28) plany (28) jojczenie (27) dywagacje (21) sso (20) filozofowanie (17) rośliny (17) dach (16) obserwacje (15) przyroda (15) zwierzęta (15) działka (14) mieszkanie (14) przyłącza (14) wnętrza (14) aranżacje (13) finanse (13) ogólne (13) życie na wsi (13) problemy (11) stan 0 (11) woda (11) covid19 (10) droga (10) nalewki (10) przepisy (9) sąsiedzi (9) kalkulacje (8) marzenia (8) okna (8) ptaki (8) wspomnienia (8) z netu (8) święta (8) ciocia dobra rada (7) prąd (7) bździuny (6) ogrzewanie (6) sądziad (6) absurdy (5) instalacje (5) kot (5) książki (5) radości (5) wiosna (5) zasłony (5) zdjęcia (5) zima (5) co ja robię tu? (4) elewacja (4) historycznie (4) kanalizacja (4) nie wiem co powiedzieć (4) politycznie tfu (4) sprawy wsi (4) wygrzebane z lamusa (4) łazienki (4) drzwi (3) fontanna (3) gaz (3) genealogia (3) inspiracje (3) kuchnia (3) odkrycia (3) pory roku (3) schody (3) wino (3) wyczytane (3) cuda natury (2) dokumenty (2) dom (2) energooszczędność (2) kompost (2) ku pamięci (2) ogrodzenie (2) pet challenge (2) piękne słowa (2) podłoga (2) przeprowadzka (2) ssz (2) wymiękam (2) zioła (2) a (1) bruki (1) dialogi (1) domek na drzewie (1) działania (1) kosopleciny (1) krupnik (1) muzyka (1) okolica (1) pogoda (1) poidełko (1) pytania bez odpowiedzi (1) reklama (1) strachy na lachy (1) szkoła (1) słowiańszczyzna (1) taras (1) tydzień Ziemi (1) wynajem (1) wypieki (1) z dialogów (1) zbiory (1) śmieci (1)