czwartek, 4 lipca 2019

Przetwory i...

...i zobaczyłam po raz kolejny grządki Skorki. Takich, to się chyba nie dorobię. Pięć lat dziubię w ogródku, sadzę kolejne kwiatki, a grządki z fasolką, pietruszką czy koperkiem ani widu, ani słychu. Hmm...

Za to przetwory z własnych krzaków i drzew, to czemu  nie. Dziś opitoliłam czerwoną porzeczkę, a Łu z Po wisienkę. Tzn. głównie Łu zbierał. Po udawała, bo wszystko inne było ciekawsze, łącznie z jakąś psią kupą, którą znalazłam na naszym trawniku. Nie wiem czyje to kupsko. Na kocie za duże. Poza tym na środku trawnika! Koty raczej chowają co zrobią. Tylko jaki pies tu do nas włazi? Bo to już nie pierwsze znalezisko. Ale nie ważne.
Zebrałam porzeczki czerwone. Wysżło trochę ponad pół kilo. Niewiele, ale część już opadła, bo czerwone są od dość dawna, poza tym krzaczek mały, schowany pod jedną z wiśni i aronią, nadżerany notorycznie przez mszyce hodowane przez mrówki. W każdym razie taki raczej bidulek bym powiedziała. Niemniej jednak uparłam się zrobić galaretkę z czerwonej porzeczki. Z pewną nieśmiałością, bo z niewiadomych mi powodów gdy galaretkę robiła matula, to zawsze wychodziła taka jakaś dziwna. Ani sok, ani galaretka. A tu podgotowałam, przetarłam przez sito, ledwie podgrzałam (miało się gotować 15-20 minut, ale chyba nawet tyle nie wyszło) i skórka w garnku twardnieje, więc niewiele myśląc przelałam do słoików. Wyszło niewiele, bo dwa nieco większe i jeden mały słoiczek. Zawsze coś. Zostały ze dwie łyżki galaretki, którą wyłożyłam na talerzyk. Stężała praktycznie od razu.

Eee, chciałam dodać zdjęcia, ale... jedno, że mi blog ich coś znowu nie widzi, drugie, że zrobiłam dzisiaj ileś zdjęć, widziałam, że się robią, ale nie ma! Nie ma na telefonie. To już zupełnie nie wiem o co chodzi. Ostatnio coś gugiel zaczął  mi jakieś kopie zapasowe robić niepytany. Mam wrażenie, że kopię owszem robi, ale sobie. Zaś ja zostaję bez zdjęć.

No mówię, jakieś cuda. Były wcześniej dwa zdjęcia (z kilku, które zrobiłam). Dorobiłam dwa. Z tych mam jedno, za to pojawiło się jedno z tych, których nie było. Za to blog zobaczył zdjęcie z 30 czerwca. Odpadam. Kurde.

Dzień później.

Jakieś zdjęcia się pojawiły, ale nie wszystkie. W każdym razie tu są trzy galaretki porzeczkowe:

A tu wiśnie się macerują w cukrze:
 A tu już niby konfitura robi. Choć czegoś nie rozumiem.  W przepisie było, żeby wiśnie zasypać częścią cukru, do puszczenia soku.  Ze szklanki wody i drugiej części cukru należało zrobić syrop, a potem całość delikatnie smażyć ok. 1,5 godziny, żeby odparować wodę. Stwierdziłam, że bez sensu dodawać szklankę wody, żeby ją potem odparowywać. Odlałam sok z wiśni i z niego zrobiłam syrop. Ale po dodaniu wiśni i gotowaniu ze trzy godziny (wczoraj godzina i dzisiaj dwie) konsystencja była tak płynna, że wyjęłam wiśnie, dość gwałtownie odparowałam ile się dało wody. Konfitury i tak są płynne. Wiśnie wybierałam z mniejszą ilością płynu i ostatni słoiczek, to tylko sam syrop wiśniowy. Nie wiem co zrobiłam nie tak. A na zdjęciu w tle widać na talerzyku galaretkę porzeczkową. Ścięła się pięknie. Słoiki studziłam odwrócone do góry nogami i teraz galaretka nie chce spaść na dół.
W każdym razie bilans: 3 słoiczki galaretki z porzeczki czerwonej, 6 konfitury wiśniowej i 1 słoiczek syropu z wiśni.


2 komentarze:

  1. Siorko, ja też czasem nie ogarniam, dlaczego niektóre potrawy mi nie wychodzą. Myślę, że z przepisami na przetwory jest tak, że powinno się robić według nich, bo nie na darmo nasze Prapra... i tak dalej ...Babcie, metodą prób i błędów, doszły do ostatecznych wniosków. Pewnie wodny roztwór cukru to jakiś katalizator reakcji i nie wolno pomijać tego etapu. I już.

    OdpowiedzUsuń
  2. A mi się trochę wydaje, że jednak najpierw ten syrop wodno-cukrowy, to trzeba zrobić taki mocno gęsty, czyli to gwałtowne odparowywanie, które zrobiłam później. Po południu, gdy przekładałam słoiczki, to widziałam, że słoiczki z odparowanym syropem są takie fajne, gęste jak miód. Więc idea chyba nie była taka zła.

    OdpowiedzUsuń

Etykiety

życie rodzinne (124) ogród (121) budowa (102) przetwory (31) marudzenie (28) plany (28) jojczenie (27) dywagacje (21) sso (20) filozofowanie (17) rośliny (17) dach (16) obserwacje (15) przyroda (15) zwierzęta (15) działka (14) mieszkanie (14) przyłącza (14) wnętrza (14) aranżacje (13) finanse (13) ogólne (13) życie na wsi (13) problemy (11) stan 0 (11) woda (11) covid19 (10) droga (10) nalewki (10) przepisy (9) sąsiedzi (9) kalkulacje (8) marzenia (8) okna (8) ptaki (8) wspomnienia (8) z netu (8) święta (8) ciocia dobra rada (7) prąd (7) bździuny (6) ogrzewanie (6) sądziad (6) absurdy (5) instalacje (5) kot (5) książki (5) radości (5) wiosna (5) zasłony (5) zdjęcia (5) zima (5) co ja robię tu? (4) elewacja (4) historycznie (4) kanalizacja (4) nie wiem co powiedzieć (4) politycznie tfu (4) sprawy wsi (4) wygrzebane z lamusa (4) łazienki (4) drzwi (3) fontanna (3) gaz (3) genealogia (3) inspiracje (3) kuchnia (3) odkrycia (3) pory roku (3) schody (3) wino (3) wyczytane (3) cuda natury (2) dokumenty (2) dom (2) energooszczędność (2) kompost (2) ku pamięci (2) ogrodzenie (2) pet challenge (2) piękne słowa (2) podłoga (2) przeprowadzka (2) ssz (2) wymiękam (2) zioła (2) a (1) bruki (1) dialogi (1) domek na drzewie (1) działania (1) kosopleciny (1) krupnik (1) muzyka (1) okolica (1) pogoda (1) poidełko (1) pytania bez odpowiedzi (1) reklama (1) strachy na lachy (1) szkoła (1) słowiańszczyzna (1) taras (1) tydzień Ziemi (1) wynajem (1) wypieki (1) z dialogów (1) zbiory (1) śmieci (1)