czwartek, 3 stycznia 2019

Za oknem...

...nastała zima.
Kilkuletnie doświadczenie nauczyło mnie, że jeżeli śnieg gwałtownie zasypuje drogi, robi się ślisko i kierowcy walcza na drodze o życie, to najlepszym rozwiązaniem jest zostanie w domu. Wypraktykowałam to już kilkukrotnie. Żeby było ciekawiej, to w ostatnich latach zazwyczaj po przerwie świąteczno-noworocznej, która jest ciemna, bura, błotnista i mokra, przychodzi ranek z kurniawą (czyż nie ładne jest to polskie słowo?). Wszyscy (a chyba nawet więcej niż zazwyczaj) kierowcy wsiadają do swoich czołgów i 15-20 km na godzinę przesuwają się w kierunku pracy. Walcząc o życie na każdym zakręcie, czy skrzyżowaniu. Prószący śnieg budzi przerażenie w oczach (wiem, trochę dramatyzuję).
Wczoraj w pracy zapowiedziałam, że gdyby się trafił taki dzień, to ja planuję oszczędzić sobie stresów w życiu i zostać w domu. Nie przewidziałam, że nastąpi to tak szybko, bo już dzisiaj rano...
Jeszcze o 6:30 wyszłam do garażu po mleko. Łukasz w tym czasie odbywał swoją poranną przebieżkę. Było czarno, wilgotno, ale nic nie zapowiadało, że jakieś pół godziny póżniej Pola zaskoczy nas: 'o, jak biało na dworze!'. Faktycznie! Cały ogródek rozświetlił już 'biały puszek' (o białym puszku na koniec). Mimo wszystko, ze względu na fakt, że potrzebne mi materiały wywiozłam sobie do pracy, stwierdziłam, że jednak pojadę.
Łu wyjechał pierwszy. Już z drogi zdawał relacje, że niebezpiecznie ślisko. Z Polcią wyjechałyśmy, ale na głównej ulicy zatrzymał nas równy rząd samochodów poruszajacych się w tempie niewiele szybszym niż człowiek. Po ujechaniu kawałka i to ustało. Dobrnęłyśmy jeszcze do marketu, gdzie porzuciłyśmy pojazd i piechotką udałyśmy się do szkoły. I to był bardzo przyjemny spacer w sypiącym śniegu, brodzący po kostki, z rozdmuchiwaniem puszku przy tupaniu nogami. Zasypane dotarłyśmy do szkoły wzdłuż szpaleru wolno posuwających się pojazdów. Tylko smród smogu był w sumie mało przyjemny. Fuj.

Spacer razem w jedną stronę, potem już samotnie do landary, po drodze obserwując wyczyny samochodów, rozjeżdżające się koła, przerażenie w oczach itd. I powrót do ciepłej chałupki. Odśnieżyłam podjazd i obserwuję jak się sytuacja rozwija na dworze. Już się - niestety- przejaśnia. Z przyjemnością poobserwowałabym opady jeszcze przez parę godzin. Łukasz pewnie nie, bo dzisiaj musi jakieś sprawy naprawcze z samochodem pozałatwiać i taka pogoda mocno mu utrudnia plany, ale cóż. ;)
A ogródek wygląda tak:
Tu akurat chyba Majonez się nawinął.

Dodatkowo trochę poodgarniałam śnieg. I przypomniała mi się historyjka, którą tato Łu często nam cytował swego czasu (skopiowana stąd: http://www.beka.pl/txt_bieszczady.php, ale wklejam, bo widzę, że jednak różne rzeczy z netu znikają):

12 sierpnia. 

Przeprowadziliśmy się do naszego nowego domu, Boże jak tu pęknie. Drzewa wokół wyglądają tak majestatycznie. Wprost nie mogę się doczekać, kiedy pokryją się śniegiem. 

14 października 

Bieszczady są najpiękniejszym miejscem na ziemi! Wszystkie liście zmieniły kolory - tonacje pomarańczowe i czerwone. Pojechałem na przejażdżkę po okolicy i zobaczyłem kilka jeleni. Jakie wspaniale! Jestem pewien, że to najpiękniejsze zwierzęta na ziemi. Tutaj jest jak w raju. Boże, jak mi się tu podoba. 

11 listopada. 

Wkrótce zaczyna się sezon polowań. Nie mogę sobie wyobrazić, jak ktoś może chcieć zabić cos tak wspaniałego, jak jeleń. Mam nadzieje, że wreszcie zacznie padać śnieg. 

2 grudnia 

Ostatniej nocy wreszcie spadł śnieg. Obudziłem się i wszystko było przykryte białą kołdrą. Widok jak pocztówki bożonarodzeniowej. Wyszliśmy na zewnątrz, odgarnęliśmy śnieg ze schodów i odśnieżyliśmy drogę dojazdowa. Zrobiliśmy sobie świetna bitwę śnieżną (wygrałem) a potem przyjechał pług śnieżny i znowu musieliśmy odśnieżyć drogę dojazdowa. Kocham Bieszczady. 

12 grudnia. 

Zeszłej nocy znowu spadł śnieg. Pług śnieżny znowu powtórzył dowcip z droga dojazdowa. Po prostu kocham to miejsce. 

19 grudnia 

Kolejny śnieg spadł zeszłej nocy. Ze względu na nieprzejezdna drogę dojazdowa nie dojechałem do pracy. Jestem kompletnie wykończony odśnieżaniem. Pieprzony pług śnieżny. 

22 grudnia 

Zeszłej nocy napadało jeszcze więcej tych białych gówien. Cale dłonie mam w pęcherzach od łopaty. Jestem przekonany, ze pług śnieżny czeka tuż za rogiem, dopóki nie odśnieżę drogi dojazdowej. Skurwysyn! 

25 grudnia 

Wesołych Pierdolonych Świat! Jeszcze więcej gównianego śniegu. Jak kiedyś wpadnie mi w ręce ten skurwysyn od pługu śnieżnego...przysięgam - zabije. Nie rozumiem, dlaczego nie posypia drogi solą, żeby rozpuściła to cholerstwo. 

27 grudnia 

Znowu to białe gówno napadało w nocy. Przez trzy dni nie wytknąłem nosa, z wyjątkiem odśnieżania drogi dojazdowej za każdym razem, kiedy przejechał pług. Nigdzie nie mogę dojechać. Samochód jest pogrzebany pod górą białego gówna. Meteorolog znowu zapowiadał dwadzieścia piec centymetrów tej nocy. Możecie sobie wyobrazić, ile to oznacza łopat pełnych śniegu? 

28 grudnia 

Meteorolog się mylił! Tym razem napadało osiemdziesiąt piec centymetrów tego białego cholerstwa. Teraz to nie odtają nawet do lata. Pług śnieżny ugrzązł w zaspie a ten łajdak przyszedł pożyczyć ode mnie łopatę! Powiedziałem mu, ze sześć już połamałem kiedy odgarniałem to gówno z mojej drogi dojazdowej, a potem ostatnią rozwaliłem o jego zakuty łeb. 

4 stycznia 

Wreszcie wydostałem się z domu. Pojechałem do sklepu kupić cos do jedzenia i kiedy wracałem, pod samochód wpadł mi cholerny jeleń i całkiem go rozwalił. Narobił szkód na trzy tysiące. Powinni powystrzelać te pieprzone zwierzaki. Ze tez myśliwi nie rozwalili wszystkich w sezonie! 

3 maja 

Zawiozłem samochód do warsztatu w mieście. Nie uwierzycie, jak zardzewiał od tej pieprzonej soli, którą posypują drogi. 

18 maja 

Przeprowadziłem się z powrotem nad morze. Nie mogę sobie wyobrazić, jak ktoś kto ma odrobinę zdrowego rozsądku, może mieszkać na jakimś zadupiu w Bieszczadach. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Etykiety

życie rodzinne (124) ogród (121) budowa (102) przetwory (31) marudzenie (28) plany (28) jojczenie (27) dywagacje (21) sso (20) filozofowanie (17) rośliny (17) dach (16) obserwacje (15) przyroda (15) zwierzęta (15) działka (14) mieszkanie (14) przyłącza (14) wnętrza (14) aranżacje (13) finanse (13) ogólne (13) życie na wsi (13) problemy (11) stan 0 (11) woda (11) covid19 (10) droga (10) nalewki (10) przepisy (9) sąsiedzi (9) kalkulacje (8) marzenia (8) okna (8) ptaki (8) wspomnienia (8) z netu (8) święta (8) ciocia dobra rada (7) prąd (7) bździuny (6) ogrzewanie (6) sądziad (6) absurdy (5) instalacje (5) kot (5) książki (5) radości (5) wiosna (5) zasłony (5) zdjęcia (5) zima (5) co ja robię tu? (4) elewacja (4) historycznie (4) kanalizacja (4) nie wiem co powiedzieć (4) politycznie tfu (4) sprawy wsi (4) wygrzebane z lamusa (4) łazienki (4) drzwi (3) fontanna (3) gaz (3) genealogia (3) inspiracje (3) kuchnia (3) odkrycia (3) pory roku (3) schody (3) wino (3) wyczytane (3) cuda natury (2) dokumenty (2) dom (2) energooszczędność (2) kompost (2) ku pamięci (2) ogrodzenie (2) pet challenge (2) piękne słowa (2) podłoga (2) przeprowadzka (2) ssz (2) wymiękam (2) zioła (2) a (1) bruki (1) dialogi (1) domek na drzewie (1) działania (1) kosopleciny (1) krupnik (1) muzyka (1) okolica (1) pogoda (1) poidełko (1) pytania bez odpowiedzi (1) reklama (1) strachy na lachy (1) szkoła (1) słowiańszczyzna (1) taras (1) tydzień Ziemi (1) wynajem (1) wypieki (1) z dialogów (1) zbiory (1) śmieci (1)