poniedziałek, 9 września 2019

Naprawdę nie wiem...

...jak do tego doszło. Chyba najbardziej winne są tu szpaki. Ale od początku.
Wczoraj była niedziela. Miałam ją spędzić leniwie w domu. Taki był plan. Że zrobi się co nieco przy okazji leniuchowania, ale generalnie nic.
Tylko.
Raz spojrzałam za okno, a tu całe stado szpaków rzuciło się na winogrona. MOJE winogrona! Samodzielnie wybierane, sadzone, przycinane... W zeszłym roku po raz pierwszy mieliśmy troszeczkę zbioru. Zjedliśmy wszystko ze smakiem. W tym roku jeszcze nie zaczęliśmy za bardzo podjadać, choć winogrona już były słodkie. Niestety, dość małe ze względu na suszę. Planowałam je przetrzymać na deszczach, potem jeszcze na słońcu i dopiero później zabrać się za zbieranie. A tu młóckarnia wpadła taka... myślałam, że nie zdążę dobiec, żeby je zgonić. Chyba na razie tylko granatowe wypatrzyły, bo tam urzędowały. Wygoniłam, poleciałam po miskę i zbieram... miski mało... poszłam po drugą michę... wtedy chyba zobaczyły, że ja coś innego zbieram, bo jak wróciłam z drugą michą (sekund pięć), to całe stado siedziało w białych winogronach. Więc już nigdzie nie szłam, tylko zbierałam i zbierałam, aż wyzbierałam co się dało. Najpiękniejsze niestety od strony sąsiada rosły, i tam nie sięgałam. :(


Nie wiem ile tego kilogramów wyszło. Nie mogłam unieść w każdym razie. Najpierw zrobiłam dwa gary owoców, z których wyszło jakieś 3 litry soku i 7 słoików czegoś, co miało być dżemem, ale w zasadzie galaretką, ale że nie stężało, to w zasadzie nie wiem co to jest. Wypije się chyba z herbatą w zimie.
Ale po obrobieniu tych dwóch garów to już nie wiedziałam co zrobić z resztą. Tacie się zarzekałam, że wina absolutnie nie chcę robić i niech mi nie przywozi balonów. No i zostałam z winogronami bez balona. I co teraz?

Po pracy pojechałam do Leroya i kupiłam: balon 15 l, drożdże z pożywką, korek (do dupy; znaczy nie do dupy, tylko do niczego) ,  rurki, duży lejek do wsypywania owoców.

W domu balon umyłam, winogrona trochę przepłukałam, obrałam same czyste owoce. Wyszło tego jeszcze ok. 9 kg. I zabrałam się za szukanie przepisu. Były takie, żeby zrobić moszcz, po iluś godzinach coś z tym moszczem, po kolejnych dodać coś, potem coś, potem zlać, potem dolać, potem dosypać, potem... nie. Tak to ja się bawić nie zamierzałam.
Zatem znalazłam chyba najprostszy przepis na wino z białych winogron, koleżanka zaczęła ładować owoce do baniaka, ale, zaraz, zaraz, tam jest 4 kg owoców + 6 litrów wody + 2 kg cukru. A ja mam 9 kg owoców, więc jakieś 13 l wody i 4 kg cukru. Gdzie ja to zmieszczę do baniaka 15 l, skoro ok 1/3 musi zostać? Pozbierałam się z koleżanką i zamiast popijać piwo pojechałyśmy po drugi balon.
Balony w marketach są generalnie do dupy. Krzywe, mają dużo pęcherzyków powietrza. Korki do nich nie pasują, a może to one nie pasują do korków. I kosztują miliony zamiast 30 zł.

Drożdży mam dwa typy: madera i tradycyjne winiarskie. Zrobiłam, jak napisali, zaczyn czy zacier czy jeszcze pewnie inaczej to się nazywa (winogrona rozgniecione z wodą i cukrem i pasteryzowane 30 minut pewnie, żeby wytłuc drożdże z winogron, żeby się dzikie nie mnożyły, tylko te, co trzeba) i teraz czekam, aż wszystko ostygnie do 30 st. C. Chyba  na łeb upadłam.

I teraz mam:
Dwa balony z ok. 4,5 kg winogron każdy. Do jednego korek co wejdzie, to wyskoczy.
Dwa słoiki z zaczynem, zacierem, czy też 'matką drożdżową'.
Gar wody z cukrem (za ciepły żeby wlać).

I teraz, gdybym siedziała w domu, to byłoby mi rybka, czy zrobię to teraz, czy rano, czy w południe. Ale się miotam, czy czekać teraz aż przestygnie, bo rano pewnie nie zdążę (a trzeba będzie wtedy podgrzać 'matkę'); czy jednak rano; w południe mnie nie będzie; a po południu to już może będzie za późno, i muchy będą latać jak szalone (już latają) a ten jeden korek to wyskakuje.
Urobek z winogron na razie wygląda tak:


Mogłam jednak trzeba było szpakom oddać te winogrona?

3 komentarze:

  1. Oddaj szpakom wino! :D
    My mamy zaledwie odrobinę winogron w tym roku i badzo niewiele aktinidii, ale chyba na szczęście, bo nie mam pojęcia, kiedy miałabym się tym zająć... (Uśmiałam się z tego korka w dupie!)

    OdpowiedzUsuń
  2. A wyskakujący korek przybandażuj, żeby siedział we właściwym miejscu. Albo owiń razem z szyjką folią spożywczą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo, dzięki za te podpowiedzi z korkiem. Bo już myślalam o sznurku, ale folia czy bandaż będą prostsze.

    OdpowiedzUsuń

Etykiety

życie rodzinne (124) ogród (121) budowa (102) przetwory (31) marudzenie (28) plany (28) jojczenie (27) dywagacje (21) sso (20) filozofowanie (17) rośliny (17) dach (16) obserwacje (15) przyroda (15) zwierzęta (15) działka (14) mieszkanie (14) przyłącza (14) wnętrza (14) aranżacje (13) finanse (13) ogólne (13) życie na wsi (13) problemy (11) stan 0 (11) woda (11) covid19 (10) droga (10) nalewki (10) przepisy (9) sąsiedzi (9) kalkulacje (8) marzenia (8) okna (8) ptaki (8) wspomnienia (8) z netu (8) święta (8) ciocia dobra rada (7) prąd (7) bździuny (6) ogrzewanie (6) sądziad (6) absurdy (5) instalacje (5) kot (5) książki (5) radości (5) wiosna (5) zasłony (5) zdjęcia (5) zima (5) co ja robię tu? (4) elewacja (4) historycznie (4) kanalizacja (4) nie wiem co powiedzieć (4) politycznie tfu (4) sprawy wsi (4) wygrzebane z lamusa (4) łazienki (4) drzwi (3) fontanna (3) gaz (3) genealogia (3) inspiracje (3) kuchnia (3) odkrycia (3) pory roku (3) schody (3) wino (3) wyczytane (3) cuda natury (2) dokumenty (2) dom (2) energooszczędność (2) kompost (2) ku pamięci (2) ogrodzenie (2) pet challenge (2) piękne słowa (2) podłoga (2) przeprowadzka (2) ssz (2) wymiękam (2) zioła (2) a (1) bruki (1) dialogi (1) domek na drzewie (1) działania (1) kosopleciny (1) krupnik (1) muzyka (1) okolica (1) pogoda (1) poidełko (1) pytania bez odpowiedzi (1) reklama (1) strachy na lachy (1) szkoła (1) słowiańszczyzna (1) taras (1) tydzień Ziemi (1) wynajem (1) wypieki (1) z dialogów (1) zbiory (1) śmieci (1)