niedziela, 9 grudnia 2012

Dlaczego lubię Ikeę

Byliśmy dzisiaj w Ikei. Pewnie większość Polaków, przynajmniej tych mieszkających w okolicy większych miast, zagląda tam od czasu do czasu. O sklepie można pewnie wiele powiedzieć, zarówno na plus, jak i na minus. Niemniej ja mam raczej pozytywne odczucia. Powodów jest co najmniej kilka.
1. Relacja jakości do ceny. Można oczywiście powiedzieć, że jest to typowy market, o cenach i jakości marketowej. Stety/niestety ile procent Polaków stać na niemarkety? Robiłam kiedyś porównanie między Ikea a firmą produkującą meble na wymiar wykonania kuchni. Porównywałam meble o podobnym wyglądzie i standardzie. Relacja cen wyszła mniej więcej 1:3.
2. Jeszcze o jakości. Zapewne można znaleźć w Ikei produkty dobre i kiepskie. Nie spotkałam się jednak z produktem nie spełniających wymagań przeznaczenia. Być może dlatego, że od plastikowej rzeczy, wyglądającej jak jednorazówka i w cenie jednorazówki nie oczekiwałam trwałości na lata. Tu od razu dodam, że nie kupuję takich rzeczy, które wyglądają na jednorazówki - jakoś się to kłóci z moją potrzebą poczucia solidności i trwałości rzeczy. Chociaż nie, jedną z rzeczy, którą kupiliśmy 'tymczasowo' był worek na pranie, na metalowym stelażu. W planach mieliśmy zakup wiklinowego kosza, którego jednak do tej pory (10 lat ;) ) nie nabyliśmy. Tymczasówka wytrzymała jednak kilka lat i po jej połamaniu... kupiliśmy drugą taką samą. Wiklinowy kosz ciągle w planach.
3. Jakość obsługi. Praktycznie niewiele mieliśmy kontaktów z personelem I. Nigdy nie zdarzyło nam się załatwiać formalności reklamacyjnych - być może to nasze 'zezowate' szczęście. Niemniej chciałabym tu przytoczyć jedną sytuację. Dla naszego syna kupiliśmy w Ikea łóżeczko. Najtańsze i najprostsze w asortymencie. 10 lat temu kosztowało ok. 80-90 zł. Gdy już przestało być potrzebne pożyczyliśmy je jednym, później drugim znajomym. W komplecie wróciło do nas, jednak gdy było potrzebne dla Po - nie mogliśmy znaleźć śrub. Niewiele myśląc, mimo iż 8 lat już minęło od czasu kupienia, poszłam do sklepu z pytaniem, czy nie mogłabym takich śrub kupić. Nie było, ale pan poprosił mnie o adres. Po dwóch tygodniach przyszła do nas przesyłka prosto ze Szwecji ze śrubami. Za darmo. Tzn. dla nas za darmo, bo koszty przesyłki były wyższe niż koszt zakupu nowego łóżeczka!
4. Dostępność elementów. Praktycznie opisałam we wcześniejszym punkcie, ale dodam inny przykład. Z dwóch kompletów sztućców wyparowały nam 3 łyżeczki. Co można było zrobić? Kupiliśmy same łyżeczki z towarów przecenionych (zdekompletowanych). Od kilku lat dokupujemy po kilka sztuk brakujące elementy zastawy.
5. Dopasowanie asortymentu. A... jakoś tak nam pasują poszczególne elementy do siebie. Da się dobrać w różnych zestawach bardzo szerokie grupy: kuchnia + jadalnia + pokój. My mamy praktycznie jedną przestrzeń w mieszkaniu, z zamkniętą łazienką i zamykanym (choć rzadko) pokojem dla dzieci. Jak myślę nic się między sobą nie gryzie. Gdybyśmy chcieli dobrać elementy różnych producentów, nie byłoby tak łatwo. Pewnie fajnie, gdy w mieszkaniu latami są dobierane elementy, ale pierwsze co, to trzeba w nim zamieszkać i żyć na co dzień. Czyż nie?
6. Prostota - styl skandynawski. Może nie wszystkim, ale nam pasuje. De gustibus non disputandum est.
7. Wszystko w jednym miejscu. A tak, to ważne, choć może - niestety. Na chodzenie po sklepach nie mam po prostu czasu.
8. Propozycje aranżacji. Nie każdy kończył architekturę wnętrz. Nie każdy ma pojęcie o ergonomii czy wyobraźnię przestrzenną.
9. Skupienie na szczegółach. Podoba mi się, że elementy są zunifikowane. Pudełka pasują do miejsca w szafkach, kubeczki mają wycięcia w dnie, żeby woda spływała itp.
10. Rodzinne zakupy. Coś, co powoduje, że - odwrotnie niż w innych sklepach - po kolejnej wizycie nie mówię sobie 'nigdy więcej'. Czasem wybieramy się tam całą naszą czteroosobową bandą i przejście przez wszystkie sklepowe atrakcje nie jest proste. Jest jednak tak zorganizowane, że udaje się wyjść bez piany na pysku, z zakupionymi wszystkimi przedmiotami, które zaplanowaliśmy. Często z czymś jeszcze i to coś jeszcze praktycznie jest przyczyną dzisiejszego posta...
;)
...Praktycznie wychodząc natknęliśmy się na kubeczki z nasionkami. W zestawie są trzy kubeczki, sprasowana bryłka kokosowego podłoża i nasionka. Tutaj link do produktu Ikea. Kupiłam. A co! Z Mimonem posialiśmy mały ogródek. Jak nie ususzymy, no i jak wyrośnie, to w lutym będziemy ziółka na chlebek kłaść.

Teraz doniczki wyglądają tak:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Etykiety

życie rodzinne (124) ogród (121) budowa (102) przetwory (31) marudzenie (28) plany (28) jojczenie (27) dywagacje (21) sso (20) filozofowanie (17) rośliny (17) dach (16) obserwacje (15) przyroda (15) zwierzęta (15) działka (14) mieszkanie (14) przyłącza (14) wnętrza (14) aranżacje (13) finanse (13) ogólne (13) życie na wsi (13) problemy (11) stan 0 (11) woda (11) covid19 (10) droga (10) nalewki (10) przepisy (9) sąsiedzi (9) kalkulacje (8) marzenia (8) okna (8) ptaki (8) wspomnienia (8) z netu (8) święta (8) ciocia dobra rada (7) prąd (7) bździuny (6) ogrzewanie (6) sądziad (6) absurdy (5) instalacje (5) kot (5) książki (5) radości (5) wiosna (5) zasłony (5) zdjęcia (5) zima (5) co ja robię tu? (4) elewacja (4) historycznie (4) kanalizacja (4) nie wiem co powiedzieć (4) politycznie tfu (4) sprawy wsi (4) wygrzebane z lamusa (4) łazienki (4) drzwi (3) fontanna (3) gaz (3) genealogia (3) inspiracje (3) kuchnia (3) odkrycia (3) pory roku (3) schody (3) wino (3) wyczytane (3) cuda natury (2) dokumenty (2) dom (2) energooszczędność (2) kompost (2) ku pamięci (2) ogrodzenie (2) pet challenge (2) piękne słowa (2) podłoga (2) przeprowadzka (2) ssz (2) wymiękam (2) zioła (2) a (1) bruki (1) dialogi (1) domek na drzewie (1) działania (1) kosopleciny (1) krupnik (1) muzyka (1) okolica (1) pogoda (1) poidełko (1) pytania bez odpowiedzi (1) reklama (1) strachy na lachy (1) szkoła (1) słowiańszczyzna (1) taras (1) tydzień Ziemi (1) wynajem (1) wypieki (1) z dialogów (1) zbiory (1) śmieci (1)