wtorek, 3 czerwca 2014

Jestem...

...jestem.
Po pierwsze po problemach z ociepleniem straciłam trochę serce do budowy. Roboty z odkręcaniem problemów było trochę. Łu kilka dni docieplał 'stryszek' wdychając kłaki wełny mineralnej. Do oczyszczenia były też ściany, co częściowo zrobił Łu, częściowo panowie od regipsów, a na trochę i ja się załapałam. Na szczęście Łu już się obrobił z robotą, choć nie jest to tak, jak miało być, i niezadowolenie i niesmak został.
Trochę inaczej jest z regipsiarzami. Ci z kolei bardzo porządnie pracują, zrobili już sporą część sufitów. Niedługo ściany i sufity będą czekały na mnie, ale najpierw wykonawca tynków ma jeszcze zaległe szlifowanie i dokańcznie niedoróbek.

Po drugie pewnie nadal bym nic nie pisała, zawalona robotą, ale znowu jestem chora. Znowu mam gardło. Ja stawiam na jakiegoś syfa z klimatyzacji. Mama Łu wygania mnie do alergologa. Chyba jutro spróbuję się zarejestrować, ciekawe za ile miesięcy dostanę się. :/

W niedzielę na działkę trafił dziadek (Łu), czyli pradziadek Mi i Po. Gdy dorwał się do pomidorów (w liczbie dwóch), to pierwsze co zrobił, to je zatyczkował (jakimiś zdechłymi badylami nienadającymi się do niczego). Przyszedł do nas i opowiadał o pomidorach z taką radością, że dzisiaj nabyłam dodatkowych sześć krzaczków i komplet tyczek. Krzaczki wsadziłam do ziemi. Tyczki zostawiłam dziadkowi na sobotę. Niech sobie szaleje. Dla takiej radości warto. :)
Kopiąc ziemię pod pomidory pod jednym z płotów wykopałam... zaskrońca. Siedział sobie w ziemi, pewnie trochę zmarźnięty, bo dzisiaj pogoda w kratkę. W każdym razie zwierzątko odpełzło w piękny łan maków, co to wyrósł u sąsiada. Maki pokażę może trochę później, w interpretacji Łu, natomiast zaskroniec na moim zepsutym cykadle wyglądał tak:
Jako, że ostatnio widziałam w tamtym kącie również jaszczurkę, to Miłosz jest wniebowzięty. Węże i jaszczurki jakoś specjalnie go rajcują. Ciekawe jak długo jeszcze. ;)
W urzędowaniu na działce towarzyszył mi kopciuszek. Taki ptaszek. Zdjęcia nie zrobiłam, ale wygląda tak (zdjęcie z tej strony):
Bardzo interesowało go, co robię. Podlatywał, zaglądał mi do wiaderek.
Poza tym przed domkiem łaziła sobie bażancica. O taka (i z kolei z tego bloga):
I pomyśleć, że niedługo będziemy sobie mogli obserwować różne takie z własnych okien. Tylko zakrzaczyć trochę trzeba tę naszą posiadłość, bo nawet ślimaki będą nas omijać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Etykiety

życie rodzinne (124) ogród (121) budowa (102) przetwory (31) marudzenie (28) plany (28) jojczenie (27) dywagacje (21) sso (20) filozofowanie (17) rośliny (17) dach (16) obserwacje (15) przyroda (15) zwierzęta (15) działka (14) mieszkanie (14) przyłącza (14) wnętrza (14) aranżacje (13) finanse (13) ogólne (13) życie na wsi (13) problemy (11) stan 0 (11) woda (11) covid19 (10) droga (10) nalewki (10) przepisy (9) sąsiedzi (9) kalkulacje (8) marzenia (8) okna (8) ptaki (8) wspomnienia (8) z netu (8) święta (8) ciocia dobra rada (7) prąd (7) bździuny (6) ogrzewanie (6) sądziad (6) absurdy (5) instalacje (5) kot (5) książki (5) radości (5) wiosna (5) zasłony (5) zdjęcia (5) zima (5) co ja robię tu? (4) elewacja (4) historycznie (4) kanalizacja (4) nie wiem co powiedzieć (4) politycznie tfu (4) sprawy wsi (4) wygrzebane z lamusa (4) łazienki (4) drzwi (3) fontanna (3) gaz (3) genealogia (3) inspiracje (3) kuchnia (3) odkrycia (3) pory roku (3) schody (3) wino (3) wyczytane (3) cuda natury (2) dokumenty (2) dom (2) energooszczędność (2) kompost (2) ku pamięci (2) ogrodzenie (2) pet challenge (2) piękne słowa (2) podłoga (2) przeprowadzka (2) ssz (2) wymiękam (2) zioła (2) a (1) bruki (1) dialogi (1) domek na drzewie (1) działania (1) kosopleciny (1) krupnik (1) muzyka (1) okolica (1) pogoda (1) poidełko (1) pytania bez odpowiedzi (1) reklama (1) strachy na lachy (1) szkoła (1) słowiańszczyzna (1) taras (1) tydzień Ziemi (1) wynajem (1) wypieki (1) z dialogów (1) zbiory (1) śmieci (1)