wtorek, 8 marca 2016

Kamienie

Do tego posta przymierzam się od jesieni, kiedy to kaminiarze skończyli swoją pracę, czyli wykonali podjazd, ścieżki, wgłębnik na ognisko i wszelkie obwódki. Zryli w związku z tym całą działkę, przewalili kupę otoczaków z miejsca na miejsce, nawieźli mnóstwo różnego rodzaju kamieni. I te kamienie są dla mnie od jesieni utrapieniem.
Teoretycznie przed skończeniem ich pracy zapowiedziałam, że kamienie mają posprzątać. Rzeczywistość jednak wygląda tak, że przy kończeniu pracy przez jakąś ekipę zazwyczaj miałam jej już serdecznie dość i chciałam, żeby sobie jak najszybciej poszła. Nie inaczej było i tutaj. Na kompletne ukamieniowanie wszystkiego przymknęłam oko i stwierdziłam: dam radę. No i tak od jesieni daję radę. Z miernym efektem i nie wiem co z tym robić.
Dla przykładu... panowie zrobili wgłębnik z miejscem na ognisko, z którego jestem całkiem zadowolona. Dna mieli nie ruszać, bo zapowiadałam, że ta trawa co tam rośnie, to tak ma zostać. I byłoby świetnie, ale panowie stwierdzili, że oni sobie zdjęcie do portfolio zrobią, a ta trawa trochę jest, a trochę nie ma, więc dawaj... kopareczką trochę ziemi, rozprowadzić po dnie, będzie jednolicie. Tak pewnie na zdjęciu wyglądało, ale tę ziemię co ją wzięli, to z kamerdołami, co je już wszędzie rozprowadzili gdzie się dało. Czyli cały wgłębnik do wysprzątania. Ale to pikuś, kamienie były na wierzchu, to jak ziemniaczki na wykopkach przeleciało się, zebrało wiadro kamieni i jest w miarę. Gorzej, że trawa przysypana ziemią przepadła. Cały fragment jest do odtworzenia.
Na działce mieliśmy sporą pryzmę, co najmniej metr przestrzenny otoczaków. Obok niego pryzma piasku oddzielona folią. Całość miała leżeć na folii, czy leżała, to nie wiem, bo nie wiem co budowlańcy dali. Panowie pryzmę piachu i kamieni musieli przesunąć, bo obwódki trzeba było wykonać. Kopareczką rachu ciachu. W efekcie otoczaki wymieszane z piachem, glebą, folią i czym tam się dało. Bez ładu i składu. No nic, sami powiedzieliśmy, żeby to przesunęli. Ale czemu teraz te kamienie mam wszędzie. Po prostu wszędzie?
Dodatkowo panowie przywieźli do podbudowy własne kamienie - tłuczeń granitowy o różnych frakcjach. Ten też jest wszędzie, gdzie panowie grzebnęli w ziemi. Im bardziej grzebali, tym więcej. W efekcie z każdego metra kwadratowego ziemi (czy to jeszcze można nazwać ziemią?) przed domem i od połudnowej strony wyciągam co najmniej wiadro kamieni. I tak wyciągam od jesieni. I tak sobie myślę, co ja mogę z tym zrobić? Przesiewać? Z połowy działki musiałabym zebrać ziemię i przesiać. W tej chwili chodzę z grabkami i grabię, wyciągam, grabię, wyciągam. W sumie wyciągnęłam kilkadziesiąt wiader kamieni. A końca nie widać. Próbowałam zaprząc dzieci do współpracy. Do rozrzucania, to bardzo chętnie...
Po kamieniarzach przyszedł jeszcze nasz główny wykonawca, bo robił nam ogrodzenie. Szpadelkiem przerzucił sporo ziemi pod płot, żeby się dobrze ułożyło. Akurat tej ziemi z kamieniami. Czyli kolejne metry do przerobienia. Niektórzy by się pewnie nie przejmowali, tylko przykryli obecny stan warstwą ziemi i git. Ale teraz jest tak, że szpadla nie da się wbić. Walczyć z materią przez najbliższe dziesiąt lat? Dziękuję.
Co robić premierze? Co robić?

2 komentarze:

  1. Siorko, trawa wróci wiosną, nawet taka, co rzekomo zanikła.

    No, w każdym razie moja też zanikła i się pocieszam. ;) I ciekawe, że ostatnio zbieram się do posta po długiej przerwie, a dzisiaj Ty mi narobiłaś smaka. To może jutro coś napiszę. Buziaki, będę w Polsce na początku kwietnia. Z Kubą!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. :)
    Trawą się nie przejmuję. Zrobi się. W zeszłym roku robiliśmy, to i w tym damy radę mądrzejsi o doświadczenie. Z trawą to ogólnie będzie dużo roboty, bo rolki (podwójny rząd kostek granitowych, czyli te obwódki) są zrobione wg poziomu i w niektórych miejscach trzeba jeszcze dołożyć ze dwadzieścia cm ziemi. Potem dopiero trzeba będzie chyba cały tzw. trawnik przejechać glebogryzarką i zasiać od początku. Choć nie wiem czy to dobry pomysł, czy nie trzeba by najpierw zedrzeć darni, żeby był śliczny. Przyjedziesz, popatrzysz. Coś uradzimy.

    OdpowiedzUsuń

Etykiety

życie rodzinne (124) ogród (121) budowa (102) przetwory (31) marudzenie (28) plany (28) jojczenie (27) dywagacje (21) sso (20) filozofowanie (17) rośliny (17) dach (16) obserwacje (15) przyroda (15) zwierzęta (15) działka (14) mieszkanie (14) przyłącza (14) wnętrza (14) aranżacje (13) finanse (13) ogólne (13) życie na wsi (13) problemy (11) stan 0 (11) woda (11) covid19 (10) droga (10) nalewki (10) przepisy (9) sąsiedzi (9) kalkulacje (8) marzenia (8) okna (8) ptaki (8) wspomnienia (8) z netu (8) święta (8) ciocia dobra rada (7) prąd (7) bździuny (6) ogrzewanie (6) sądziad (6) absurdy (5) instalacje (5) kot (5) książki (5) radości (5) wiosna (5) zasłony (5) zdjęcia (5) zima (5) co ja robię tu? (4) elewacja (4) historycznie (4) kanalizacja (4) nie wiem co powiedzieć (4) politycznie tfu (4) sprawy wsi (4) wygrzebane z lamusa (4) łazienki (4) drzwi (3) fontanna (3) gaz (3) genealogia (3) inspiracje (3) kuchnia (3) odkrycia (3) pory roku (3) schody (3) wino (3) wyczytane (3) cuda natury (2) dokumenty (2) dom (2) energooszczędność (2) kompost (2) ku pamięci (2) ogrodzenie (2) pet challenge (2) piękne słowa (2) podłoga (2) przeprowadzka (2) ssz (2) wymiękam (2) zioła (2) a (1) bruki (1) dialogi (1) domek na drzewie (1) działania (1) kosopleciny (1) krupnik (1) muzyka (1) okolica (1) pogoda (1) poidełko (1) pytania bez odpowiedzi (1) reklama (1) strachy na lachy (1) szkoła (1) słowiańszczyzna (1) taras (1) tydzień Ziemi (1) wynajem (1) wypieki (1) z dialogów (1) zbiory (1) śmieci (1)