sobota, 25 października 2014

Ostatni weekend...

...października.
Zaczął się urodzinami naszej królowej, czyli Po. Ciut wcześniej (czyli w piątkowe rano), z tortem i koroną na głowie powędrowała do przedszkola, gdzie jaśnie panowała cały dzień. Królewskie przywileje polegały na tym, że podczas obiadu i częstowania poddanych tortem mogła nobliwie przechadzać się pomiędzy stolikami. Bycie równiejszą od wszystkich na tyle zawróciło jej w głowie, że po południu była trochę nieznośna. A może to zwyczajne zmęczenie?
Fajny jest ten pomysł przedszkolny, żeby jubilat był uhonorowany cały dzień. W domu byłoby trudno. I jakoś dzięki temu nikt nie wpada na pomysł, żeby zapraszać dzieci na imprezy w różnych bobolandiach, co w innych przedszkolach jest nagminne.

Dzisiaj Łu z Tatem harowali na budowie regipsując pomieszczenie nad garażem. Ja - objuczona dziećmi - na budowę mogłam zajrzeć tylko wizytacyjnie, co zresztą się stało kilkukrotnie: a to z jakimiś taśmami i kawą; a to z wiertłami; i z kolacją na koniec. Panowie oganiali strych, a ja zapewniałam rozrywkę dzieciakom, co udało mi się (chyba) całkiem skutecznie. Po pierwsze pojechaliśmy na akcję sadzenia drzew w Parku Tysiąclecia. Dzieciaki pod 'ich' jesionem:
Potem były atrakcje w postaci konkursów, strzelania z łuku (Mimi przepadł tu na godzinę i nie dawał się oderwać), grochówki, która smakowała dzieciakom ogromnie, pokazu sokolników, psów, sprzętu leśnego. Chłodno było, ale na dworze.
Drugą atrakcją miał być wyjazd na przedostatni w tym roku pokaz fontann. I pomimo, że nie zdążyliśmy na główną część (standardowy problem przy wybieraniu się gdziekolwiek: Po zdążyła się rozebrać do podkoszulka a odszukanie zdjętych rzeczy bądź skompletowanie czegoś nowego nie było łatwe; Mi marudząc, że przez to, że ma zrobić to, co ma zrobić nie zdążymy - nie robił tego, co miał zrobić), to było miło posiedzieć w ciemnościach, przy różnokolorowych kaskadach.
Nie zdążyliśmy upiec biszkoptu na jutrzejsze spotkanie rodzinne. Mam nadzieję, że z rana się ogarnę ze wszystkim. Różnie to bywa przy kleceniu czegoś tortopodobnego. Ciekawe, że z babkami i drożdżowymi ciastami raczej nie mam tego problemu. A ciasta z masą zawsze są 'pod górkę'. Nie dla mnie, ale zaparłam się. Zobaczymy, co jutro wymęczę.

A w przyszły weekend... po pierwsze halloween, o czym dzieciaki już mi nie dają zapomnieć. Po drugie Święto Zmarłych, co będzie okazją może do ponownego pobycia na dworze i za jasności. Na co już chyba tylko w soboty i niedziele możemy liczyć.
Byle do wiosny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Etykiety

życie rodzinne (124) ogród (121) budowa (102) przetwory (31) marudzenie (28) plany (28) jojczenie (27) dywagacje (21) sso (20) filozofowanie (17) rośliny (17) dach (16) obserwacje (15) przyroda (15) zwierzęta (15) działka (14) mieszkanie (14) przyłącza (14) wnętrza (14) aranżacje (13) finanse (13) ogólne (13) życie na wsi (13) problemy (11) stan 0 (11) woda (11) covid19 (10) droga (10) nalewki (10) przepisy (9) sąsiedzi (9) kalkulacje (8) marzenia (8) okna (8) ptaki (8) wspomnienia (8) z netu (8) święta (8) ciocia dobra rada (7) prąd (7) bździuny (6) ogrzewanie (6) sądziad (6) absurdy (5) instalacje (5) kot (5) książki (5) radości (5) wiosna (5) zasłony (5) zdjęcia (5) zima (5) co ja robię tu? (4) elewacja (4) historycznie (4) kanalizacja (4) nie wiem co powiedzieć (4) politycznie tfu (4) sprawy wsi (4) wygrzebane z lamusa (4) łazienki (4) drzwi (3) fontanna (3) gaz (3) genealogia (3) inspiracje (3) kuchnia (3) odkrycia (3) pory roku (3) schody (3) wino (3) wyczytane (3) cuda natury (2) dokumenty (2) dom (2) energooszczędność (2) kompost (2) ku pamięci (2) ogrodzenie (2) pet challenge (2) piękne słowa (2) podłoga (2) przeprowadzka (2) ssz (2) wymiękam (2) zioła (2) a (1) bruki (1) dialogi (1) domek na drzewie (1) działania (1) kosopleciny (1) krupnik (1) muzyka (1) okolica (1) pogoda (1) poidełko (1) pytania bez odpowiedzi (1) reklama (1) strachy na lachy (1) szkoła (1) słowiańszczyzna (1) taras (1) tydzień Ziemi (1) wynajem (1) wypieki (1) z dialogów (1) zbiory (1) śmieci (1)